41

14.4K 682 240
                                    

Przyznać muszę jedną rzecz. Poziom nauczania i chęć, z jaką profesorowie oddają się swoim obowiązkom tutaj, nie dorównuje nawet w połowie temu, co na poprzedniej uczelni. Nigdy nie narzekałam na poziom w Kanadzie, ale teraz widzę, że dużo traciłam i gdyby nie to, że sama dużo uczyłam się we własnym zakresie, mogłabym mieć teraz poważne zaległości. Podoba mi się również to, i chyba najbardziej ze wszystkiego tutaj, że mamy zajęcia praktyczne w szpitalu obok uniwersytetu. Nie robimy oczywiście za wiele, najczęściej podajemy pacjentom lekarstwa bądź obserwujemy pracę lekarzy, ale dla studentów jest to wystarczająca frajda i zdobyte doświadczenie.

Rano ze snu wybudza mnie Shawn. A ściślej mówiąc pocałunki, jakie składał na moim odsłoniętym ramieniu. Otworzyłam oczy, przejeżdżając dłonią przez jego włosy.

-Wstajemy skarbie. - usłyszałam, jak mówi szeptem.

Mimowolnie uśmiechnęłam się słysząc to. Jego usta powędrowały do mojej szyi, co sprawiło, że dreszcze przeszły przez całe moje ciało. Cicho jęknęłam, kładąc dłoń na jego karku. Nie chciałam oczywiście tego przerywać, ale wiem, że nie będziemy mieli  żadnych korzyści, jeżeli spóźnimy się na zajęcia.

Przerwałam pocałunek, patrząc na jego wciąż lekko zaspaną twarz. Był wyraźnie podniecony, więc na pewno nie chciał teraz rozmawiać.

-Spóźnimy się.

-A myślisz, że dlaczego obudziłem cię pół godziny szybciej niż zwykle?

*

Chociaż ledwo co, ale zdążyliśmy bez zaliczenia spóźnienia. Nie mieliśmy mieć dzisiaj praktyk w szpitalu, jednak zostaliśmy mile zaskoczeni. Po zakończeniu wykładu, profesor stanął na środku i wyczytał:

-Brook, Mendes, Smith, O'valley i Evans. - rozejrzał, się więc podnieśliśmy ręce. - W szpitalu brakuje rąk do pomocy, więc idziecie.

Kiedy zadowoleni spojrzeliśmy po sobie, dodał jeszcze przed naszym wyjściem:

-Wybrałem właśnie was, bo jesteście najlepsi. Nie zawiedźcie mnie.

Przyjęliśmy komplement z dumą. Nie ukrywam, że to cudowne uczucie usłyszeć coś takiego. Zadowolona podeszłam do Shawna i chwyciłam go za rękę.

Wchodząc do budynku, poszliśmy do szatni, przebrać się. Z powodu panującego od kilku dni strajku pielęgniarek, szpital nie może funkcjonować bez nich. Dla nas to oczywiście idealna okazja do nauki.

Czekał na nas jakiś mężczyzna, był to prawdopodobnie chirurg.

-Patrz teraz. - rzucił Mendes, puszczając moją dłoń, kiedy do niego podchodziliśmy.

Kiedy byliśmy już przy pozostałych, powiedział głośno:

-Mam nadzieję, że nie będę musiał z tobą dziś pracować, bo już wolałbym podciąć sobie żyły skalpelem. - stanął z dala ode mnie, a mnie naprawdę ciężko było się nie roześmiać.

Mężczyzna widząc to, obleciał wzrokiem wszystkich i spojrzał na swoją kartkę.

-Naziwska proszę.

Każdy podał jak się nazywa, po czym z szyderczym uśmieszkiem rzucił:

-O akurat tak się złożyło, że Mendes i Evans pracują dziś razem. - uśmiechał się ironicznie.

-Dlaczego? - spytał chłopak, udając oburzenie.

-Bo mam tak napisane - wskazał pustą kartkę. - o tutaj.

Zadowolony z siebie, rozdzielił zadania nam i drugiej grupce osób. Kiedy dostaliśmy karty pacjentów, do których należy zajrzeć, jakaś kobieta podbiegła do lekarza i podała jeszcze jedną kartę.

-Macie jeszcze to. - położył na stercie, którą trzymał chłopak. - Na specjalne życzenie.

Nie wiedzieliśmy o co chodzi, ale zbyliśmy to.

-Więc wolałbyś się pociąć niż ze mną pracować? - zapytałam, tłumiąc uśmiech. - Myślałam, że rano ci się podobało...

Od razu wyszczerzył się szeroko i oczy mu się zaświeciły. Ułożył usta w dziubek, unosząc brew.

-O nie, teraz mamy już co robić świrze. - zmierzwiłam jego czuprynę, biorąc pierwszą kartę pacjenta.

Odwiedzaliśmy różnych pacjentów po kolei, dbając by mieli wszystko czego potrzebują, lub pod okiem kogoś bardziej doświadczonego podawaliśmy leki. Na koniec została nam karta, którą podrzucił nam ten lekarz. Udaliśmy się do sali numer czterdzieści dziewięć, ale to co tam zobaczyliśmy całkiem nas zszokowało.

Na fotelu siedziała Stephanie, a w wysokiej kołysce obok leżało małe dziecko. Wymieniliśmy się spojrzeniami z Shawnem.

-O, jesteście. - powiedziała z nadzieją w głosie.

-Nie na długo. - od razu przybrał nieprzyjemny ton głosu.

Shawn otworzył kartę i przeczytał informacje o pacjencie, którym okazało się być właśnie to małe dziecko.

-Jesteś jego matką? - zapytałam.

-Nie, nie. - odparła. - to moja bratanica, ale jestem prawnym opiekunem.

Dziecko było tu tylko na obserwacji. Zawołałam lekarza, który zlecił więcej badań, które wykona ktoś inny. Cały czas obserwowałam Shawna i dziewczynę. Nie patrzył na nią i wyraźnie pokazywał, że nie chce jej znać. Ona zerkała w jego stronę co chwilę, ale szybko odwracała wzrok. Chciałabym wiedzieć co ta dziewczyna myśli, bo nie wiem jak może kręcić się wokół niego po tym, co się wydarzyło między nimi.

Shawn stał przy kołysce i uważnie obserwował każdy wykonywany przez lekarza ruch. Ten zauważył to i powiedział:

-Masz to coś Mendes. - przyłożył stetoskop do małej i delikatnej klatki piersiowej małej. - Chyba oszalałem, bo jesteś na drugim roku, ale gratuluję. To twoja pierwsza pacjentka. Oczywiście, wciąż będziesz tylko obserwował, ale twoje nazwisko pojawi się w raporcie. Zadowolony?

Wyraźnie rozweselił się, patrząc przelotnie na Stephanie. W momencie, w którym przypomniał sobie, że to równa się z widywaniem jej, entuzjazm trochę zmalał. Ale takiej okazji nie mógł przepuścić.

Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, zasłaniając usta dłonią. Po chwili przestała, a ja próbowałam zrozumieć, czemu tak zareagowała.

Lekarz wyszedł, a kobieta razem z nim, ponieważ chciał z nią porozmawiać. Podeszłam do chłopaka, który zajęty był małą,  pierwszą pacjentką.

-Gratuluję. - wyznałam.

Uśmiechał się, ciesząc z tego co się stało. Dziewczynka trzymała w swojej rączce jego palec.

-Już cię kupiła co? - spytałam.

-Chyba tak. - zaśmiał się. - Tylko...

Wskazał głową na kobietę za drzwiami.

-Spróbuj jakoś o tym nie myśleć i ciesz się z pierwszej pacjentki. - próbowałam dodać mu otuchy.

Pokiwał głową, obejmując mnie w pasie. Przyłożył usta do mojej skroni, zamykając oczy i składając długo pocałunek.

-Kocham cię. - usłyszałam.

Spojrzałam na niego. Ta sytuacja na pewno nie jest łatwa. Musi patrzeć na osobę, która zabiła jego rodziców. Muszę podtrzymywać go na duchu, a wtedy wszystko będzie dobrze. Odpowiedziałam to samo, łapiąc go za rękę, co on odwzajemnił.

-----------------------
niedługo koniec kochani moi :) :(

Daddy, I'm a bad girl. / shawn mendes fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz