Minął zaledwie niecały miesiąc, a mam wrażenie jakby był to co najmniej rok. Pamiętam jak całkiem niedawno myślałam, że mam zaległości na uczelni. Tamte 'zaległości' to była pestka, w porównaniu z tym, co jest teraz. Nie dość, że na wykładach jestem rzadko, a jak już jestem to i tak nie jestem w temacie i nie wiem co robić. Staram się uzupełniać notatki od Shawna, ale jest tego naprawdę sporo.
Moja siostra jest bardzo silna, z czego niesamowicie się cieszę i jestem z niej dumna. Chociaż wszystkie włosy, włącznie z brwiami i rzęsami już dawno zdążyły jej wypaść, ona obraca to w żart, mówiąc, że i tak nie lubiła swojego koloru i może odrośnie jakiś inny. Chemioterapia wciąż nieprzerwanie trwa, i to narazie jedyne co lekarze mogą zrobić. Wypytałam jej chirurga, który pokazał mi skany jej żołądka. Wyjaśnił mi, że guz jest zbyt złośliwy i zbyt duży, aby wykonać jakiekolwiek zabieg chirurgiczny. Jest nadzieja, że dzięki chemii zmniejszy się i będzie można wyciąć chociaż jakąś jego część. Rokowania nie są najlepsze, ale jak to sam powiedział 'medycyna każdego dnia nas zaskakuje', więc nadzieja jest zawsze. Tego właśnie staram się zresztą trzymać.
Dziś po zajęciach idziemy do Shawna, abym mogła uzupełnić resztę notatek. Z racji tego, że jestem u siostry niemal każdego dnia, kazała mi odpocząć od niej i dzisiaj nie przychodzić. Ledwo się zgodziłam, wiedząc, że zrobi wszystko, aby tak było.
Wchodzimy do jego mieszkania i pierwsze co, czuję ten charakterystyczny zapach, co za każdym razem, gdy tu wchodzę. Zapomniałam już o nim, bo dawno mnie tu nie było. Jest to mieszanka jakiegoś miętowego detergentu, prawdopodobnie do ścierania kurzu, świeżego powietrza, z racji zawsze otwartych okien podczas jego nieobecności i jego perfum. Po przekroczeniu progu mieszkania, jeden z kącików moich ust delikatnie się uniósł.
Zdjęłam buty i płaszcz, odwieszając go na wieszak. Skręciłam w prawo do dużego pokoju. Rzuciłam torbę na kanapę, sama siadając obok. Shawn poszedł do kuchni po coś do picia, zaraz wracając i odstawiając szklanki na biurko. Usiadł specjalnie tak blisko mnie, że siadając uderzył mnie ramieniem. Oddałam mu, wymierzając zaciśniętą pięścią w jego rękę. Siedział bez ruchu, więc myślałam, że to zignorował i dał sobie spokój. Po chwili przypomniałam sobie, że to przecież Mendes i tak się nigdy nie stanie. Zaczął łaskotać mnie w talii, tak że zaczęłam niekontrolowanie i głośno się śmiać. Próbowałam złapać go za przedramiona, aby przestał, ale był przecież silniejszy. W końcu udało mi się wyrwać, siadając na nim okrakiem, przyciskając jego ręce do kanapy. Smialiśmy się i patrzyliśmy na siebie przez chwilę, kiedy po chwili uspokoiliśmy się. Moje dłonie znajdowały się na jego przedramionach, więc zaczęłam schodzić nimi niżej, aż do jego dłoni. Złapał moje dłonie, przeplatając nasze palce razem. Trwaliśmy tak jeszcze przez chwilę, uważnie patrząc sobie w oczy, kiedy przerwałam to w końcu:
-Dobra, musisz dać mi te notatki.
-Siedzisz na mnie. - uśmiechnął się łobuzersko i uniósł brwi, po czym złapał mnie w talii.
Przekrzywiłam głowę na bok, mrużąc oczy.
-To twoja wina.
-Raczej zasługa - zaśmiał się. - poza tym ja nie kazałem ci tego robić, to była twoja wolna, nieprzymuszona wola.
Przewróciłam oczami i westchnęłam. Zeszłam z niego, siadając obok. Przyniósł mi swój skoroszyt, w którym znajdowały się wszystkie potrzebne notatki. Podał mi go, zajmując to samo miejsce co poprzednio.
Zaczęłam przypisywać, przy okazji zaglądając do podręcznika po dodatkowe informację. Chłopak co chwilę szturchał mnie i mi przeszkadzał, co po jakimś czasie zaczęło mnie denerwować.
-Mendes, masz pięć lat czy chorobę umysłową? Bo jeśli to drugie to mogłeś wcześniej mówić, bo nie mam w zwyczaju naśmiewania się z chorych.
CZYTASZ
Daddy, I'm a bad girl. / shawn mendes fanfiction
FanfictionMadeleine Evans, dla znajomych Maddie lub Mad. Nie ma ich zbyt wiele, bo czas woli spędzać sama z powodu takiego usposobienia oraz chęci do nauki. Studiuje medycynę na pierwszym roku, będąc jedną z najlepszych na uczelni. Inteligenta, bystra, sarka...