3

2.1K 141 47
                                    

Baron Arald stał spokojnie na korytarzu znosząc komentarze i narzekania chodzącego w tę i z powrotem sekretarza, kiedy drzwi do komnaty uczennic lady Pauline otworzyły się. Daisy przekroczyła próg pomieszczenia i skłoniła się nisko przed baronem.

- Błagam o wybaczenie, panie. Moje zachowanie było niegodne i nieodpowiednie. Jeśli teraz moja mentorka nie zechce mnie w swojej Szkole, odejdę. - mówiła spokojnie, ale w jej głos wdarł się smutek.

- Myślę, że nie będzie takiej potrzeby. - baron zaśmiał się. - I nie musisz mnie za nic przepraszać, dziecko. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, a ta sytuacja nie jest z twojej winy. - zawołał, a jego tubalny głos rozbrzmiał echem w całym korytarzu. - No dobrze, chodźmy już na tą ceremonię, bo i mnie nasza droga Pauline wyrzuci z tego zamku. - znów się zaśmiał i ruszył we wskazanym przez siebie kierunku ignorując biegnącego za nim Martina, który stanowczo protestował zasypując go kolejnymi argumentami.

Daisy, chcąc nie chcąc, poszła za nimi. Nie rozumiała po co właściwie baron idzie na ceremonię, ale wolała już o nic nie pytać. Pomimo zapewnień Aralda czuła, że mu podpadła, a on już nigdy nie spojrzy na nią tak samo, o ile w ogóle będzie miał okazję. Dziewczyna powoli pogodziła się z myślą, że po raz ostatni idzie zamkowymi korytarzami jako uczennica kurierki.

Baron Arald otworzył drzwi do sali, w której zazwyczaj odbywały się takie ceremonie. Nie był to gabinet lady Pauline, gdyż, pomimo swoich rozmiarów, nie pomieściłby tylu osób. Była to zwyczajna komnata z kominkiem w rogu, podłogą wyłożoną dywanem i jednym podłużnym stołem, na którym aktualnie leżały jakieś dokumenty należące do lady Pauline. Kobieta stała przed nim wpatrując się w twarze swoich uczniów w milczeniu, gdyż baron swoim wejściem przerwał jej jakieś ważne przemówienie. Powoli zwróciła na niego swoje opanowane spojrzenie.

- Witaj, panie. - odezwała się. - Co cię tu sprowadza?

- Przyprowadziłem jedną z twoich uczennic, lady Pauline. - powiedział wskazując ręką na Daisy stającą w szeregu obok jakiegoś chłopca, który wyglądał jakby połknął kołek. - Mogę cię na chwilę prosić? - spytał szeptem, ale i tak słyszano go dokładnie w całej sali.

Lady Pauline skinęła głową i ruszyła w stronę wyjścia. Skoro baron przerwał ceremonię, to musiało się stać coś ważnego. Daisy wyłapała karcące spojrzenie swojej Mistrzyni i wstrzymywała oddech dopóki drzwi się nie zamknęły. W sali rozbrzmiał szmer rozmów, niemal natychmiast uciszony przez nauczycieli, którzy próbowali coś usłyszeć z rozmowy odbywającej się na korytarzu. Wszyscy zaciekawieni nadstawili ucha.

- O co chodzi? - szepnął niemal bezgłośnie Kal, który stał tuż obok Daisy. Teraz już nie wyglądał jakby połknął sztywny kołek, teraz wyglądał jakby połknął kołek wygięty w łuk.

Kalencjusz Dorytail był chłopakiem o głowę wyższym od Daisy, miał brązowe włosy i szmaragdowe oczy, a jego umysł był niezwykłą pogmatwaną kulką sprzecznych myśli, przez co Kal często nie mógł się zdecydować czego tak właściwie chce. Ludzie często się zastanawiali skąd jego rodzice wzięli pomysł na takie imię dla dziecka, ale chyba nawet oni sami tego nie wiedzieli. Koniec końców Kalencjusz został przechrzczony na Kal'a, ale niektórzy i tak używali jego prawdziwego imienia, głównie po to, aby go podrażnić.

- Albo nie. Nie mów mi. Nie chcę wiedzieć. - powiedział szybko, ale Daisy i tak nie zamierzała mu na to pytanie odpowiadać, w związku z czym zacisnęła usta w wąską kreskę.

Drzwi otwarły się ponownie dopiero po bardzo długiej chwili, w czasie której kilka razy rozległy się przyciszone szepty oraz próby wyciągnięcia czegoś z Daisy, która uparcie wpatrywała się przed siebie i nie miała zamiaru wydać z siebie ani jednego dźwięku. Lady Pauline oraz baron Arald stanęli przed uczniami Szkoły Dyplomacji zbitymi w szereg białych sukien i uniformów. Siwowłosa kobieta zwróciła swoje spokojne oblicze wstronę Daisy, której nerwy były napięte jak postronki.

Kurierka | ZwiadowcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz