Kiedy tylko przekroczyli granicę Skandii, natrafili na ślady bytności około trzydziestu Temudżeinów, jak stwierdził Halt. Podjął on również decyzję o tym, że wyruszą śladem sześcioosobowej grupy, która odłączyła się od reszty i ruszyła w głąb lądu. Daisy ani trochę się z nim nie zgadzała, mieli ważniejsze zadanie niż martwienie się grupą przybyszów ze wschodnich stepów, ale póki co zmierzali w kierunku Hallasholm, więc nie wyrażała na głos swoich wątpliwości. Podążali ich tropem od dłuższego czasu, a właściwie to Halt nim podążał, a Daisy i Horace jechali za nim kompletnie zdezorientowani. W końcu w szkolenie żadnego z nich nie wchodziło odczytywanie znaków na śniegu.
Zwiadowca zatrzymywał konia co jakiś czas i pochylał się w siodle, żeby przyjrzeć się śladom, mruczał coś pod nosem, po czym ruszał dalej. Dla jego towarzyszy było to nie tyle nudne, co męczące, bo nie mieli czym zająć myśli. W pewnym momencie rozmyślania Halta nad tropem stały się trochę dłuższe niż zwykle.
- No proszę, jednak wrócił. - mruknął na tyle głośno, że oboje go usłyszeli.
Horace podjechał bliżej, żeby również przyjrzeć się śladom, jednak, podobnie jak wcześniej, nie zobaczył w nich nic konkretnego. Daisy już nawet nie próbowała interpretować chaotycznej plątaniny końskich kopyt.
- Co się stało? - spytał Horace dochodząc do wniosku, że sam się nie domyśli.
- Pojedynczy jeździec, jeden z Temudżeinów, wyraźnie odłączył się od grupy i z początku udał się w głąb Skandii, podczas gdy reszta zmierzała dalej zakolem na północny wschód, utrzymując stałą odległość od granicy. Teraz jednak samotny wędrowiec powrócił na wspólny szlak, by przyłączyć się do towarzyszy. - odparł Halt nie podnosząc wzroku.
Po chwili ruszyli dalej, ale zwiadowca zatrzymał konia już po kilku krokach.
- A to dziwne. - powiedział.
Zeskoczył z siodła i przyklęknął w śniegu na jedno kolano. Przez chwilę przyglądał się śladom z bliska, potem spojrzał za siebie, w kierunku, z którego nadjechał pojedynczy jeździec. Znów wymamrotał coś pod nosem, wstał i otrzepał kolano ze śniegu.
- Co znowu? - spytał Horace.
Halt skrzywił się, a Daisy wywróciła oczami. Miała już powoli dość tego błądzenia po lesie.
- Samotny jeździec nie dołączył tu do swych towarzyszy. Oni przejechali tędy co najmniej dzień przed nim. - odpowiedział po krótkiej chwili milczenia.
Horace wzruszył ramionami. Ani on, ani Daisy nie widzieli w takim postępowaniu niczego dziwnego.
- Po prostu, jechał za tamtymi, żeby dogonić ich w jakimś umówionym miejscu. - stwierdził krótko.
Halt przytaknął mu.
- Najprawdopodobniej tak. Grupa, której śladem podążamy, to zwiadowcy, a on dokonał samotnego wypadu rozpoznawczego. Nie wiemy, po co to uczynił. W tej chwili to jednak bez znaczenia. Podstawowe pytanie brzmi: kto szedł za nim, jakby go śledząc?
Horace uniósł brwi, a Daisy westchnęła zrezygnowana. Teraz już nic nie odciągnie zwiadowcy od śledzenia Temudżeinów.
- A ktoś go śledził? - zdziwił się młody rycerz.
- Głowy bym nie dał, ale na to wygląda. - odparł Halt. - Śnieg szybko się roztapia, więc ślady nie są zbyt wyraźne. Odciski kopyt widać jeszcze dość dobrze, tylko że ten ktoś idzie pieszo... O ile nie pomyliłem się i o ile rzeczywiście za nim idzie. - dodał.
- To... - zaczął Horace. - co robimy?
Halt w jednej chwili podjął decyzję.
- Jedziemy ich tropem. - oznajmił, wsiadając z powrotem na Abelarda. - Nie zaznam spokoju, dopóki się nie dowiem, co tu się dzieje. Nie znoszę nierozwiązanych zagadek.
CZYTASZ
Kurierka | Zwiadowcy
FanfictionWill i Daisy wychowali się w sierocińcu zamku Redmont. Pozbawieni nazwiska i wiedzy o własnej przeszłości, mają jedynie siebie nawzajem. Szlachetność barona jednak pozwala im wziąć życia we własne ręce i zbudować historię na nowo. Zastanawialiście...