22

1.2K 95 69
                                    

- Okropnie to wszystko wygląda. - zauważyła Daisy rozglądając się po otaczającym ich krajobrazie.

Po wyjechaniu z miasta trafili na ubity trakt ciągnący się między polami uprawnymi. Gdzie nie gdzie stały budynki - chaty mieszkalne, stodoły. Wszystko to było zaniedbane. Zupełnie jakby mieszkańcy porzucili swe ziemie i wyjechali. W istocie tak właśnie było.

- Jest tu tak pusto. - dodała.

- Plagą tej ziemi jest wojna. - powiedział Halt cicho, jakby z nutą smutku.

- Wojna? - zdziwił się Horace. - Kto z kim walczy?

- Galowie walczą sami ze sobą. - odparła Daisy. - Poniekąd.

Horace posłał jej pytające spojrzenie, ale to Halt podjął się wyjaśnianiu. Podrapał się po brodzie i rozpoczął swój wywód.

- Brak tu silnej królewskiej władzy. Tym krajem rządzą dziesiątki pomniejszych możnowładców, rycerzy, baronów - w gruncie rzeczy lokalnych rozbójników. Napadają na siebie bezustannie i walczą każdy z każdym. Właśnie dlatego pola są tu tak zaniedbane. Pewnie połowa rolników została zmuszona, by zaciągnąć się do armii któregoś z nich.

- Czy to dlatego... ludzie spoglądają tu na nas... z lękiem? - spytał Horace niespokojnie rozglądając się na boki.

- A, zauważyłeś? To dobrze. Będą z ciebie ludzie - kiedyś. - mruknął Halt z lekkim uznaniem skwaszonym pod koniec.

- Nie musisz mu dokuczać. - zauważyła Daisy i zaczęła wyjaśniać za niego. - Jeźdźcy i zbrojni nie kojarzą się tutejszym ludziom dobrze. U nas rycerze chronią, ale tutaj rabują.

Ze smutkiem spojrzała na zaniedbane pola.

- Słyszałam, że nim to wszystko się zaczęło, Galia była najpiękniejszym krajem znanego nam świata. Mieli żyzne ziemie, wiele dorodnych plonów, byli bogaci, a teraz... - pokręciła głową.

Halt westchnął.

- A teraz panuje tu zamęt. - dokończył za nią. - Król Henryk jest słaby i nie dysponuje prawdziwą władzą. Toteż baronowie wiodą ze sobą nieustanne wojny i mordują się wzajemnie. Niewielu z nich dożywa późnej starości... co akurat nie jest wielką stratą, zapewniam. Gorzej jednak, że cierpi na tym niewinny lud, tylko dlatego, że wchodzi im w drogę. Ten stan rzeczy może oznaczać kłopoty także dla nas, ale będziemy musieli po prostu... A, niech to.

Daisy poderwała głowę słysząc jego ostatnie słowa, mimo że wypowiedział je cicho. Objęło ją zaniepokojenie, które wyczuła w jego głosie, kiedy zobaczyła stojącego im na drodze rycerza w pełnym rynsztunku dosiadającego potężnego rumaka. Nie zauważyli go wcześniej przez zarośla porastające wzgórze, z którego zjeżdżali. Teraz jednak był całkiem dobrze widoczny, w piękniej lśniącej zbroi, dumnie wypinający pierś czekając na przejezdnych. Stał przed kamiennym mostkiem, który prowadził na drugą stronę niewielkiego strumienia.

- No proszę, ładne rzeczy. - rzekł cicho Halt z wyraźnym niesmakiem w głosie.

Sięgnął za ramię i powoli wyciągnął strzałę z kołczanu, po czym założył ją na cięciwę.

- Co się stało? - spytał Horace.

- Ten tutaj zapewne uznał most za swoją własność i będzie żądał myta za przejechanie na drugą stronę. - wyjaśniła Daisy.

- Kiedy ja się spieszę, tym Gallom zachciewa się psich figli. - mruknął zwiadowca kompletnie ignorując ich wymianę zdań.

Rycerz krzyknął kilka zdań po galijsku z wyraźną groźbą w głosie. Horace widocznie ją wyczuł.

Kurierka | ZwiadowcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz