Daisy razem z Michaelem wyszli przez bramę mijając uśmiechniętą grupę ludzi zmierzających na jarmark. Umówili się z przyjaciółmi, że spotkają się przy jabłoni, która rosła samotnie na zamkowych błoniach niedaleko murów. I rzeczywiście, już z daleka zobaczyli czekające na miejscu postacie oraz niewielkiego konika. Daisy uśmiechnęła się pod nosem rozpoznając Wyrwija, jednak mina jej zrzedła, kiedy koń zaczął wierzgać i rżeć.
- O nie. - mruknęła i przyspieszyła kroku niemal biegnąc.
Michael też wydłużył krok mrużąc oczy, żeby zobaczyć co wyrabiają niezbyt widoczne w słońcu postacie. Im bliżej byli, tym bardziej byli pewni, że dzieje się coś złego. Kiedy postaci stały się wyraźne i rozpoznawalne, Daisy zacisnęła pięści, a Michael sapnął zaniepokojony.
Nad leżącym na ziemi Horace'm stał Mistrz Szkoły Rycerskiej we własnej osobie i trzymał Willa za kołnierz kilka cali nad ziemią. Jedno było pewne – nie był zadowolony.
- Co tu się dzieje, wy łobuzy? - sir Rodney powiedział te słowa tak donośnie, że Daisy miała wrażenie jakby stała tuż obok niego, choć w rzeczywistości brakowało jej jeszcze kilku chwil do tego miejsca.
Dobiegła akurat w momencie, kiedy rycerz puścił kołnierz Willa, a ten zwalił się na ziemię jak worek kartofli. Nie leżał jednak długo, tylko od razu zerwał się na równe nogi i stanął na baczność obok Horace'a.
- Co się stało? - spytała Daisy stanowczo i poważnie.
Sir Rodney zerknął na nią rozpoznając kim jest, ale jego gniew nie zelżał. Zmarszczył mocno brwi.
- Dwaj czeladnicy - warknął. - tłuką się w czasie święta jak najgorsza hołota! Co gorsza jeden z nich jest uczniem mojej szkoły, a drugi twoim bratem, panienko.
Daisy zmierzyła spojrzeniem chłopców wciąż stojących na baczność ze wzrokiem wbitym w ziemię, bynajmniej nie z zawstydzenia swoim czynem. Dostrzegła krew wyciekającą z nosa Horace'a i wykwitającego powoli siniaka pod okiem Willa.
- Dlaczego się pobiliście? - spytała wprost tonem, którego nauczyła się od swojej mentorki. Lady Pauline używała go zawsze, kiedy natrafiała na ludzi, którzy ośmielili się ją lekceważyć kompletnie nie rozumiejąc co się do nich mówi. - No słucham!
Spojrzała najpierw na Horace'a, od którego nie spodziewała się wyjaśnień, a potem na Willa. W jej oczach błysnął zawód, który chłopak zauważył i skrzywił się, zupełnie jakby miał się zaraz rozpłakać.
- My tylko... - wyjąkał Will i przełknął głośno ślinę. Najbardziej na świecie nienawidził momentów, kiedy jego sistra była zawiedziona jego zachowaniem. Mogła być zła, mogła być smutna, ale zawodu znieść nie mógł. - Po prostu pobiliśmy się.
- Ah tak? Co ty nie powiesz? Tyle sama widzę. - syknęła zachowując powagę i wyniosłość prawdziwej kurierki.
Chłopcy aż się skulili pod tonem jej głosu, bardziej nawet niż po krzykach sir Rodney'a. Rycerz zerknął na młodą kurierkę i westchnął ciężko.
- No, dobra. Koniec bójki. Podajcie sobie ręce na zgodę.
Horace i Will spojrzeli na siebie wilkiem zapominając nagle o ostrym tonie Daisy. Ani myśleli się godzić, ale Rodney był innego zdania.
- Wykonać! - wrzasnął z całej siły, aż stojący krok za Daisy Michael podskoczył.
Podali sobie ręce tak szybko, jakby ich ktoś biczem strzelił i spojrzeli sobie przy tym w oczy. Po tym spojrzeniu Daisy poznała, że to wcale nie jest koniec, oni zamierzali zakończyć spór w innym czasie. Miała ochotę strzelić jednego i drugiego w ucho, żeby wybić im z głów takie pomysły, ale to nie wypadało uczennicy Szkoły Dyplomacji.
CZYTASZ
Kurierka | Zwiadowcy
FanfictionWill i Daisy wychowali się w sierocińcu zamku Redmont. Pozbawieni nazwiska i wiedzy o własnej przeszłości, mają jedynie siebie nawzajem. Szlachetność barona jednak pozwala im wziąć życia we własne ręce i zbudować historię na nowo. Zastanawialiście...