Rozdział dłuższy, jako że tydzień temu się nie pojawił, a ja jak zwykle czekam na komentarze z opinią o rozdziale 😉
____________________________________
Nastała noc. Czekali na nią długo, z niecierpliwością i w ciągłym napięciu. Przynajmniej tak im się zdawało. Dopiero teraz, kiedy nadszedł czas na wyruszenie i wcielenie planów w życie, pojawiło się prawdziwe napięcie. Oddział zbierał się do wyruszenia, a Daisy razem z nimi, Naadiya jednak powstrzymała ją ruchem ręki.
- Ty zostaniesz. - powiedziała. - Nie mogę cię narażać, nie jesteś z naszego kraju.
- Jakie to ma znaczenie? Podjęłam decyzję - idę z wami.
- Nie. Zostajesz - to jest rozkaz.
Naadiya i Daisy dłuższą chwilę mierzyły się spojrzeniami i żadna nie zamierzała odpuścić. W końcu księżniczka odwróciła się na pięcie i wyruszyła na czele swoich ludzi w stronę miasta. Daisy stała nieruchomo patrząc jak znikają za najbliższą wydmą. Zacisnęła pięść licząc w myślach do stu. Wojowniczki, które zostały w obozie, wyglądały na zaniepokojone jej zachowaniem, zwłaszcza, kiedy nagle złapała za swoją torbę i ruszyła po śladach zostawionych przez niewielki oddział.
Jedna z wojowniczek dogoniła ją szybko i zatrzymała.
- Stój. Amira zakazała. - syknęła.
Daisy obdarzyła ją spojrzeniem, które sprawiło, że ta cofnęła się o krok.
- Jak słusznie zauważyła, nie jestem z waszego kraju, więc twoja amira nie może wydawać mi rozkazów. Przyjmuję rozkazy jedynie od króla Araluenu.
Wojowniczka wahała się przez chwilę, jednak w końcu ustąpiła, a Daisy ruszyła do Amnas starając się nie dać po sobie poznać jak bardzo jest niepewna tego, co robi. Nie powinna była w ogóle się wtrącać w prywatne sprawy Arydii. Przecież jest posłem, przybyła z oficjalnym i niepodważanym poselstwem. Czyżby znów pragnęła udowodnić całemu światu, że nie jest jedynie młodą dziewczyną, którą można rozstawiać po kątach? Chyba tak. Teraz jednak za późno było na zastanawianie się nad słusznością swoich decyzji. Za późno na roztrząsanie błędów. Nadszedł czas na zdecydowane działanie.
***
Daisy przekradała się ulicami Amnas pogrążonego we śnie. Wszędzie panowała cisza; tylko czasami ponad nią wybijał się pojedynczy ludzki głos dochodzący z jakiegoś domu lub odgłos zwierzęcia. Przez to wszystko jej oddech wydawał się nieznośnie głośny, a kroki zdawały się odbijać echem w wąskich uliczkach. Młoda kurierka była przerażona. Starała się trzymać cienia i uważać pod nogi, żeby się nie potknąć.
Nie miała za sobą szkolenia zwiadowcy, więc nie zdawała sobie sprawy, że kiedy za bardzo skupi się na sobie, przestanie zauważać otoczenie. Dotarło to do niej, kiedy było już za późno. Z jakiegoś cienia w jednym z zaułków, wychynęła postać. Drgnęła chcąc uciekać, jednak postać nie miała zamiaru się wahać i dopadła ją w ułamku sekundy. Daisy chciała krzyknąć, ale uświadomiła sobie, że w ten sposób jedynie ściągnie na siebie większą ilość napastników. Usiłowała się więc wyrwać, czując przez tkaninę na karku czyjś ciepły oddech. Mężczyzna, który ją pochwycił, zaśmiał się chrapliwie i powiedział kilka słów po arydzku dotykając miejsc na jej ciele, których nikt nie miał prawa dotykać.
Udało jej się go odepchnąć na tyle, żeby znaleźć się z nim twarzą w twarz. W szamotaninie, chusta z jej twarzy opadła ukazując aralueńskie rysy twarzy, jednak napastnik nie zwrócił na to uwagi. Możliwe, że nawet nie dostrzegł różnicy w tej ciemności. Daisy była coraz bardziej przerażona, a w jej głowie wciąż była pustka. Nagle jej dłoń natrafiła na rękojeść sztyletu bandyty, a w tym samym momencie, on wyczuł pochwę z ostrzem ukrytą pod jej suknią. Zatrzymał się na chwilę zaskoczony odkryciem, a Daisy instynktownie wykorzystała sytuację. Jednym ruchem wyciągnęła jego własny sztylet i zadała cios w brzuch.
CZYTASZ
Kurierka | Zwiadowcy
FanfictionWill i Daisy wychowali się w sierocińcu zamku Redmont. Pozbawieni nazwiska i wiedzy o własnej przeszłości, mają jedynie siebie nawzajem. Szlachetność barona jednak pozwala im wziąć życia we własne ręce i zbudować historię na nowo. Zastanawialiście...