25

1.1K 99 4
                                    

Gdy zapadał zmierzch rozbili obozowisko na małej polance opodal drogi. Deparnieux oczywiście wystawił straże, ale większość wartowników czuwała nad Haltem oraz Horace'em. Nie wyglądało na to, żeby czarny rycerz martwił się o ewentualnych napastników z zewnątrz. Po rozłożeniu obozowiska zażądał, by oddali mu broń, lekko kpiącym tonem stwierdzając, że jego obowiązkiem jest zadbać, by cenny dobytek jego gości znalazł się pod odpowiednią strażą. Nie mając wyboru, obaj musieli być posłuszni. Zaraz po tym Deparnieux zniknął w rozbitym specjalnie dla niego czarnym namiocie, gdzie też spędził resztę nocy.

Daisy siedziała samotnie na uboczu, przywiązana do drzewa grubą liną. W każdej chwili mogła wyciągnąć ukryty w sukniach sztylet lady Pauline, przeciąć więzy i uciec w ciemny las, ale co dalej? Raczej nie poradziłaby sobie sama w leśnej głuszy na nieznanym terenie. I co z Haltem i Horace'em? Halt jako zwiadowca zdołałby się wymknąć, ale nie mógłby przecież zostawić rycerskiego czeladnika na pastwę Deparnieux. Nie zdradzała więc, że choćby myśli o ucieczce. Oparła się wygodnie o pień drzewa udając, że przysnęła, a tak naprawdę, obserwowała uważnie obóz.

Żołnierze Deparnieux pełnili wartę lub siedzieli przy jednym z ognisk delektując się kolacją. W obozie rozbrzmiewały ciche rozmowy i duszone chichoty. Bano się obudzić czarnego rycerza. Po cichu ostrzono broń i regulowano kusze, a kiedy ktoś wybił się ponad ogólny gwar, natychmiast rzucano mu wściekłe spojrzenia.

Do nozdrzy Daisy doleciał zapach pieczonej nad ogniem dziczyzny i nagle zaburczało jej w brzuchu. Halt i Horace już dawno dostali swoje, choć niewielkie, porcje, ale nią nikt się nie zainteresował. Ponad to wciąż bolał ją tył głowy. Nie sądziła, żeby uderzenie skórzaną rękawicą niosło ze sobą takie skutki, więc musiała być ona wzmocniona jakimś metalem.

Skupiona na rozmyślaniach omal nie przegapiła zmierzającego w jej stronę kusznika. Rozpoznała go po odzieniu, ale kiedy poderwała głowę, okazało się, że nie był on tym, który ją uderzył. Mimo to zmierzyła go oceniającym spojrzeniem, udając, że wytrzeszcza oczy z przerażenia. Cofnęła się odrobinę, ale na jej drodze stanęło drzewo.

- Spokojnie. - odezwał się kusznik cicho. - Nie chcę ci zrobić krzywdy. Przyniosłem ci tylko coś do jedzenia.

Spojrzała na drewniany talerz, który trzymał w dłoniach. Rzeczywiście było na nim kilka kawałków pieczonego mięsa. Mimo woli, ślina napłynęła jej do ust.

- Musisz być strasznie głodna. - dodał siadając obok niej.

Był dość młody, ledwie kilka lat starszy od niej, ale niezbyt urodziwy. Zapewne dopiero co przyjęto go do straży Deparnieux, a zatem musiał być bardzo dobry, albo mieć odpowiednie wpływy. Na przykład ojca, który również był w tej straży.

Przekrzywiła lekko głowę przyglądając mu się podejrzliwie.

- Dlaczego to robisz? Nie boisz się, że twój pan cię za to ukarze?

Wzruszył ramionami.

- Śpi. A poza tym, raczej powinno mu zależeć, żeby jego nowa służąca przeżyła drogę do zamku.

- Nie wygląda na takiego. - burknęła z lękiem zerkając na czarny namiot stojący na skraju światła, po drugiej stronie polany.

- To prawda. - przyznał niechętnie i przysunął jej talerz pod nos. - Jedz. Może jemu nie zależy na ludzkim życiu, ale mi owszem.

Przyjęła talerz z uśmiechem.

- Dziękuję ci,... - urwała nie znając jego imienia.

- Perig. - również się uśmiechnął. - A ty jak masz na imię?

Kurierka | ZwiadowcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz