Bo powroty są najlepsze.
______________________________________
„Morski Jastrząb" wpłynął na wody rzeki Slipsunder. Żagle opadły, a wiosła zanurzyły się w wodzie. Któryś ze Skandian nadał rytm i okręt przyspieszył pchany siłą mięśni wioślarzy. Na maszcie powiewał proporzec Aralueńskiej Służby Dyplomatycznej, a na dziobie stała dumnie wyprostowana kobieca postać w białej sukni. Długie brązowe włosy powiewały na wietrze odsłaniając młodą twarz. Po chwili do kurierki dołączyły dwie kolejne osoby - rycerz z herbem wymalowanym na piersi tuniki oraz dość zwyczajnie wyglądający skryba.
Raz na jakiś czas ktoś zatrzymywał się na brzegu spoglądając z zaciekawieniem na wilczy okręt. Kilka osób co prawda pognało wszcząć alarm, jednak większość doskonale rozpoznawała proporzec z gałęzią laurową na białym tle. Z pierwszego posterunku, jaki mijali, wypadł jeździec i pogalopował w kierunku zamku Araluen, aby zawiadomić wszystkich o przybywającym okręcie.
Skirl, trzymający wiosło sterowe, skierował swój statek w dopływ rzeki Slipsunder - rzekę Semath. Wtedy ponad drzewami porastającymi brzeg dało się dostrzec szczyty strzelistych wież zamku.
Daisy odetchnęła głęboko rozkoszując się zapachem lądu. Trwał początek lata, a więc roślinność była w pełnym rozkwicie. Zboża na polach uprawnych powoli nabierały złocistego koloru, lasy aż biły po oczach swoją intensywną zielenią, a kołyszące się na wietrze liście hipnotyzowały, łąki wyglądały jak dywany utkane z kwiatów, pastwiska pełne były pasących się zwierząt.
- Jak dobrze znów wrócić. - powiedziała cicho z nostalgicznym uśmiechem na twarzy.
Obaj towarzysze przytaknęli jej w milczeniu.
Zamek był coraz bliżej. Zobaczyli pomost, na którym już czekali jacyś ludzie. Kiedy podpłynęli jeszcze bliżej, Daisy rozpoznała lorda Anthonego, królewnę Cassandrę oraz Horace'a.
Liny zostały rzucone i uwiązane. Obojniki wiszące na burtach zaskrzypiały, kiedy uderzyły o pomost. Trap został wysunięty przez jednego z członków załogi, więc Aralueńczycy skierowali się na śródokręcie. Michael i Norton zabrali się za pomoc w rozładowywaniu ich bagażu na brzeg, natomiast Daisy musiała sprostać obowiązkowi oficjalnego powitania.
Koris, który przez całą podróż do Arydii i z powrotem był dla niej utrapieniem, wyciągnął z uśmiechem dłoń, jakby chciał pomóc jej zejść po trapie. Przyjęła jego pomoc z kamienną twarzą, drugą ręką przytrzymując suknię, aby o nic nie zahaczyć.
- Może jednak przemyślisz moją propozycję? W Hallasholm znajdzie się dla ciebie miejsce. - mówiąc to mrugnął do niej jednym okiem i uśmiechnął się lubieżnie.
Powstrzymała odruch, który nakazywał jej się skrzywić z niesmakiem.
- Przykro mi, jednak wrzeszczący wściekle Skandianie nie są w granicach moich zainteresowań. - powiedziała cicho, zabrała dłoń i już więcej na niego nie spojrzała.
Podeszła do stojącej na czele powitalnej grupy Cassandry i skłoniła się pięknym dworskim ukłonem.
- Wasza wysokość.
- Lady Daisy. - Cassandra skinęła z powagą głową. - Rada jestem z waszego powrotu. Jak minęła podróż?
- Bez większych problemów, wasza wysokość.
- Jestem żywo zainteresowana efektami twojej pracy, lady Daisy. Czy mogę się spodziewać, pozytywnych wieści?
Daisy znów się skłoniła, tym razem mniej wytwornie.
CZYTASZ
Kurierka | Zwiadowcy
FanfictionWill i Daisy wychowali się w sierocińcu zamku Redmont. Pozbawieni nazwiska i wiedzy o własnej przeszłości, mają jedynie siebie nawzajem. Szlachetność barona jednak pozwala im wziąć życia we własne ręce i zbudować historię na nowo. Zastanawialiście...