53

814 64 23
                                    

Bo powroty są najlepsze.

______________________________________


„Morski Jastrząb" wpłynął na wody rzeki Slipsunder. Żagle opadły, a wiosła zanurzyły się w wodzie. Któryś ze Skandian nadał rytm i okręt przyspieszył pchany siłą mięśni wioślarzy. Na maszcie powiewał proporzec Aralueńskiej Służby Dyplomatycznej, a na dziobie stała dumnie wyprostowana kobieca postać w białej sukni. Długie brązowe włosy powiewały na wietrze odsłaniając młodą twarz. Po chwili do kurierki dołączyły dwie kolejne osoby - rycerz z herbem wymalowanym na piersi tuniki oraz dość zwyczajnie wyglądający skryba.

Raz na jakiś czas ktoś zatrzymywał się na brzegu spoglądając z zaciekawieniem na wilczy okręt. Kilka osób co prawda pognało wszcząć alarm, jednak większość doskonale rozpoznawała proporzec z gałęzią laurową na białym tle. Z pierwszego posterunku, jaki mijali, wypadł jeździec i pogalopował w kierunku zamku Araluen, aby zawiadomić wszystkich o przybywającym okręcie.

Skirl, trzymający wiosło sterowe, skierował swój statek w dopływ rzeki Slipsunder - rzekę Semath. Wtedy ponad drzewami porastającymi brzeg dało się dostrzec szczyty strzelistych wież zamku.

Daisy odetchnęła głęboko rozkoszując się zapachem lądu. Trwał początek lata, a więc roślinność była w pełnym rozkwicie. Zboża na polach uprawnych powoli nabierały złocistego koloru, lasy aż biły po oczach swoją intensywną zielenią, a kołyszące się na wietrze liście hipnotyzowały, łąki wyglądały jak dywany utkane z kwiatów, pastwiska pełne były pasących się zwierząt.

- Jak dobrze znów wrócić. - powiedziała cicho z nostalgicznym uśmiechem na twarzy.

Obaj towarzysze przytaknęli jej w milczeniu.

Zamek był coraz bliżej. Zobaczyli pomost, na którym już czekali jacyś ludzie. Kiedy podpłynęli jeszcze bliżej, Daisy rozpoznała lorda Anthonego, królewnę Cassandrę oraz Horace'a.

Liny zostały rzucone i uwiązane. Obojniki wiszące na burtach zaskrzypiały, kiedy uderzyły o pomost. Trap został wysunięty przez jednego z członków załogi, więc Aralueńczycy skierowali się na śródokręcie. Michael i Norton zabrali się za pomoc w rozładowywaniu ich bagażu na brzeg, natomiast Daisy musiała sprostać obowiązkowi oficjalnego powitania.

Koris, który przez całą podróż do Arydii i z powrotem był dla niej utrapieniem, wyciągnął z uśmiechem dłoń, jakby chciał pomóc jej zejść po trapie. Przyjęła jego pomoc z kamienną twarzą, drugą ręką przytrzymując suknię, aby o nic nie zahaczyć.

- Może jednak przemyślisz moją propozycję? W Hallasholm znajdzie się dla ciebie miejsce. - mówiąc to mrugnął do niej jednym okiem i uśmiechnął się lubieżnie.

Powstrzymała odruch, który nakazywał jej się skrzywić z niesmakiem.

- Przykro mi, jednak wrzeszczący wściekle Skandianie nie są w granicach moich zainteresowań. - powiedziała cicho, zabrała dłoń i już więcej na niego nie spojrzała.

Podeszła do stojącej na czele powitalnej grupy Cassandry i skłoniła się pięknym dworskim ukłonem.

- Wasza wysokość.

- Lady Daisy. - Cassandra skinęła z powagą głową. - Rada jestem z waszego powrotu. Jak minęła podróż?

- Bez większych problemów, wasza wysokość.

- Jestem żywo zainteresowana efektami twojej pracy, lady Daisy. Czy mogę się spodziewać, pozytywnych wieści?

Daisy znów się skłoniła, tym razem mniej wytwornie.

Kurierka | ZwiadowcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz