Michael i Norton praktycznie wdarli się na nocną naradę emrikira z jego najwyżej postawionymi i najbardziej zaufanymi ludźmi. Strażnicy próbowali ich powstrzymać, jednak jakimś cudem udało się ich przekonać do otworzenia drzwi. Widocznie los księżniczki był dla nich ważniejszy niż nagana od samego emrikira. Poza tym, Aralueńczycy nie mieli przy sobie żadnej broni, w ich oczach nie stanowili więc niebezpieczeństwa.
- Wasza wysokość! - zawołał Norton od progu. - Mamy niepokojące wieści.
Emrikir spojrzał na nich z zaskoczeniem, po czym podejrzliwie zmarszczył brwi.
- Szanuję was, panowie, ale wtargnęliście właśnie na naradę.
Norton z Michaelem ukłonili się głęboko.
- Prosimy o wybaczenie. - odezwał się młody rycerz. - Jednak to sprawa niecierpiąca zwłoki. Podejrzewamy, że Daisy wraz z Naadiyą udały się do Amnas.
Władca zmarszczył brwi jeszcze bardziej.
- Skąd takie podejrzenia?
- Obu nie widziano w pałacu od czasu przybycia tego posłańca z Amnas. - wyjaśnił Norton. - Obawiamy się, że obie chciały wziąć sprawy we własne ręce i pojechały do obleganego przez Tualegów miasta.
Emrkir pokręcił głową.
- To nie jest możliwe. Nikt nie jest w stanie wyjść lub wejść do tego pałacu bez mojej wiedzy.
- Oczywiście, wasza jasność. - Norton znów się skłonił. - Prosimy jednak o sprawdzenie gdzie one są. Bardzo się martwimy.
Emrikir potarł zmęczone oczy i westchnął, po czym skinął na najmłodszego z mężczyzn uczestniczących w naradzie.
- Idź do komnat Naadiyi i sprawdź co się dzieje. - polecił, a mężczyzna ukłonił się i odszedł.
Michael i Norton zostali wyproszeni z sali narad, kazano im czekać na korytarzu. Młody rycerz nie był w stanie ustać w miejscu, więc przechadzał się w poprzek korytarza uważnie obserwowany przez strażników. Norton przyglądał się mu z niepokojem.
- Oby nasze obawy się nie sprawdziły. - mruknął.
- Doskonale wiesz, że tak nie jest. - Michael przystanął na chwilę. - Daisy nie potrafi usiedzieć w miejscu, kiedy dzieje się coś złego. Wiesz co wyprawiała w Galii? Albo w Skandii?
Norton pokręcił głową.
- Skąd? Nie było mnie tam. Ciebie zresztą też. Niby skąd ty możesz cokolwiek wiedzieć?
- Horace mi opowiadał. Wierzę mu na słowo. - westchnął. - Poza tym za dobrze ją znam.
Młody mężczyzna wysłany przez emrikira powrócił w tej samej chwili. Ominął Aralueńczyków i wszedł do sali narad zupełnie ignorując strażników. Norton i Michael wemknęli się za nim i zamarli w progu.
- Jej strażnicy nie odpowiadają na żadne pytania i nie chcą mnie wpuścić do środka, dziadku. - powiedział lekko zirytowany. - Bez wątpienia coś ukrywają.
Emrikir spochmurniał, a jego oczy błysnęły ze zrozumieniem.
- Jej strażnicy? A może prywatna straż Nawwaary?
Młodzieniec przytaknął.
- Rzeczywiście. To byli oni. Mieli na mundurach znak babci Nawwaary.
Władca wymamrotał kilka słów po arydzku. Nie brzmiały one zbyt przyzwoicie i, patrząc po reakcjach jego doradców, nie były.
- Moja żona jak zwykle knuje za moimi plecami. Jeżeli ona maczała w tym palce, to możecie mieć rację, panowie. - mruknął w stronę Aralueńczyków, po czym uderzył dłonią w stół z rozłożoną na nim mapą. - Nie mam czasu na jej gry. Wyruszymy zgodnie z planem, nie ważne czy Naadiya i Nawwaara coś razem knują.
CZYTASZ
Kurierka | Zwiadowcy
FanfictionWill i Daisy wychowali się w sierocińcu zamku Redmont. Pozbawieni nazwiska i wiedzy o własnej przeszłości, mają jedynie siebie nawzajem. Szlachetność barona jednak pozwala im wziąć życia we własne ręce i zbudować historię na nowo. Zastanawialiście...