65

750 47 17
                                    

Uwaga!!!

Rozdział został skończony dziesięć minut temu (bardzo się starałam, żeby wam go dziś wrzucić), a więc prawdopodobnie zawiera błędy. Jak ktoś jakiś znajdzie, proszę wskazać, a ja postaram się je poprawiać na bieżąco 😎. Dzięki i miłego czytania. ❤️

_____________________________


Do świtu pozostała jeszcze godzina. Pożar był pod kontrolą, ale ogień wciąż trawił kilka pokoi gościnnych. Zapewne gaszenie go potrwa do południa, a przez następne kilka dni trzeba będzie pilnować czy przypadkiem nie pozostał gdzieś tlący się kawałek drewna, od którego pożar mógłby się wznowić.

Na błoniach rozstawiono wszystkie namioty, jakie były w posiadaniu Redmont i umieszczono w nich gości. Większość z nich poszła spać, część wciąż była na nogach zamęczając pytaniami Sandrę, Pauline i Daisy. Nic dziwnego, martwili się o swoje rzeczy pozostawione w pokojach, jak również o stan zamku i kilku oparzonych ludzi, którzy pomagali przy gaszeniu. Niektórzy rozpaczali nad tym, że ich własność spłonęła i domagali się rozmowy z baronem, żeby natychmiast wypłacił im równowartość poniesionej szkody.

Daisy w końcu udało się umknąć. Alyss znalazła ją siedzącą pod jabłonią po drugiej stronie rzeki. Wciąż miała na sobie suknię ślubną. Brudną i mokrą od rosy.

Usiadła obok przyjaciółki razem z nią spoglądając na zamek.

- Dobrze się czujesz? - spytała w końcu.

- Fizycznie? Tak. Ale... - westchnęła.

- Rozumiem. - mruknęła Alyss. - Nie wszystko poszło tak jak powinno.

- Muszę przyznać, że nie tak wyobrażałam sobie swoją noc poślubną. Zamiast tego muszę patrzeć jak płonie mój dom.

Alyss zwiesiła głowę.

- Nikt się nie spodziewał pożaru.

- W tym rzecz. - syknęła Daisy nagle wściekła. - Nikt nie wpadł na to, że któregoś dnia wybuchnie pożar. Znaczy owszem, były przygotowane wiadra na wodę oraz worki z piaskiem i inne potrzebne rzeczy, ale to za mało. Dlaczego ja nie pomyślałam, żeby to wszystko jakoś ulepszyć, usprawnić? Zawiodłam już na starcie. - wściekle zerwała źdźbło trawy i porwała je na kawałki.

Alyss przez chwilę jej się przyglądała.

- Nie możesz się obarczać winą za wszystko. Nie miałaś na to wpływu.

- Właśnie miałam. Mogłam coś z tym zrobić. Cokolwiek.

- Ale co takiego mogłaś z tym zrobić? - spytała przedrzeźniając ją lekko. - Do tej pory wiedziałaś tylko, że zostaniesz Mistrzynią Dyplomacji, więc twoim zadaniem było zajmowanie się kurierami, a nie zamkiem.

- Teraz to się zmieni. - wtrąciła. - Teraz będę się zajmowała kurierami i zamkiem.

Alyss pokręciła głową.

- Zajmowanie się zamkiem i lennem to będzie praca Michaela. To on ma zostać baronem, a nie ty. Nie bierz na swoje barki zbyt dużo obowiązków, zwłaszcza cudzych.

- Nie Alyss, to będzie również moja praca. Jestem jego żoną, a więc będę musiała...

- Widziałaś żeby Sandra się tym na co dzień zajmowała? - przerwała jej. - Ostatnio uczy tańca dzieci z wioski, co oznacza, że nie ma aż tak wielu obowiązków i na siłę szuka sobie zajęcia.

Daisy posłała przyjaciółce ponure spojrzenie. Nie zgadzała się z nią, ale również nie miała siły się kłócić.

- Powinnaś się przespać. - uznała Alyss po długiej chwili milczenia.

Kurierka | ZwiadowcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz