Nowa porcja listów przybyła z samego rana. Daisy jednak w pierwszej kolejności zajęła się sprawami bieżącymi w Redmont, więc usiadła do nich dopiero w południe. Przesegregowała listy na te kierowane do Mistrzyni Dyplomacji oraz te, które były jej prywatną korespondencją. Pisała do niej Cassandra, co nie było niczym nowym, gdyż często wymieniały listy. Był również jeden od Harper, dawnej uczennicy Mistrzyni Dyplomacji na zamku Araluen, a teraz już lady Harper, który przepełniła sztucznymi uprzejmościami i zawoalowanymi groźbami. Treść jednak mówiła jasno: Daisy może sobie być Mistrzynią Dyplomacji w Redmont, ale to Harper ma zamiar zostać Mistrzynią całego Araluenu. Daisy jedynie westchnęła cicho nad zawiścią, która zawładnęła młodą kurierką, podobnie jak jej Mistrzynią wcześniej.
Trzeci list nadano z lenna Caraway. Na twarzy Daisy pojawił się uśmiech, kiedy rozpoznała pismo lady Debry, Mistrzyni Dyplomacji Caraway. Mimo że Debra już dawno przerosła Daisy tytułem, były przyjaciółkami i pisywały do siebie nie tylko w ramach obowiązków służbowych, ale również prywatnie, żeby opowiadać sobie wzajemnie o życiu. Daisy bardzo dawno nie była w Caraway i, czytając zaległe listy od Debry zastanawiała się czy by tam nie wyruszyć. Szukała pretekstu, który byłby na tyle wiarygodny, że zdołałby przekonać nawet samą siebie, że warto.
W końcu pretekst odnalazł się sam.
Debra oznajmiła w liście, że wychodzi za mąż, a Daisy jest jednym z pierwszych zaproszonych gości. Uśmiechnęła się wczytując się w szczegóły i w to, jak Debra wychwala swojego przyszłego męża. Nazywał się sir Oisin i był jednym z rycerzy rezydujących w Caraway, a także o dziesięć lat starszym od Debry wdowcem, ale jej to nie przeszkadzało.
Ślub miał się odbyć za miesiąc, a podróż tak daleko trwałaby z tydzień, może dłużej. Wypadałoby przybyć wcześniej, być może Debra będzie potrzebowała w czymś pomocy. Daisy mogłaby przy okazji skontrolować sytuację w Szkołach znajdujących się po drodze, a na to potrzebowałaby również ponad tygodnia. Wypadałoby więc wyruszyć już za tydzień, jednak Daisy z rozpaczą spojrzała na skrzyneczkę, w której trzymała raporty z Hibernii. Podjęła się kontrolowania sytuacji agentów, których wysłała tam Pauline. Sama natomiast wysłała Alyss na zachodnie wybrzeże, żeby raportowała, gdy tylko zauważy coś podejrzanego, bo wtedy będzie trzeba wysłać tam jakiegoś zwiadowcę, żeby rozwiązać problem. Alyss więc nie mogła jej zastąpić tu, w Redmont.
Westchnęła ciężko zastanawiając się jak rozwiązać problem. W końcu wstała i żwawym krokiem ruszyła w stronę pokojów Pauline z listem od Debry w dłoni.
***
Daisy zerknęła z zadowoleniem na jadącego obok Gilana. Udało jej się go namówić, żeby zaprowadził ją do miejsca, w którym hodowane i szkolone są konie zwiadowców. Nie było łatwo, ale w końcu uległ pod masą argumentów, jakimi go obsypała.
Na zwiadowczych koniach mogli jeździć tylko zwiadowcy i Daisy nie miała zamiaru łamać tej zasady. Chciała jedynie, żeby jej koń odbył podobne szkolenie. Musiała się jednak udać w tym celu do specjalisty.
Stary Bob zajmował się hodowlą i szkoleniem zwiadowczych wierzchowców od wielu lat. Znał się na swoim fachu i był najlepszy wśród wszystkich hodowców pracujących dla Korpusu, a dodatkowo jego stajnie i pastwiska znajdowały się w lennie Redmont.
Zatrzymali się przed chatą Boba, a koń Gilana, Blaze, wydał głośne parsknięcie do koni pasących się za drewnianym ogrodzeniem. Zwierzęta odpowiedziały z równym entuzjazmem. Zaalarmowany hałasem Bob, wychynął ze stajni. Krępa postać ruszyła w stronę jeźdźców.
- Proszę, proszę. Zwiadowca Gilan. Cóż cię do mnie sprowadza? - zawołał z szerokim uśmiechem.
Gilan skinął mu głową.
CZYTASZ
Kurierka | Zwiadowcy
FanfictionWill i Daisy wychowali się w sierocińcu zamku Redmont. Pozbawieni nazwiska i wiedzy o własnej przeszłości, mają jedynie siebie nawzajem. Szlachetność barona jednak pozwala im wziąć życia we własne ręce i zbudować historię na nowo. Zastanawialiście...