Wpis 174

329 48 3
                                    

^Alan^

Obudziłem się z ogromnym bólem głowy. Nie miałem pojęcia, co wydarzyło się wczorajszego wieczoru. Jedyne, co miałem w głowie to butelkę wisky i dziwny głos.

Tak... Ten głos na pewno utkwi mi w głowie na długo.

Zwlokłem się powolnie z kanapy, na której nie wiem jak się znalazłem i poczłapałem do łazienki. Wziąłem orzeźwiający prysznic. Czułem się dziwnie brudny. Pewnie dlatego, że śmierdziałem jak wysypisko śmieci albo gorzej. Woda na głowie z rana to bardzo dobry pomysł. Polecam.

Gdy wyszedłem z łazienki w samym ręczniku, przeraziłem się. Ktoś gwizdał w mojej kuchni.

Uzbrojony w wazon i podtrzymując ręką ręcznik w pasie, udałem się w kierunku pomieszczenia. Skradałem się przy ścianie, jak zawodowy ninja. Dokładnie tak samo wyskoczyłem zza framugi do kuchni z krzykiem.

- Ja pierdolę! - krzyknął Sam. - Co ty robisz? - zdziwił się.

- Co ja robię? To ty urządzasz sobie gotowanko w mojej kuchni. Masz mieszkanie po drugiej stronie ściany.

- Dzięki, że przyprowadziłeś mnie w nocy do domu Sam - powiedział cienkim głosem.

Odstawiłem wazon na szafkę.

Zaraz? Sam mnie odprowadził do domu? To już po raz drugi.

- Dziękuję - powiedziałem z nutką skruchy.

- Nie ma sprawy. - Uśmiechnął się, jakby smutno. - Na stole masz tabletki na ból głowy, a zaraz dam ci śniadanie - oznajmił już bardziej w humorze.

Skinąłem głową, po czym usiadłem na krześle przy stole. Żarzyłem prochy, które mi zostawił.

- W ogóle, to co się wczoraj stało? - zapytałem ciekawy.

- Postanowiłeś sam wypić Jack'a, a biorąc pod uwagę, że wcześniej piliśmy inne rzeczy, to troszkę ci chyba film urwało - zaśmiał się szczerze.

O ja cie kręcę! Ten głos! Przypomniało mi się, co chciałem robić z tym "głosem".

Chociaż... Sam jest całkiem przystojny.

Ale nie... Jestem po tragicznym zerwaniu, które może zakończy się powrotem do siebie, więc powinienem się powstrzymać.

Zjedliśmy śniadanie, po czym zaczęliśmy rozmawiać. Jak zawsze o wszystkim i o niczym. Ja mu mówiłem o mojej pracy, a on o studiach. Ja mówiłem mu o Jabłkach Adama, a on o kościelnym chórze, do którego kiedyś należał. Jakikolwiek temat do rozmów był idealny. Nie traciliśmy chęci do kontynuowania konwersacji. Sam jednak po trzech godzinach stwierdził, że musi odwiedzić rodziców. Nie miałem nic przeciwko. Już od gadania rozbolał mnie język, a od słuchania głowa, ale mając za rozmówcę kogoś takiego jak on to nic dziwnego, że tego nie odczuwałem.

- No to, prawdopodobnie do jutra - pożegnał się.

- Na razie.

- I tak na marginesie - zwrócił się do mnie - seksownie wyglądasz w samym ręczniku. - Mrugnął do mnie, po czym zniknął za drzwiami swojego mieszkania.

Spojrzałem się w dół. Serio przez cały ten czas byłem tylko w ręczniku?!

On i jego szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz