Wpis 163

536 70 26
                                    

^Alan^

Obudziłem się w białym pokoju. Szpital... Fajnie... Cóż się spodziewać po tym, że wypalałem paczkę papierosów dziennie. Pewnie dostanę niezły opieprz od Sary. Zapewne się już o tym dowiedziała.

Próbowałem wstać, ale spostrzegłem, że ktoś kurczowo trzyma moją dłoń. Spojrzałem się na tą osobę. Obok mnie siedział Łukasz. Nie wierzyłem, że on tutaj jest, obok mnie. To wszystko musiało mi się śnić. 

- Alan? - szepnął do mnie.

Dopiero teraz zobaczyłem, że ma czerwone oczy. Czyżby płakał?

- Płakałeś? - zapytałem. 

- Nie... - Pokręcił głową. Wiedziałem, że to nie prawda. - Po prostu jestem zmęczony i tyle. 

Uśmiechnął się blado.

- Długo tu leżę? 

- Jakieś piętnaście godzin spałeś. Ale nie martw się. Wszystko w porządku - oznajmił słabym głosem.

Nastała chwila ciszy. Przez cały czas Łukasz trzymał moją dłoń. Tak bardzo nie chciałem, by ją puszczał.  Ale czy na to zasługiwałem? Przecież go zraniłem. Co prawda według mnie to nie była zdrada, ale... Ale skoro on tak to odebrał. Wiem, że jest bardzo zazdrosny, więc powinienem go zaakceptować, albo pomóc mu zaufać mi, ale ja tego nie zrobiłem. Zamiast tego spotykałem się z Mickey'm. Miał chłopaka, żonę i nie wiem kogo tam jeszcze, więc według mnie nie powinno mnie z nim łączyć nic więcej niż przyjaźń. Ale blondyn o tym nie wiedział. Skąd mógł wiedzieć, skoro to przed nim ukrywałem, wtedy, kiedy powinienem być z nim szczery. To było zdecydowanie nie w porządku.

- Łukasz, ja naprawdę nie chciałem cię zranić. Przepraszam. To wszystko moja wina - wyszeptałem po chwili.

- Wydaję mi się, że już ci wybaczyłem - powiedział, patrząc się na jakiś punkt w podłodze.

Uśmiechnąłem się. Oparłem się na ramieniu i chciałem pocałować Łukasza, jednak on to zauważył i się odsunął.

- Ale nie mogę być z tobą - powiedział, a moje szczęście rozpłynęło się tak szybko, jak się pojawiło.

- Co to znaczy? - Nie do końca go rozumiałem.

- To znaczy, że nie mogę być z tobą.

- Nie kochasz mnie? - zapytałem, jakby od tych słów zależało całe moje życie. W sumie zależało.

- Nie, kocham cię i to się raczej nigdy nie zmieni, tylko coś sobie uświadomiłem. - Spojrzał się na mnie. - Ja ci po prostu nie ufam.

Zatkało mnie. Nie ufał mi. On mi nie ufał. Miał prawo. Ale te słowa... te słowa tak bardzo raniły moje serce.

- Rozumiem.

- Przepraszam. To wszystko powinno wyglądać inaczej. Nie powinienem tu być, tak samo jak ty. Nie powinno być nas. Ja powinienem się do ciebie nie odezwać, kiedy chciałeś się ze mną zaprzyjaźnić. To wszystko jest źle.

Wstał.

- Co ty pieprzysz? Sądzisz, że powinniśmy się nie spotkać. Powinniśmy się nie zaprzyjaźnić, nie zakochać się w sobie?! Chciałbyś to wszystko usunąć? - zdziwiłem się jego stwierdzeniem.

- Tak, bo nie cierpielibyśmy tak jak teraz - westchnął.

Stał jeszcze w miejscu przez chwilę, po czym zaczął się odwracać. Szybko złapałem go za dłoń.

- Czy mamy jeszcze szansę? - zapytałem z nadzieją.

On tylko zabrał swoją rękę z mojego uścisk.

- Nie wiem - powiedział i wyszedł.



*Wpis edytowany.

On i jego szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz