Wpis 176

289 38 9
                                    

^Alan^

Sara zaczęła już obmyślać ślub i wesele i wszystko inne, co jest z tym związane. Dzisiaj postanowiła zabrać mnie do kawiarni i poszukać ze mną sukni ślubnej. Już od razu stwierdziła, że musimy dobrać do tego też mój garnitur, bo jako jej druhna, czy drużba, czy jako poprostu świadek, mam do niej pasować. Ech! Wymyśliła sobie...

- Co mylisz o tej? - zapytała, pokazując mi gazetę z tysiącem podobnych.

- Co ja mylę...? Ech! Raczej nie - powiedziałem szczerze. - Te falbanki będą cię pogrubiać, a i tak już jesteś gruba - oznajmiłem, za co dostałem z łokcia w żebra. - To bolało świnko.

- Zaraz się na ciebie obrażę - powiedziała z udawanym oburzeniem.

- Nigdy tego nie zrobisz. Za bardzo mnie kochasz - powiedziałem, wyszczerzając się jak dziecko.

- Jeszcze zobaczymy. - Wytknęła do mnie język.

Szukaliśmy jeszcze przez jakiś czas sukni. Kilka razy próbowałem przemówić do niej, że powinna iść do jakiegoś salonu, ale ona się uparła, że znajdzie ją w tej gazecie. 

Kobiety... Z nimi nigdy nie ma tak łatwo.

- Ojejku! 

Obok nas pojawiła się jakaś starsza kobieta.

- Pan młody nie powinien wiedzieć, jaką suknię ubiera panna młoda - powiedziała wskazując na nas.

- Nie... On nke jest moim narzeczonym - zaśmiała się Sara.

- Zdradzasz swojego wybranka?! - oburzyła się staruszka.

- Nie! Ja nie gustuję w chłopcach - zaśmiała się szatynka.

- Jak to?! - zdziwiła się.

- A ja nie gustuję w dziewczynach - westchnąłem. - Widzi pani. Żadne z nas nie może być ze sobą, ani żadne z nas nie może się ze sobą zdradzać. Śmieszne, prawda? - zapytałem ją, widząc jej zdegustowaną minę.

- Jakie to dzisiejsze pokolenie jest obrzydliwe, jak można mężczyzna z mężczyzną i kobieta z kobietą... Ech! Gdyby to były moje dzieci nigdy bym nie pozwoliła na to... - mówiła do siebie, oddalając się od nas.

Razem z przyjaciółką zaśmialiśmy się. Cóż... Takie już jest to starsze pokolenie. Może to i jest okrutne, ale po prostu musimy poczekać, aż to pokolenie wymrze, abyśmy mogli żyć w miarę tolerancyjnym świecie. Chociaż i tak pewnie znajdą się tacy, co stwierdzą to samo, co ta staruszka.

- O kurna! - powiedziała szatynka, patrząc się w ekran telefonu. Miała przerażoną minę. 

Nie wiedziałem, co o tym sądzić.

- Coś się stało z Rose? - zapytałem zmartwiony. 

Ona tylko się na mnie spojrzała, a ja już wiedziałem.

- Łukasz... - szepnąłem. - Pokaż - powiedziałem, ale ona nie chciała podać mi telefonu. - Pokaż mi to - warknąłem, robiąc się coraz bardziej zirytowany.

Po chwili przepychania się i czasami krzyczenia, dała mi telefon do ręki.

Nie... To... To nie mogła być prawda. To nie mógł być mój Łukasz.

Położyłem telefon na stole. Zrobiłem to najdelikatniej, jak mogłem. Wyszedłem z kawiarni i zamknąłem się u mnie w mieszkaniu. Na klatce spotkałem Sama, który jak mnie zobaczył strasznie się przejął. Próbował ze mną porozmawiać, ale ja nie byłem w stanie. Przed oczami dalej miałem to zdjęcie. Przed oczami dalej miałem to, jak usta Łukasza są na ustach jakiejś dziewczyny.

On i jego szczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz