Plan

146 8 0
                                    

- Jesteś taka wspaniała Sophie... - Wymruczał przez sen Matthew.

Sophie zaśmiała się pod nosem, przyglądając się przystojnemu szatynowi. Serce jej się ścisnęło na jego widok. Włosy w nieładzie, lekko rozchylone usta i jego ręce owinięte przez jej ciało. Zadowolona z tej sytuacji obróciła się tyłem do Matthew'a, żeby go nie obudzić.

Gdybym chciała mógłby być cały mój. Tylko mój....

- Hej piękna.

Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, przekonana, że Matthew dalej mówi przez sen.

- Z czego się śmiejesz?

Dopiero wtedy postanowiła się odwrócić w jego stronę. Para oczu intensywnie się w nią wpatrywała. Pod ich spojrzeniem dziewczyna na chwilę straciła oddech i zapomniała co mówił szatyn.

- Z ciebie.

- O ty! - Rzucił się na Sophie i zaczął ją łaskotać.

Dziewczyna wiła się pod dotykiem jego rąk. Śmiali się w niebogłosy. Po paru sekundach cała pościel znalazła się na podłodze, a wraz z nią spadła Sophie. Leżąc na podłodze Matthew wyciągnął do niej dłoń, ale zamiast pomóc jej wstać, sam został pociągniety na podłogę. Tym razem to dziewczyna nad nim górowała. Usiadła mu na brzuchu i przytrzymała jego nadgarstki opierając na nich dłonie. Pochyliła twarz ku niemu i po chwili ich usta były złączone w delikatnym ale namiętnym pocałunku.

Cholera, dziewczyno co ty ze mną robisz...

Robili krótkie przerwy na oddech. Nie przeszkadzała im niewygodna i zimna podłoga. Rozpalało ich ciepło drugiej osoby. Musieli jednak przerwać kiedy zadzwonił telefon szatynki.

- Nie mam zamiaru odbierać. - Szepnęła wprost do jego ucha.

- Nawet nie wiesz jak mocno mnie pociągasz. Nie przestawaj. - Powiedział wprost do jej ust.

Telefon jednak nie przestawał dzwonić. Już 3 raz. Do tego doszedł telefon szatyna. Z wielką niechęcią podnieśli się z podłogi i sięgnęli po swoje komórki. Przez chwilę stali naprzeciw siebie z nieodgadnionymi minami i w tym samym momencie skończyli rozmawiać.

- Muszę się zbierać do pracy. Wyskoczyło mi spotkanie. - Z totalnie zawiedzioną miną spojrzał na szatynkę.

- Podrzucisz mnie do szkoły? Ostatnio w twoim towarzystwie udaje mi się ledwo zdążyć na 3 lekcje. - Zaśmiała się delikatnie.

Po 10 minutach i szybkim śniadaniu byli już w aucie. Mimo ciszy między nimi oboje intensywnie o sobie myśleli, a raczej o tym co stało się między nimi zaraz po przebudzeniu.

Chcę tak codziennie. Do końca życia i jeszcze dłużej. Sophie, co ty ze mną robisz?

Czy to był tylko sen? Oby nie. Nadal mam ciarki na ustach i cała płonę. Matt, mogłabym tak budzić się codziennie.

Zajechali pod szkołę. Sophie odpieła pas i nachyliła się do szatyna. Złożyła całusa na jego ustach i szybko się odsunęła. Nie do końca zadowolona ze swojego czynu, jednak do przerwy było zaledwie parę sekund, a musiała znaleźć podręczniki na następną lekcje.

- Już się nie mogę doczekać powrotu do domu. - Szepnęła i wysiadła.

- Ja też . - Powiedział do pustej kabiny.

***

- Chyba czuje coś więcej do niego.

Szepnęła do Camille. Były właśnie na lekcji angielskiego, a ich nauczycielka była straszną jędzą. Odsyłała do dyrektora za każde przewinienie. Więc mężczyzna znał doskonale Sophie i Camille, które najczęściej do niego trafiały.

- A nie mówiłam!

- Dobra, dobra. Lepiej mi pomóż to jakoś przełożyć na naszą relacje... - Jęknęła.

- Widzę, że poszłaś po rozum do głowy. Mądra dziewczynka. - Mrugnęła.

- Sophie i Camille do dyrektora, ale to już!!

Nikogo poza nauczycielką nie obchodziło za co dziewczyny miały trafić na dywanik. Były tak często wzywane, że dyrektor zagospodarował specjalną część dla uczniów Nanette, którzy byli niczym wrzód na tyłku. Pozwalał im przesiedzieć całą lekcje, zupełnie ignorując to, że nauczycielka z bezsilności wysyła każdego ucznia wprost do niego.

- Teraz możemy przynajmniej pogadać. - Zaśmiała się Camille.

Do końca lekcji przyjaciółka udzieliła tyle rad Sophie, że dziewczyna była totalnie skołowana, ale miała zarys tego co powinna zrobić. Do końca lekcji cieszyła się na myśl, że wróci do domu szatyna. Jej myśli o nim przerwał sms.

Matthew ❤: Przepraszam słońce, ale muszę zostać dłużej w pracy. Wrócę późno...

Oh... No tak, pracy nie wliczyłam w moje plany...

Ja: Nic się nie stało, poczekam xoxo

Matthew ❤: Wyśpij się lepiej, Soph. Mamy niezły kłopot w pracy :c

Sophie wróciła do domu autobusem, parę razy gubiąc się wśród nowej okolicy. Zupełnie padnięta weszła do domu i ruszyła wprost do lodówki. Zbliżał się wieczór, a ona była ledwo po śniadaniu. Robiąc sobie szybkie tosty zniwelowała burczenie w brzuchu i nadal nieprzytomna ruszyła pod prysznic. Liczyła, że zima woda ją rozbudzi. Nie myliła się. Owinięta w ręcznik weszła do sypialni Matthew'a, zabrała z szafki jego koszulkę i zakładając na siebie bieliznę narzuciła koszulkę jak piżamę.

Myślę, że bedzie zadowolony z takiego widoku.

Jeszcze przez godzinę chodziła uśmiechnięta po domu w rytm muzyki z radia. Rozpakowała swoje rzeczy do szafek przygotowanych w jej pokoju i w krótce nie miała co robić. Rzuciła się na kanapę i zabrała za najlepsze zapychacze czasu, jakimi są seriale. Leciał akurat maraton Mentalisty, z zaciekawieniem pochłonęła pierwsze dwa odcinki. Zerknęła na zegarek, który wskazywał 21:54.

Faktycznie długo jest w tej pracy.

Postanowiła jednak zaczekać na szatyna i nie rezygnować z planu jaki ułożyła w głowie. Zmęczenie jednak dało się we znaki i po 3 kolejnych odcinkach Sophie smacznie spała, zwinięta na skraju kanapy.

Równo o 23 do domu wszedł Matthew. Sophie nie doczekała się jednak spotkania z nim. Wyłączył telewizor i wziął ją na ręce. Po chwili dziewczyna znalazła się w jego łóżku, okryta kołdrą. Szatyn przyglądał się jej z delikatnym uśmiechem, który przebijął się przez jego zmęczoną twarz.

- Teraz żałuję, że dałem się zatrzymać w pracy. Jak ja za tobą szaleje, Soph. - Mruknął i wyszedł do łazienki.

Sophie | M.D. | E.S. |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz