Renowacja?

139 6 0
                                    

Kiedy tylko Maureen i Henry odjechali, szatyn odwrócił się do Sophie i bacznie jej przyjrzał. Pod okiem jej skóra powoli robiła się coraz bardziej fioletowa. Matthew delikatnie opuszkami palców dotknął miejsca, w którym rósł obrzęk.

- Przepraszam...

Jego głos był zduszony, przygnieciony żalem do samego siebie. Przecież mógł nie zostawiać Sophie, mógł przyjąć ten cios zamiast pozwolić jej cierpieć.

- Matt, kochanie?

Dziewczyna szturchnęła go w ramię, kiedy przez bramę podwórka wjechał policyjny radiowóz. Szatyn złapał ją za rękę i stanął obok. Jak tylko samochód się zatrzymał i syrena zgasła z auta wysiadł mężczyzna w wieku Matthew'a. Zsunął okulary przeciwsłoneczne z oczu i przyjrzał się Sophie, po chwili jego twarz nabrała zupełnie nowego wyrazu.

- Sofii!!

W kilku ogromnych krokach podbiegł do dziewczyny i wziął ją w objęcia. Matthew poczuł ukłucie zazdrości, ale spokojnie odsunął się na metr.

- Nie wierzę! Ty policjantem? Myślałam, że do końca życia będziesz zaczepiał znudzone dziewczynki, kowboju.

Uścisnęła go. Kiedy wyplątali się ze swoich ramion, policjant wyciągnął dłoń w kierunku Matta.

- Carl, przyjaciel w weekendy.

- Matthew.

Uścisnęli sobie dłonie. Carl w międzyczasie zrozumiał po co tu przyjechał i spisał ich zeznania, po 10 minutach we trójkę siedzieli w radiowozie i kierowali się do szpitala.

Szpital? A co z tą podupadającą przychodnią??Miłą panią Gres? Carl będzie mi musiał sporo opowiedzieć.

Zostali dosyć szybko przyjęci, w końcu przywiózł ich sam policjant. Co w tak małym miasteczku rzadko się zdarzało.

Carl uparł się, żeby zostali jeszcze jeden dzień. Zaraz po wyjściu ze szpitala zawiózł ich na farmę, ale obiecał przyjechać zaraz po skończeniu służby i zabrać ich do siebie.

*** 
Pobyt wśród starych znajomych wyszedł Sophie na dobre. Po spotkaniu z matką, tego właśnie było jej trzeba.

- Sophie! Camille już 5 raz dzwoni...

- Już idę, idę.

Dopieła zamek sukienki i z jękiem ruszyła do telefonu.

- No wreszcie! Kochanie, mała zmiana planów. Zostajemy z Milesem jeszcze jeden dzień w Paryżu, więc musisz zabawić drużbę Dominicka sama.

- Ah, no okej. Bawcie się dobrze. - Odpowiedziała bez przekonania.

Ostatnio między przyjaciółkami się nie układało. Miles totalnie zawrócił Cam w głowie, a kiedy tylko przyjaciółka próbowała ją złapać razem z nim szalała na kolejnej zagranicznej wycieczce. Sophie obawiała się jednego, że Miles wcale nie jest tak zaaoferowany dziewczyną, jak ona nim.

Szatynka odrzuciła przykre myśli od siebie i zerknęła do pokoju obok. Matthew przymierzał idealnie dopasowany garnitur. Sophie aż zakręciło się w głowie. Wciąż nie mogła wyjść z podziwu, że jej chłopak jest taki przystojny.

- Wiem, że mi się przeglądasz. - Zachichotał.

- Ups. - Rzuciła z figlarnym uśmieszkiem i przywarła do jego ust.

Pocałunek nie trwał długo, ale był gorący i namiętny. Kiedy rozpaleni się od siebie odsuneli, mieli niedosyt. I to potężny. Ale czekała ich próba generalna ślubu Dre i Dominicka, więc nie mogli zawieść.

Sophie i Camille zostały druchnymi Andreasa. Rush natomiast był kuzynem Dominicka i jego drużbą. Jedyny członek jego rodziny, który postanowił pojawić się na ślubie.

Droga do sali weselnej zajęła im zaledwie 40 minut. Była to bardzo wiejska, przytulna chata o rodzinnej atmosferze. Kiedy Sophie po raz pierwszy przekroczyła jej próg poczuła niesamowite wrażenie jakie w niej wywołał.

- Hej Dom, Dre. Gotowi? - Przywitała się z każdym z pokolei całusem w policzek.

- Tak. - Andreas uśmiechnął się patrząc w stronę narzeczonego.

- Nie.

Zdziwione spojrzenia pozostałych gości spotkały się z zagubionym wzrokiem Dominicka.

- To nie tak, że nie chce tego ślubu. Bo przecież bardzo chcę, wiesz o tym An. Stresuje się... Powiedzcie, że to widać, błagam?

Zaczerwienił się aż po czubki uszu. Andreas bardzo szybko sięgnął, żeby go do siebie przyciągnąć. Schował jego twarz w swoim ramieniu.

- Sophie, muszę pilnie zadzwonić. Zaraz wrócę, skarbie.

Matthew złożył delikatnego całusa na czole brunetki i wyszedł z chatki. Stając niedaleko samochodu, którym przyjechali wybrał numer uczelni, na którą w przeszłości próbował się dostać.

Po kilku minutach rozmowy władze uczelni zdecydowały się, choć niechętnie na propozycję jaką złożył im chłopak. Za jego namową postanowili zwolnić miejsce, które dotychczas mu przysługiwało.

Szatyn był zadowolony ze swojej decyzji, mimo że wiedział, że bez studiów nie osiągnie dużo. Jego umiejętności nie pozwolą mu na zostanie architektem, bez zdobycia wykształcenia. Ale wiedział, że chce poświęcić to dla Sophie. Jej miejsce jest tu, a jego przy niej.

Dlatego zdecydował się wrócić na próbę najszybciej jak się dało. Kiedy wszedł zupełnie nie spodziewał się takiego widoku. Rush trzymający za rękę jego dziewczynę zupełnie nim wstrząsnął. Na tyle mocno, że przez kilka sekund stał oniemiały. To wystarczyło, żeby drużba Dominicka pociągnął Sophie za sobą na taras.

Kilka szybkich kroków wystarczyło, żeby również Matt znalazł się poza chatką. Do końca kamiennej ścieżki, na której stali oboje było jednak zbyt daleko, żeby zobaczyć dlaczego Rush pozwala sobie na takie zuchwałe zachowanie.

Szatyn przyspieszył więc kroku aż zaczął biec. Tuż za rogiem ścieżki nie spodziewał się jednak zobaczyć jak Sophie wyciąga obie ręce przed siebie w nieco obronnym geście przed zbliżającym się chłopakiem. Zanim głos zdążył się wydobyć z jego ust, usta Rusha znalazły się na idealnych wargach szatynki.

Sophie | M.D. | E.S. |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz