Matthew odruchowo chciał spławić gości, którzy pojawili się w tak nieodpowiednim momencie. Wtedy jednak usłyszał głos kobiety, a raczej to co mówiła. Po tym jak zareagowała na to Sophie, nie wiedział w jaki sposób się zachować. Ścisnął jedynie mocniej dłoń ukochanej. Licząc na to, że ten gest doda jej i samemu sobie otuchy.
- Witaj Sophie. Henry Wats. Nie mieliśmy przyjemności się poznać.
Barczysty, lekko przypruszony siwizną mężczyzna wyciągnął w jej stronę dłoń. Kiedy zrozumiał, że szatynka nie ma zamiaru odzwajemnić gestu cofnął ją i skrzywił się znacząco.
- Nie tak cię wychowałam. - Głos jej matki wyrażał czystą pogardę.
- Nie łaska przedstawić swojego kochanka? Nie zapominaj, że należy mi się szacunek.
Chłopakowi coraz bardziej nie podobało się zachowanie matki Sophie. Widział, że nie była wzorową rodzicielką. Ale nie spodziewał się po niej takiego poniżania i upokarzania własnego dziecka.
- Przedstawianie się nie będzie konieczne. Państwo właśnie wychodzą.
Włożył tyle sił ile się da, żeby nie zacząć prawić morałów kobiecie o tym jaką jest osobą. Znacząco wskazał na ich samochód. Zerknął na szatynkę, która stała bez ruchu. Nie był nawet pewny czy jest świadoma tego co się dzieje.
- Żaden tam kochaś nie będzie mi mówił co mam robić.
Zdecydowanym krokiem ruszyła naprzód. Henry jak pies na smyczy ruszył równym tempem za nią, pod pachą ściskał mocno teczkę w obronnym geście. Kobieta niebezpieczne się zbliżała, kiedy przez ciało Sophie przeszedł dreszcz. Matthew chciał coś dodać, sięgnąć po telefon i wezwać policję. Jego pomysły przerwał jednak głos szatynki.
- Wynoś się. - Zabrzmiało to dość cicho, lecz stanowczo.
- Wynoś się! Nie masz prawa tu być!
- Co za tupet, kochanie. Wykapany tatusiek.
- Zamknij się. To ty pozwoliłaś mu umrzeć. Wynoś się stąd.
Okoliczne ptaki poderwały się do lotu, jakby ta kłótnia była zbyt intymna, głośna. Matthew czuł się jak piąte koło u wozu, jednak został u boku dziewczyny. Za nic w świecie nie chciał jej zostawiać z tym wszystkim samej. Chociażby musiał użyć siły, żeby pozbyć się jej matki i Henrego.
- Maureen, może powinniśmy... - Nieśmiało zaczął Henry.
- Nie po to jechałam całą tą drogę. Chcę tą farmę i ją dostanę. - Syknęła.
- Matt zadzwoń po policję, proszę.
Szepnęła tak, żeby nikt nie zauważył. Sophie była pewna, że jej matka nie ustąpi, chociażby miał przy tym ktoś ucierpieć fizycznie.
- Słuchaj jak do ciebie mówię bękarcie. - Zwróciła się do córki.
- Wpakowałam w twoje gówno warte życie za dużo pieniędzy. Chcę tą farmę. Teraz.
- Nie licz na nic. Zabiłaś ojca, nic ci się po nim nie należy. - Mimo dramatycznego tematu, jej głos był stabilny.
- Widocznie zasłużył, żeby gnić w ziemii. A teraz zabieraj swojego kochasia i oddaj mi klucze.
Zrobiła jeszcze dwa kroki kiedy jej czerwona szpilka utknęła w ziemi łamiąc się przy tym z hukiem. Dało to chwilę czasu Sophie na cofnięcie się w bezpieczniejszy kąt podwórka. Rozwścieczona Maureen rzuciła groźne spojrzenie w stronę Henrego, który po chwili pojawił się z nową parą butów w ręce.
- Jeśli myślisz, że się z tego wywiniesz to grubo się mylisz. Powinnaś razem z ojcem już dawno zniknąć i dać mi święty spokój. Oddawaj klucze.
Szarpnęła się w jej stronę. Sophie pierwszy raz pożałowała, że kazała chłopakowi odejść. Drugi raz nastąpił kiedy dostała z pięści od własnej matki. Zduszony krzyk wydobył się z jej ust, kiedy na werandę domu wybiegł Matt. Szybko odciągnął kobietę, starając się uniknąć ciosów w jego kierunku i jednocześnie próbując nie zrobić jej krzywdy. Kiedy po parunastu sekundach znalazł się przy szatynce, ból ścisnął mu serce, a mięśnie ogarnęła złość. Zasłonił sobą dziewczynę przed znowu zbliżającą się matką.
- Gdzie są te cholerne pieniądze. Do kurwy nędzy Henry! Rusz się i je znajdź.
Pieniądze? Litości, ten dom stoi od kilku lat pusty. Dziadek z babcią wszystko odkładali w banku, a nie było tego wiele.
- Nic nie znajdzie. Zabierajcie się stąd. Chyba że spisanie przez policję jest wam na rękę.
Mimo, że zza pleców szatyna głos Sophie był stanowczy i nie pozostawiał pola na ale. Maureen popatrzyła na nią z obrzydzeniem, a Henry próbował dostać się do domu, który jednak został wcześniej zamknięty przez Matthew'a. Kobieta miała dać upust kolejnej fali złości kiedy dobiegł do ich uszu odgłos syreny policyjnej i błysk świateł odbijający się w brudnych szybach.
- Henry! - Wrzasnęła a już po chwili oboje byli w aucie, które odjeżdżało z piskiem opon.
Jak tylko radiowóz zatrzymał się przed młodymi, oboje odetchnęli z ulgą. Wciąż czuli niespokojne napięcie w mięśniach, jednak świadomość wyjazdu Maureen była dla nich jak kamień z serca.

CZYTASZ
Sophie | M.D. | E.S. |
Romance- Powtórz to. - Matthew patrzył na Sophie z iskierkami w oczach. Sophie od razu zrozumiała co chodzi po głowie szatyna, więc przyciągnęła go do siebie i wprost do jego ucha, szepnęła. - Tęskniłam za tobą Matt. - Odsuwając się musnęła ustami jego pol...