- Kiedy wyjeżdżasz?
Sophie nie mogła już dłużej się bić z myślami. Nie, kiedy coraz bardziej ciągnęło ją w stronę chłopaka. Nie chciała, żeby ją opuszczał.
Wszedłeś z butami do mojego życia, a ja pozwoliłam ci w nim zostać. Więc nigdzie się nie ruszaj, proszę.
- Skąd to pytanie? Nigdzie się nie wybieram. - Matthew obrzucił szatynkę zdziwionym spojrzeniem.
- Studia, marzenia i te sprawy? Przecież tutaj żadnej z tych rzeczy nie zrobisz. - Sophie dalej brnęła w rozmowę.
Czy ja aby na pewno chcę znać odpowiedź? Co jeśli otwarcie mi przyzna, że się nie liczę i wyjedzie? Nie jestem na to gotowa. Jeszcze nie teraz.
- Mam jeszcze prawie cały rok na studia. Skorzystam z twojej pomocy w przygotowaniu do aplikacji. Tym razem przyjdę z lepszym projektem. - Uśmiechnął się delikatnie, ale pewnie.
- Ale? Jak? Dlaczego?
Sophie oddychaj i nie kończ. Ugryź się w język, idiotko.
- Dlaczego nie wyjedziesz z takiej dziury? Dlaczego nie poszukasz natchnienia w innym miejscu? Czemu tutaj? - Z westchnieniem wyrzuciła to z siebie.
- Ty tu jesteś. Dla ciebie tutaj zostałem, Sophie.
- Ale ja jestem nikim. W mieście masz rodzinę, przyjaciół. Nie rozumiem, nie mogę być jedynym powodem dla takiego głupstwa jakim jest zostanie tutaj. - Dziewczyna zacisnęła dłonie w pięści.
Nie mogę. Nie mogę, po prostu nie. Ale tak bardzo na to liczę. Jestem cholernie bipolarna w uczuciach do niego.
- Soph.
Chłopak podszedł do szatynki. Złapał ją za nadgarstki i przeniósł palce na jej, zaciśnięte w pięści. Powoli rozprostował jej palce, chwycił je i położył sobie na twarzy, delikatnie otulając nimi swoje policzki. Widząc łzy, świecące w oczach dziewczyny, położył jej ręce sobie na karku i przesunął się do niej. Gładząc jej policzki delikatnie muskał wargi dziewczyny swoimi. Czując słone łzy między nimi przeniósł usta na powieki Sophie i na każdej z nich złożył delikatny pocałunek. Po tym wszystkim chwycił ją w objęcia i szczelnie otulił.
- Matt. Nie zostawiaj mnie. Proszę.
- Nie zostawię. Obiecuję.
***
W drzwiach mieszkania Sophie stanęła Camille. Dziewczyna zaprosiła przyjaciółkę do środka, czuła się trochę osamotniona kiedy po powrocie od domu nie zastała w nim Andreasa, który był na randce z Dominickiem. Zdążyła już się przyzwyczaić do obecności chłopaka w swoim domu.
- Poważnie się przy nim rozpłakałaś? - Jednocześnie ściągając buty krzyknęła Camille.
- Zupełnie bez powodu, jak dziecko. A on to wszystko przyjął z takim spokojem. I czułością. Boże, ale teraz mi głupio. - Krzyknęła, zasłaniając dłońmi twarz.
- Nie wywalił cie przecież za drzwi, spędziliście noc w jednym łóżku. Przygotował ci śniadanie i było wszystko w porządku. Czym się przejmujesz?
- Wszystkim. - Jęknęła.
- Jestem niemożliwa. Dlaczego musi mi zależeć na nim w taki pokręcony sposób? Nie chce dać mu odejść, ale wiem, że to dla niego szansa na coś lepszego. Bije się sama ze sobą.
- Trudna sprawa. Wiesz co, może pozwól mu zadecydować, którą drogę wybierze? Na pewno coś wymyśli. Przecież obiecał cie nie zostawić. A ty się solidnie zastanów nad tym co do niego czujesz. Moim zdaniem to nie jest zwykła troska, jak o przyjaciela. Głowę dam sobie uciąć, że to coś więcej. No ale ja nic nie sugeruje. - Cam cmoknęła do przyjaciółki.
- Dobra, dobra! Przekonamy się. Mam głupi pomysł. Odpal jakiś test i zobaczymy. - Hardo rzuciła pomysłem Sophie.
***
Ja: Mamo, jeśli zaprosiliście Sophie do nas ponownie, to znaczy, że jest tą odpowiednią?
Mama: Kochanie, jest inna niż wszystkie. Oboje z tatą uważamy, że może nią być. Decyzja jednak jest po twojej i jej stronie.Ja: Chyba ją pokochałem, sam nie jestem pewien.
Mama: Synku, wierzę, że postąpisz mądrze, niezależnie od tego co czujesz.
Ja: Mamo jest jeszcze jedna sprawa... Wpadnę do was jutro, zostawiłem klucze. Kocham cie.

CZYTASZ
Sophie | M.D. | E.S. |
Romansa- Powtórz to. - Matthew patrzył na Sophie z iskierkami w oczach. Sophie od razu zrozumiała co chodzi po głowie szatyna, więc przyciągnęła go do siebie i wprost do jego ucha, szepnęła. - Tęskniłam za tobą Matt. - Odsuwając się musnęła ustami jego pol...