Coś knujesz, Anno?

171 9 0
                                    

Sophie zmroziło krew w żyłach, kiedy usłyszała ton, z jakim do Matthew'a zwróciła się jego mama. Kobieta szybko jednak zneutralizowała to poczucie złego początku.

- Kochanie spokojnie, cieszę się, że przyjechałaś. Po prostu mój syn to taki uparty osioł nieraz. Chciał cie przede mną ukryć, dajesz wiarę? - Mama szatyna uśmiechnęła się do Sophie i podała jej dłoń.

- Anna jestem, możesz mi mówić po imieniu.

- Miło mi panią poznać. - W odpowiedzi dziewczyna uścisnęła dłoń Anny i zachęcona przez nią, wraz z chłopakiem przekroczyła próg domu.

- Patrick jest w ogrodzie, lećcie się przywitać, a ja nastawię obiad. - Poklepała znacząco syna po ramieniu.

- I jak? - Matthew podrapał się po karku, z zażenowaniem. Jeszcze nigdy nie zależało mu na tym, żeby zarówno jego rodzice polubili dziewczynę, którą przyprowadzał do domu, jak i ona sama, jego rodziców.

- Dobrze. Nie stresuj się już tak. Gdybym nie chciała się tu znaleźć, odmówiłabym.

Sophie posłała chłopakowi jeden z najpiękniejszych uśmiechów, jakie umiała. Chwyciła go za rękę, która sekundę wcześniej znajdowała się na jego karku i delikatnie uścisnęła, kciukiem pocierając knykcie, w geście otuchy. Matthew instynktownie rozprostował palce i złapał dłoń szatynki, splatając ją ze swoją.

- Przepraszam. - Szybko wyplątał swoją dłoń, uznając za niestosowne to co zrobił.

Miało być po woli, nic na siłę. Nie daj się ponieść Matthew, proszę cię!

Zreprymendował się i pociągnął dziewczynę w stronę ogrodu, gdzie przedstawił ją tacie. Po paru chwilach wrócili do przedpokoju po swoje walizki. Matthew zniósł ich rzeczy na piętro i zdziwiony zajrzał do kuchni, gdzie Sophie pomagała jego mamie przy obiedzie.

- Mamo? Dlaczego pokój gościnny jest zamknięty na klucz?

- Skarbie, mówiłam Ci przecież, że postanowiliśmy z tatą go wyremontować. Albo może zapomniałam. - Wyruszyła ramionami, ale po jej twarzy przemknął uśmiech.

- Mogłaś mnie uprzedzić, przyjechałem z Sophie na dwa dni, a teraz nie możemy nawet jej ugościć należycie. - Rzucił oskarżycielsko.

- Matt. - Sophie złapała go za ramię.

- Nic się nie stało. Naprawdę. - Dodała kiedy widziała w jego oczach wątpliwości.

- Niepotrzebnie się uniosłem mamo, przepraszam. - Burknął, zły na siebie i szybko złożył całusa na policzku mamy.

- Idźcie dzieci się rozpakować, poradzę sobie z obiadem. Przyda wam się chwila odpoczynku po podróży.

Matthew z ulgą przyjął słowa mamy i chwytając Sophie za dłoń, zaprowadził do swojego pokoju. Dziewczyna zaraz po przekroczeniu progu zaczęła się bacznie przyglądać wystrojowi pomieszczenia. Starała się zapamiętać każdy szczegół, który może jej powiedzieć coś więcej o szatynie. Jego pokój nie był taki jak się spodziewała. Zamiast surowego wnętrza ujrzała pomieszczenie pełne kolorów. Ściany przyozdobione ręcznymi malunkami różnych miejsc na świecie, gdzieniegdzie zakryte przyklejonym szkicem technicznym. Duże, a wręcz ogromne łóżko, było przesunięte do ściany, na której znalazły się jego dyplomy.

Nie wiedziałam, że ma tyle osiągnięć sportowych. Powalające.

Biurko było prawie, że puste. Znalazł się na nim tylko przybornik, kartki do szkiców i ramka. Z tego co dostrzegła Sophie wynikało, że są to zdjęcia z wakacji, 2 lata wstecz. Na zdjęciu uwagę dziewczyny przykuł jeden element.

Matthew bez koszulki. Dwa lata temu też by mi zaparło dech jakbym go zobaczyła.

Sophie uśmiechnęła się do siebie, nie świadoma, że chłopak ją dokładnie obserwuje i tak jak ona próbuje coś wyczytać z tego co widzi.

- Sam to wszystko malowałeś? - W oczach szatynki pojawił się błysk.

- Mhm, jeszcze za szczeniaka, kiedy jeździliśmy z rodzicami po świecie na wakacje. Dużo zwiedziliśmy. - Uśmiechnął się do dziewczyny, widząc jak ta bardzo zainteresowała się jego talentem.

Żadna inna wcześniej nie zwróciła uwagi na to co znajduje się na ścianach. Sophie, jest inna. Wyjątkowa.

- Cudowne. - Uśmiechnęła się, wzrokiem błądząc po ścianach.

- Chcesz zrobić taką dla mnie? Oczywiście u mnie. Chciałabym móc czasem popatrzeć jeszcze raz na farmę dziadka.

- Dla ciebie wszystko Soph. - Odpowiedział jej uśmiechem na twarzy. Czuł, że to co mówi, to absolutna prawda. Coraz bardziej przekonywał się, że przyjaźń z dziewczyną to za mało wobec tego co chciałby mieć.

Małe kroki, pamiętasz? Nie spieprz znowu.

Głównie dlatego chłopak obawiał się tego wyjazdu. Naprawdę zależało mu na dobrych relacjach z Sophie i nie chciał, żeby to co mają szansę zbudować zostało zachwiane przez pomysły jego mamy, czy jego niewyparzony język lub, co gorsza przez jego pociąg do szatynki. Codziennie się budząc, myślał o tym, że chce poczuć dotyk jej skóry, nie ważne jak mały, chciał go czuć na sobie, wiedzieć, że dziewczyna jest blisko niego.

Sophie | M.D. | E.S. |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz