Rozdział 22. Sztylet

53 6 0
                                    

Perspektywa Arii......

Po tym jak Eva obwieścił dobrą nowinę i wszyscy zaczęli jej gratulować ja podeszłam ostatnia i mocna ją uściskałam. To cudowne wieści. Gdy skończyliśmy wypisywać ją o wszystkie szczegóły związane z ciążą wybiła godzina 17. Skierowaliśmy się do jadalni na obiad. Jak tylko się skończył rozważaliśmy się do swoich pokoi. Szłam z Aaronem do pokoju zastanawiając się, co zamierza ze mną zrobić. Gdy tylko otworzyłam drzwi wyciągnęłam to do sypialni. Zaczęliśmy się zachowanie całować. Ściągnęła mu bluzkę a on zajął się moim T-shirtem. Gdy już nie miało na sobie góry zajęła się jego spodniami całując jego szyję. On zaczęło majstrować przy guziki od moich dżinsów. Padliśmy razem na łóżku. Skopałam szybko spodnie a on zajął się moim stanikiem. Tej nocy kochaliśmy się, że 3 razy. Po cudownych chwilach zasnęliśmy wtuleni w siebie.

Rano obudziłam się przed Aaronem. Patrzyłam na niego, na grę światła na jego twarzy, na spokojny wyraz twarzy. Nie będę to budzić. Niech jeszcze śpi ją muszę coś sprawdzić. Starałam się delikatnie wyjść z łóżka nie budząc go. Gdy udało mi się to zrobić skierowała się do garderoby. Wybrałam czarne spodnie wzmacnianie specjalnym materiałem na kolanach i udach. Do nich wzięłam szarą bluzkę na ramiączka wzmocniona na brzuchu i plecach. Zgarnęła skazana kurtkę i czarne buty na obcasie za kostkę. Zamierzałem pojechać do miasteczka, więc wzięłam miecz i umieściłam to w pocenie, która umieściłam na plecach. Do nóg przymocował jeszcze sztyletu do rzucania. Tak ubrana skierowałem się do biurka i napisałam wiadomość żeby się namartwił. Położyłam ją na mojej poduszce i poszłam do stajni. Po drodze starałam się być cicho żeby nikt mnie nie zauważył. Podejrzewam, że jak tylko wrócę to dostanę opieprz, ale trudno. Weszłam do stajni i poszłam do mojej klaczy.

- Hej mała. Co tam u ciebie kochana.

Ona tylko ruszyła łbem w stronę siodlarni. Kierują się po moje siodło i uzdę. Biorę jeszcze koc pod siodło i idę do Karo. Gdy wychodzę już z szklarni widzę Shona stojącego przy swój im koniu.

- Część.- jak gdyby nigdy nic idę do mojej klaczy udając, że nie zwracam na niego zbytniej uwagi.

Zauważyłam, że jest ubrany podobnie do mnie, ale na plecach ma łuk z koleżanek a przy boku ma miecz.

- Dokąd się wybierasz ?

- Na przejażdżkę.

- Skoro jedziesz na przejażdżkę to, po co ci tyle broni.

- Na wszelki wypadek wolę być ubezpieczona.

- Aria nie kłam wiem, że jedziesz do miasteczka tylko nie wiem, po co.

- Ale jak....? - nagle mnie olśniło - Dziadek James.

- Owszem powiedział mi wczoraj, że miał Przebłyski i widział cię w miasteczku z rozbita głową. Więc jadę z tobą.

- Ale ja nie potrzebuje pomocy.

- Rozmawiałem z tata. Wiem, że to coś może cię szukać i nie zamierzam ryzykować, że stracę siostrę, więc jadę z tobą - patrzył na mnie nieugięcie zupełnie jak tata.

- Dobra tylko mnie nie spowalniaj.

Ruszyliśmy do miasteczka, droga zajęła nam 30 minut. Jechaliśmy w całkowitej ciszy dopływu się nie odezwał.

- Więc po co tam jedziesz?

- Umówiłam się z kimś, kto mi powie coś, co może nam się potem przydać.

- Czego dotyczą te informacje ?

- Sztylet, który oberwał Mark pasuje do pochwy, która znalazł w wiosce.

- Myślisz że to komplet ?

Odchyleń się i wyjmuje sztylet z mojej torby przy siodle. Nie zatrzymując Karo pokazuje mu.

- Są wykonane z tego samego stopu. Na rękojeści jest stopione 10 kamieni. Na pochwie też. -

Podałam mu sztylet, aby się mu przyjrzał. - Znam kogoś, kto handlował bronią i może nam pomóc.

- Gdzie można to znaleźć ?

- Nie ma stałego miejsca zamieszkania. Ale kontaktowałam się z nim ostatnio i był w miasteczku na północy kontynentu.

- Tu wiesz jak to jest daleko. Co najmniej 3 dni jazdy.

- Wiem, dlatego mam jedzenie i ciuchy na zmianę. A co dziadek cię nie uprzedził?

- Nie.

Odpinam torbę gdzie mam dla niego ciuchy i rzucam mu ją. Ma zdziwioną minę, gdy zagląda do środka.

- Wiedziałam, że któryś z was będzie za nom jechał, więc mam trochę męskich rzeczy. - mówię z uśmiechem. Mam tylko nadziej, że nic nam nie zapłaci drogi. 

Perspektywa Aarona.....

Obudziłem się z uczuciem, że czegoś mi brakuje. Przekręciłem się twarzą w miejsce gdzie powinna spać Aria, ale jak nie było. Dotknąłem pościeli, ale była zimna. Na poduszce zobaczyłem liścik.

Kochane muszę załatwić pewną sprawę i jadę do miasteczka na północy kontynentu. Nie martw się Shon ze mną pojedzie za parę dni powinnam wrócić.

Kocham cię Aria

Świetnie. Wyszedłem z łóżka i poszedłem do siebie ubrać się. Zszedłem na dół na śniadanie. Przy stole byli już wszyscy poza Shonem i moja narzeczoną. Usiadłem koło Zoey i zacząłem nakładać sobie jedzenie.

- Aaron wiesz może gdzie jest Aria ?- zapytała się mnie jej matka.

- Zostawiła mi liścik, że jej nie będzie przez kilka dni.

Wszyscy nagle umilkli.

- Jak to zostawiła ci liścik? Gdzie pojechała? Sama? Więź, że to dla niej jest niebezpieczne......- wszyscy zaczęli mówić jeden przez drugi.

- Spokojnie Shon z nią pojechał. - powiedział, że spokojem James jej dziadek.

- Tato wiedziałeś i tym i nas nie uprzedziłeś. - powiedział z wyrzutami Tayla.

- Nie mogłem kochanie i dobrze o tym wiesz. To, że powiedziałem Shonowi już rodziła pewne ryzyko.

- Tato, ale chociaż powiedz gdzie się udali.

- Do Miasteczka na Północy.

- To wiemy tyle, że nie będzie ich przynajmniej tydzień. - powiedział mój ojciec.


Strażnicy ŚWIATÓW ✔ (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz