Rozdział 43. Pojedynek

37 4 0
                                    

Perspektywa Shona....

Pomagam moim ludziom przenieść rannych do hospitium. Rozglądam się po dziedzińcu, na którym walczyliśmy. Pokonaliśmy wszystkich, ale wielu poległo. Chodzę i sprawdzam czy ktoś jeszcze został przy życiu. Gdy przechodzę na mury spotykam oddział swojej siostry.

- Świetnie się sprawiliście z tymi Rozpruwaczami.

- Aria nam przekazała jak mamy je zabijać. A właśnie widziałeś ją może. W połowie bitwy pobiegła znaleźć waszego ojca i jeszcze nie wróciła.

- Jak to jeszcze nie wróciła?

Szybko zmieniam postać i wzbijam się w powietrze. Rozglądam się za nią latając nad polem bitwy, ale jej nie widzę. Zmieniam kierunek na południowy plac gdzie byli Aaron i Mark. Może do nich poszła. Niestety znajduje tam tylko mojego brata i jego przyjaciela pomagających ludziom. To zostało mi jeszcze tylko jedno miejsce i mam nadzieje, że się mylę.

Perspektywa Arii.......

Razem z dziadkiem Jamsem walczymy z Reidnarem. Jak na swój stary wiek daje sobie rade. Paruje cios zadany mi przez naszego wroga a on stara się zadać mu najbardziej dotkliwe rany. Zamienimy się miejscami i teraz to ja zadaje mu cisy. Unika ich z wprawa, ale udaje mi się kopnąć go z półobrotu. Ląduje na ziemi, ale szybko się podnosi. Naciera na nas znowu a nasze ostrza ścierają się z sobą jakby tańczyły. Udaje nam się zablokować miecz Reidnara pomiędzy moimi dwoma. Niestety to nie jest takie proste. Reidner, gdy nieuczciwie. Musiał obserwować go podczas walki, bo zna słabe miejsce dziadka. Noga kopie go w kolano. Dziadek upada. Reidnar wyszarpuje mierz spomiędzy moich i chce raniąc nim Jamesa. W porę cudem udaje mi się stanąć miedzy nimi i zablokować cios.

- Zostaw go w spokoju.

- Chciałabyś, co?

- Bardziej chce cię zabić.

- To ja zabije jego a potem resztę twojej rodziny.

Nie zauważam jak zza paska wyszarpuje sztylet i rani mnie w bok. Upadam na piach a on w tym czasie podchodzi do dziadka.

- Na co czekasz? Zrób to.

- Niee dziadku!

- Na mnie już przyszedł czas Ario, ale ty możesz jeszcze wygrać.

Spogląda na mnie. Ale ja nie mogę na to patrzeć. Gdy Reidnar podnosi swój miecz i przykłada go do piersi dziadka staram się powoli podnieść. Sztylet wbity w moje ciało utrudnia mi ruchy. Chwytam za rączkę i wyciągam go. Boli niemiłosiernie. Krew sączy mi się z rany a ja jedyne, o czym mogę teraz myśleć to to żeby przeszkadzać mu zabić dziadka. W chwili, gdy staje za jego plecami on wbija miecz w jego serce. Nie jestem w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Patrzę tylko na twarz dziadka a on kiwa głowa. Zbieram w sobie resztki sił i unoszę swoje ostrza. Z zaskoczenia wbijam je w plecy Reidnara. Nie spodziewał się ataku. Wyje z bólu, gdy ja wyciągam jeden z moich ostatnich sztyletów i wskakując mu na plecy wbijam go w jego gardło. Z rany sączy się czarna krew a ja przekręcam go w około jego szyi. Gdy zrobię już pełny obrót chwyt go za włosy i ciągnę dopóki reszta ciała nie puści jego głowy. Tułów upada bezwładnie a ja stroje otępiała. Upuszczam jego głowę i podchodzę do dziadka. Leży z mieczem w piersi ledwo żywy. Odwracam się w stronę gdzie leżał tata, ale go nie ma. Widać dziadek zabrał go stąd. Klękam przy boku dziadka i zaczynam płakać.

- Kochanie nie plącz.

- Alle jaa..k t..o. P..rz..ecier..z ty umm..ierasz.

- Już czas na mnie. Pojdę tam gdzie twoja babcia. W końcu ją zobaczę.

- Nni..e mo..żesz nas zostawić. Co my bez ciebie zrobimy?

- Dasz rade kochana. Jesteś jak babcia. Poradzisz sobie ze wszystkim.

Kładę głowę na klatce dziadka całej pokrytej krwią.

- Jestem z ciebie dumny, że dałaś rade. Kocham cię wnusiu.

Wydaje z siebie ostatni oddech i jego pierś się już nie podnosi.

- Nie, nie dziadku nie zostawiaj nas proszę!

- Aria!

Leżę na ciele dziadka i plącze. Nie obchodzi mnie, co się dzieje wokół mnie. Czuje się odrętwiała, gdy czyjeś ręce podnoszą mnie i przytulają do swojego ciała. Shon przyciska mnie mocno do siebie.

- Już dobrze. Nie płacz. Aria proszę przestań pomyśl o tym, czego chciałby dziadek. Wolałby żebyś tak płakał czy raczej wzięła się w garść.

Odpowiadam mu pociągając nosem.

- Wzięła się w garść. Powiedziała o tym mamie.

- Dziadek Greg wysłał już babci wiadomość, że zamek jest bezpieczny. Udało ci się siostra zabiłaś go.

Odwracam się i widzę ciało Reidnara leżące dalej od głowy. Naprawdę to zrobiłam. Wracam znów do dziadka. Łzy zaczynają mi znowu lecieć z oczy. Nie potrafię tego kontrolować.

- Zabił go. Zrobiłam to dla niego.

- Wiem. Wiem.

Przytulam się do niego znowu.

- Musimy wziąć jego ciało. Nie chce żeby tu zostało. A trzeba też spalić ciało Reidnara. Żeby nic z niego nie zostało.

- Spokojnie. Już wysłałem Marka i Aarona po Feyre i Patcha żeby przyszli tu z noszami. Kazałem też Markowi powiedzieć im, co się stało.

Akurat jak skończył mówić. Wyszli ze schodów. Cała czwórka podeszła do nas. Feyra od razu się rozpłakał i przytuliła do swojego męża. Ja podeszłam do Aarona.

- Nic ci nie jest. Tak się o ciebie martwiłem Aria.

- Tylko parę ran ciętych i jedna kłuta. Nic mi nie będzie.

- Jaka rana kłuta. Nic mi nie mówiłaś.

- Bo to nic Shon.

- Aaron idź z nią do sali chorych. Maja ja tam opatrzeć. Inaczej tata nas zabije.

- Tata! Nic mu nie jest?

- Nie. Dostał w głowę, dlatego upadł. Ale już jest przytomny i wszystkimi rządzi.

- No wiesz jak tylko mama wróci to przestanie.

- Jak my jej to mamy powiedzieć.

- Tata to zrobi. Już wie.

- A jak walki na dziedzińcach? Dużo rannych?

- Byłoby ich więcej gdybyśmy nie pomogli.

Odwracam się w stronę, z której dochodzi glos. I w tym momencie ląduje tam smok.

- Drogon milo cię widzieć. Myślałam ze ojciec nie zamierza cię wypuszczać z domu.

- Bo nie chciał ale jak tylko usłyszał że macie kłopoty zebrał najlepszych i przybył wam pomóc a ja wraz z nim.

- Drogo bardzo wam dziękuje za pomoc nie wiem, co byśmy zrobili gdyby nie wy. Ale mam do ciebie proście. Możesz spalić ciało Reodnara?

- Oczywiście. Odsuńcie się.

Zabieramy ciało dziadka i odchodzimy ma drugi koniec ogrodu. Drogon ustawia się tak, aby spalić ciało i nas nie zranić swoim ogniem. Parę minut później jest już po wszystkim. Z ciała naszego wroga nie zostaje nawet popiół.

- Jeszcze raz dziękuje Drogo.

- Nie ma, za co. Musimy się spotkać. Pamiętasz, co mi obiecałaś, gdy byłem jeszcze małym smoczkiem?

- Że jak dorośniesz to sprawdzimy które z nas jest szybsze. Jasne.

- Do zobaczenia wkrótce.

Wzbija się w powietrze zostawiając nas.


Strażnicy ŚWIATÓW ✔ (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz