Rozdział 23. Miasteczko Północne

49 6 0
                                    

Perspektywa Arii.......

Następne 3 dni podróży minęły nam szybko. Im dalej jechaliśmy na północ tym zimniej się robiło. Dobrze, że zabrałam nam ciepłe ciuchy na wszelki wypadek. Mam tylko nadzieję, że on ciągle jest w tym miasteczku, bo jeśli mnie wykiwał to mnie popamięta.

- To jak znajdziemy tego twojego przyjaciela?

- Jest parę miejsc, w których może być.

Gdy dotarliśmy do miasteczka zaczęliśmy szukać noclegu. Weszliśmy do cichego zajazdu z barem. Mieliśmy założone kurtki z kulturami, więc nikt nad nie mógł rozpoznać. Na naszych rzeczach nie było żadnego herbu rodu. Przeszliśmy do lady, za która stała kobieta o czarnych włosach przyprószonych siwizną.

- W czym mogę pomóc?

- Weźmiemy pokój z dwoma podwójnymi łóżkami. I stajnia dla dwóch koni.- położyłam na blacie sakiewkę z pieniędzmi.

- Oczywiście zaprowadzi państwa do pokoju.

Poszliśmy za nią na górę do drzwi na końcu korytarza.

- To nasz najlepszy pokój z osobnymi łóżkami.

Otworzyła drzwi i weszliśmy do środka. W pokoju znajdowały się dwa łóżka, pomiędzy nimi stał pomocnik a na nim lampka. Po lewej stronie było okno a na przeciw niego drzwi.

- To nasz jedyny pokój z osobna łazienką.

- Dziękujemy.- odezwał się mój brat.

Gospodyni uśmiechnęła się i wyszła.

- Ja zajmę się końmi a ty zabezpiecz pokój na wszelki wypadek. - powiedziałam wychodząc.

Zeszłam na dół i skierowałem się do drzwi. Jak tylko wyszłam założyłam na głowę kaptur mojego płaszcza a na ręce rękawiczki i poszłam do naszych koni. Karo i Kier byli zamknięci w osobnych bokach koło siebie. Najpierw podeszłam do konia brata żeby do osiodłać i pozbierać jego rzeczy. Potem weszłam do Karo. Od razu podeszła do mnie i trąciła mnie łbem. Rozsiodłałam ją i zabrałam swoje rzeczy. Gdy miałam wychodzić zobaczyłam za do stajni właśnie wchodzi mój brat.

- Daj wezmę swoje rzeczy.

- Proszę.

Wróciliśmy do naszego pokoju o zaczęli mu rozpakowywać swoje rzeczy.

- Mam tylko nadzieję, że John będzie chciał się ze mną spotkać.

- Moment on ma na imię John? Ten John?

- Tak ten.

- Czemu mi nie powiedziałaś że utrzymujesz z nim kontakt?

- Bo powiedziałbym tacie a jemu nie śpieszno jest umierać.

- Dobrze wiesz, że tata ma prawo wiedzieć takie rzeczy. Myślałem, że wysłałaś go do innego wymiaru.

- Bo tak było ale wrócił. I dobrze, że tak zrobił. Tylko o zna się tak na broni. Pomoże nam.

- Jeśli ojciec się dowie każe to zabić.

- Nie pozwolę mu.

- Dobrze wiesz, że ma do tego prawo. Przysiągł wierność Zakonowi Miecza i złamał ją.

- Nie miał wyboru.

- Zawsze mamy wybór.

- Gdyby on wybrał inaczej już bym nie żyła.

- O czym ty mówisz?

- To opowieść na inny czas teraz mamy, co innego do roboty.

Wyszłam z pokroju zostawiając brata samego. Gdy już była na zewnątrz zaczęłam szukać czegoś, co pomoże mi się wdrażać na dach budynku. Oczywiście mogę tam wylecieć pod postacią smoka, ale nie chcę marnować na to mojego zasobu magii. Zobaczyłam, że budynek porasta róża umieszczona na kratownicy. Zaczęłam się po niej wspinać uważając na kolce rośliny. Gdy już byłam na dachu zaczęłam się rozglądać, w która stronę pójść. Skierowałem się do wschodniej części miasta. Skakałam po dachach rozglądając się za czymś, co pomoże mi go znaleźć. Przez pół dnia chodziłam i szukałam jakiś śladów. Nim zaszło słońce wróciłam do naszego pokoju.

- Gdzie byłaś?

- Na zwiadzie.

- I co masz coś?

- Nie do końca. Jutro musisz mi w czymś pomóc.

- Jasne a w czym?

- Dowiesz się jutro.

Wzięłam swoje rzeczy do spania i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Jak wyszłam Shon już spał na swoim łóżku. I dobrze jutro musi mi po mu kogoś złapać. Weszłam do łóżka pod kołdrę i zamknęłam oczy. Śnił mi się wielki stół z 10 sztyletem.....

Perspektywa Aarona .......

- Zoey gdzie się schowałaś !?- szukałem jej i reszty młodych dzieciaków.

Schodzę po schodach rozglądając się gdzie mogli się pochować. Ta zabawa to dla nich dobry trening. Choć teraz myślę tylko o tym żeby ich czymś zająć. Minęło już parę dni a my nadal nie mamy żadnego słowa od Arii i Shona. Dzieciaki nie wiedząc, co się dzieje i tak ma zostać. Chodzę korytarzem rozglądając się czy gdzieś ich nie widać. Jak na takie małolaty nieźle się chowają. Na tym korytarzu ich nie ma, więc kieruje się do sali treningowej. Nie mają zakazu ruszania się tylko muszą robić to tak żeby nikt ich nie zauważył. Muszę się tego nauczyć, więc najlepiej to załatwić zabawą. Gdy sto je przed drzwiami do sali treningowej słyszę szelest. Zaczynam się rozglądać na wszystkie strony. Gdy spoglądam w górę widzę Hannę siedząca na belce pod sufitem.

- Hanna złaź! Pomożesz mi szukać reszty !

Zwijanie zeszła z belki znajdującej się na wysokości 10 metrów i stanęła przede mną.

- Nie możesz ich znaleźć, co.

- Nie nie mogę. Dobrzy są. Ale musimy już kończyć, bo rodzice będą zaraz woleli nas na kolację.

Jak na zawołanie wszystkie dzieciaki stanęły przede mną uśmiechnięte.

- Jak....

- Nie chowaliśmy się porostu czekaliśmy jak gdzieś pójdziesz i szliśmy za tobą.-wyjaśniła mi Bree.

- Kto was nauczył się tak skradać?

- Kolega Ari i Jacka.-odpowiedział Paul.

Zoey podeszła do mnie i uśmiechnęła się.

- Co braciszku dziwisz się że takie dzieciaki jak my jesteśmy w Rabie się oszukać. - szczerzyła się przez cały czas.

- Nie macie talent i tyle zresztą wiadomo, że będąc szkolnym przez najlepszych sam stajesz, że najlepszy.

- Rozumiem, że pijesz do siebie i naszych lekcji rzucania sztyletami.

- Nie ważne chodźcie do jadalni, bo rodzice będą się zastanawiać gdzie się podział.......

Nie skończyłem nawet zdania a oni już pobiegli. Co za dzieciaki z nimi nigdy nie jest nudno. Mam nadzieję, że Aria nie długo wrzuci. Tęsknię za nią.


Strażnicy ŚWIATÓW ✔ (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz