Rozdział 38. Rozwiązanie

48 5 1
                                    

Perspektywa Aarona....

Siedzimy z chłopakami nad mapami zastanawiając się jak ostatnie wydarzenia maja wpływ na mieszkańców naszego świata.

- Wschodnie wioski oddalone, co najmniej o 200 mil pustoszeją. Ludzie przenoszą się do miast. Zostawiają wszystko. - mówi Shon.

- Dochodzą do nas słuchy ze w większości miast teraz produkują bron. Ulepszają zabezpieczenia. Ojcze oni czują, co się dzieje. - odzywa się Jack.

- By może niedługo odbędzie się ostateczne starcie. - Eidon mówi patrząc w mapy.

- Ojcze musimy ostrzec ludzi. Wydać rozkazy, aby wieśniacy i to nie tylko ci z okolicznych wiosek przy bagnach, przenieśli się do miast. Tam będą bezpieczniejsi.- powiedziała Mark.

- Zgadzam się z tym ojcze. Nie możemy ryzykować, że coś się stanie mieszkańca. Jesteśmy za nich odpowiedzialni. A ta wojna to nasze zmartwienie nie ich.- Oznajmił Shon.

- Wiem. Zamierzam wysłać ludzi, aby zajęli się pomocą przy ich przenoszeniu. Wasza matka już pisze stosowne listy do każdej wioski.

- Ilu ludzi zamierzasz wysłać ?

- Jeszcze nie wiem na pewno kilku do każdej wioski. Nasze możliwości są niestety ograniczone przez zaistniała sytuacje.

- Przecież możesz posłać kogoś z nas.

- Wiem Jack, ale jesteście mi potrzebni gdzie indziej.

- A mianowicie co od nas oczekujesz ojcze żebyśmy zrobili ?

- Ktoś z wad musi pojechać do Querow. Niech szykują swoich ludzi. Inny no północ do mistrzów miecza. Potrzebować będziemy ich pomocy. Do zakonu nad Kryształowym Jeziorem też ktoś musi pojechać.

- Ale ojcze dobrze wiesz ze nie mamy tam wstępu. To zamknięty obszar. Zakonnicy nas nie wpuszcza.

- Nas nie, ale którąś z waszych sióstr już tak.

- Aria zapewne będzie chciała jechać.

- Wykluczone.

- Shara jest w ciąży teraz w każdej chwili może urodzić.

- Nestea, Feyra...

- Szkolą nowych ludzi, których przysłano nam do obrony.

- Tato przecież możesz mnie do nich wysłać.

Odwracamy się w stronę drzwi, w których stoi Aaria.

- Jak długo tak nas słuchasz ?

- A dość długo. Ale i tak wiem większość waszych rozmów bo musiałam znaleźć dwoje ciekawskich dzieciaków którzy siedzą obecnie przy otworze w dachu !

- Cholera.

- Bree Paul złaźcie.

Dzieciaki zniknęły szybko nawet nie wiem, kiedy pojawili się w drzwiach.

- Co wy tu robicie ?

- Nic tato.

Drzwi nagle otworzyły się szerzej i stanęła w nich May z Jacem na rękach.

- Sahra rodzi.

Prespektywa Arii......

Wszyscy wybiegliśmy z pokoju i skierowaliśmy się do hospitium. Znowu zostanę ciocią !! Już nie mogę się doczekać jak zobaczę swoja siostrzenice lub siostrzeńca. Jak na złość Sahra nie chciała nam powiedzieć czy to będzie chłopiec czy dziewczynka. W końcu wszyscy się dowiemy. Czekamy przed drzwiami do sali szpitalnej. Brad chodzi w jedna i w druga stronę, pewnie zostawi po sobie wytarty ślad.

- Chłopie usiądź, bo podłoga nie wytrzyma.

Gdy już ma coś odpowiedzieć dobiega do nas krzyk Sahra. Brad rusza momentalnie do drzwi i próbuje dostać się do środka. Chłopaki siłą usadzają go na miejsce.

- Daj spokój w ten sposób jej nie pomożesz.

- Ale ona tam....

- Da sobie rade. To naturalne. Zresztą jest tam z nią Tayla.- mowi tata.

Nie wiem jak długo jeszcze czekaliśmy. Gdy wszyscy siedzieliśmy jak na szpilkach w pewnym momencie usłyszeliśmy plącz. Drzwi do sali się otworzyły i stanęła w nich mama.

- Brad gratuluje. Macie śliczną dziewczynkę.

- Mam córeczkę ?

- Tak. Możesz już wejść.

Szybko wszedł do sali a za nim tata. Reszta się nie pchała. Teraz jest czas dla nich. My pójdziemy się przywitać z nowym członkiem rodziny później.

Tego samego dnia wieczorem.....

Siedzę w salonie z Aaronem i reszta mojej rodziny. No poza Sahra i Bradem. Oni ciągle są w hospitium. Mała urodziła się zdrowa, ale dopiero jutro maja wyjść. Ciekawa jestem, jakie imię jej dadzą.

- Tato ty tez tak przezywałeś gdy my przychodziliśmy na świat ?- zapytała Bree.

- Oczywiście. Za każdym razem nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. A najgorsze to było czekanie. Stanie bezsilnym przed tymi drzwiami i chodzenie z jednego miejsca w drucie myśląc, co się tam dzieje.

-Ja nie chce tego przezywać. - powiedział Paul.

Wszyscy się zaśmialiśmy. Młody jeszcze nie wie, co go czeka. Jeszcze tyle życia ma przed sobą. Wtuliłam się w obejmujące mnie ramiona Aarona obserwując dzieciaki biegające po pokoju. Moje rodzeństwo nie potrafi ustać w miejscu. A Jace próbuje wszędzie raczkować za nimi. Nie chce wiedzieć, co będzie jak nauczy się chodzić.

- Ojcze kiedy mam wyruszyć do uzdrowicieli ?

- Myślę ze pojutrze. Ale jedzie z tobą Aaron i Mark.

- Dobrze.

Wieczorem.....

Idee do swojej komnaty po spotkaniu z najnowszym członkiem rodziny. Sahra urodziła śliczną dziewczynkę. Jeszcze nie maja dla niej imienia, ale wiem ze siostra postawi na swoim. Nie ważne, jakie imię wpadnie jej do głowy. Sahra wygląda na bardzo szczęśliwa. W sumie się nie dziwie. W końcu ma swoja kruszynkę na świecie. Wchodzę do siebie i idę do salonu. Pocieram rękami ramiona, bo zaczyna robić mi się na nich gęsia skórka. Przecież nie otwierałam okna. Podchodzę do przeszklonej ściany i zamykam je. To pewnie jedna ze sprzątaczek je otworzyła. Odwracam się e stronę kominka i idę w jego kierunku. Zapalam polana zapałka i w pokoju odraz robi się cieplej. Idę w stronę polki z książkami i biorę na chybił trafił. Z książka w ręce kładę się na sofie i okrywam kocem. Nie wiem ile przeczytałam, gdy w końcu zasypiam.

Strażnicy ŚWIATÓW ✔ (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz