Rozdział 41. Bitwa

49 4 0
                                    

Perspektywa Arii....

Tak jak podejrzewałam dziadek James i Greg zostali z nami w zamku. Wszyscy bezbronni i moja rodzina zostali odesłani w bezpieczne miejsce. Od razu ruszyłam z Aaronem i Markiem do zbrojowni. Nie wiem jak długo nasze mury będą w stanie zatrzymać napastników. W zbrojowni zakładamy stroje do walki i uzbrajamy się.

- Mark wiesz gdzie jest tata?

- Poszedł wysłać list do Smoczego Króla. Ma nadzieje, że nas wesprą.

- Oby. Bez nich mamy małe szanse.

Zakładam spodnie z grubej tkaniny wzmocnione specjalnym stopem metali. Do tego kurtkę z mnóstwem przegródek na sztyletu też wzmocnioną. Chwytam pas na bron i kołczan strzał z przymocowanym łukiem. We trójkę wychodzimy robiąc miejsce reszcie. Po drodze mijamy ludzi biegających po korytarzach starających się dotrzeć na swoje posterunki. My na razie idziemy do pokoju, w którym zwykle zbierają się dowódcy. Tak jest i teraz. Tata stoi u szczytu stołu w swojej zbroi i z bronią przy pasie. Otaczają go Lordowie i moje starsze rodzeństwo, choć nie wszyscy. Feyra i jej mąż Patch czekają na rozkazy dla swojego oddziału. Jacke pokazuje coś na mapie Shonowi. Podchodzimy do nich.

- Musimy zabezpieczyć te sektory żeby zmniejszyć ryzyko przedostania się ich do wewnątrz. Jeśli ustawilibyśmy łuczników na wyższych kondygnacjach mieli by pole manewru gdyby któryś z Ughu chciał przejść mur górą.

- To jakieś rozwiązanie. 1/3 naszych sił poszła by na mory z łukami. 1/3 posłalibyśmy żeby pilnowali tyłów a reszta na dziedziniec.

- Mogę być z łucznikami.- zaoferowałam.

- Dobrze. Mark i Aaron dowodziliby oddziałam na tyłach. A my z Shonem na froncie przednim. Feyra i Patch ze swoimi ludźmi zaszli by ich od tyłu.

- Nam to pasuje. - mów Patch.

- Musimy kogoś wysłać żeby pilnował, aby nikt nie dostał się do odgrodzonej części na terenie zamku.

- Czemu Ario? - pyta tata.

- Sahra opowiedziała mi o tym kamiennym łuku. To brama ojcze. Tam mogą się otworzyć wrota. Dlatego nas zaatakował. Żeby się wydostać musi otworzyć przejście w tamtym miejscu.

- Jesteś pewna?

- Tak. Rozmawiałam z dziadkiem Gregiem. Powiedział, że tamto miejsce zawsze było przesiąknięte magią. Wiec nie zdziwiłby się gdyby to była Brama.

- Wiec trzeba wystawić straże wokół muru.

Perspektywa Aarona......

Po zebraniu każdy z nas rozchodzi się do swoich zadań. Rozstajemy się z Aria i idę z Markiem na tyły. Gdy docieramy na południowy dziedziniec walka już trwa. Od razu chwytam miecze i wpadam w ferwor walki. Kontem oka zobaczyłem, że Mark też zatraca się w bitwie. Markuje ciosy i zadaje je z wielka dokładnością. Nasi przeciwnicy padają jeden po drugim. Nie pozwalamy, aby nas zranili.

-Zapowiada się ciężki dzien. - odezwał się Mark w moich myślach.

- A żebyś wiedział. Tylko tym razem nie chce cię zbierać z podłogi rannego.

- Nie martw się. Tym razem to nie ja padnę.

Perspektywa Arii......

Stoję wraz z łucznikami na murze i celuje do naszego wroga. Szum bitwy jest głośny. Wypuszczamy kolejne serie strzał do naszych przeciwników a oni padają jak muchy. Nakładam na cięciwę kolejna strzale, gdy w moje pole widzenia wpada znajomy kształt. Na początku zakładam, że to smok, ale po przyjrzeniu się widzę, że jest o wiele za mały.

- Strzelajcie dalej ja musze cos sprawdzić.

Przekazuje rozkazy mojemu zastępcy a sama idę po murze w stronę tego czegoś. Im bliżej jestem tym bardziej śmierdzi. Znam ten zapach. Wyciągam moje miecze i rozglądam się uważnie. No gdzie ty jesteś. Wyjdź. Nagle z mgły wyskakuje na mnie Rozpruwacz. Szybko unoszę strzał broniąc się przed jego pazurami, z których cieknie jad. Jest mały i szybki wiec musze być czujna. Nie mogę na razie wydać żadnego dźwięku, bo są na nie wrażliwe, ale musze ostrzec innych o ich przybyciu. Stworzenie atakuje mnie znowu a ja robię szybki skłon i ranie go w nogę. Utykając przemieszcza się a ja wraz z nim. Teraz to ja atakuje. Wymierzam cios i ucinam mu jedno ze skarłowaciałych skrzydeł. Teraz brodzi krwią i grunt pod moimi nogami zrobił się niebezpiecznie śliski. Rozzłoszczony przypiera próbę zranienia mnie, lecz nie udaje mu się i nadziewa się na jeden z moich mieczy, który specjalnie nastawiłam na niego. Martwy upada a ja biegiem pędzę z powrotem do swoich ludzi. Dalej strzelali z łuków do Ughu walczących z reszta naszych ludzi przed brama i na dziedzińcu.

- Uważajcie. Rozpruwacze tu są. Mace mieć oczy do około głowy. Jak tylko jakiegoś zobaczycie macie od razu zabić.

Wyciągam kolejna strzale z kołczanu i nakładam na łuk. Gdy już wycelowałam w kolejnego Ughu słyszę przeraźliwy krzyk. Odwracam się w stronę, z której dochodzi. Po lewej stronie muru powinna walczyć małą grupka ludzi, ale ich tam nie ma. Nie widzę, co z nich zostało, ale jest tego raczej nie wiele. Musze ostrzec Shona. Zostawiam instrukcje i schodzę na dziedziniec. Po drodze wyjęłam miecze. Unikałam ataków zadając rany wrogowi aż w końcu dotarłam do Shona walczącego z wyrośniętym Ughu. Zabijając następnego przeciwnika padam na kolana i przesuwam się miedzy nogami napastnika Shona. Podcinam mu kolana, przez co ten traci równowagę i mój brat może go dobić. Gdy już jest pewne, że to stworzenie nie wstanie pomaga mi się podnieść.

- Dzięki ale poradziłbym sobie sam.

- Jeśli nie ja to kto cię uratuje. Jack'a nigdzie tu nie widzę.

- Ha ha bardzo śmieszne. A teraz mów, po co zeszłaś z posterunku?

- Rozpruwacze tu idą.

Shon zablokował cios kolejnego przeciwnika a ja odwróciłam się do niego plecami ubezpieczając go.

- Jesteś pewna?

- Tak jednego już zabiłam.

- Trzeba przekazać to ojcu.

W nasza stronę zmierzał następny wiec postanowiłam się nim zająć.

- Jak tylko załatwię tego Ughu to znajdę ojca. Mam nadzieje, że smoki postanowią nam pomóc.

- Ja też siostra, ja też.

Strażnicy ŚWIATÓW ✔ (zakończona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz