<16>

2.6K 157 20
                                    

Minął tydzień odkąd CN do nas należy. Byliśmy na sali treningowej. Adi wisiał głową w dół na drążku zawieszonym cztery metry nad ziemią.

- Eric! Chodź! - krzyknął szeptem Vincent.

Chłopaki zniknęli gdzieś a my nadal patrzyliśmy na wyczyny Kotka. Spojrzałam na Vincka i Erica. Vincent niósł piłkę lekarską. Podeszli do nas. "Kolorek" się zamachnął i rzucił... prosto w Adriena. Trafił go z pięciu metrów odległości i jeszcze cztery metry w górę. Adiś stracił równowagę ale się nie puścił. Posłał im nienawistne spojrzenie i wrócił do wykonywanego ćwiczenia. Chłopaki popatrzyli po sobie i gdzieś pobiegli. Wszyscy, cała piątka. Wrócili z.... materacem? Nagle drążek na którym wisiał Adrien sie złamał w pół. Chłopaki podbiegli i złapali Adriena na materac. Niestety, podczas spadania uderzył ręką o jedną z kolumn na której był drążek. Chłopcy położyli materac na ziemi. Pobiegłam do Adiego. Trzymał się za rękę. Była spuchnięta i mocno czerwona.

- Adi! Boże! Iris! Leć po apteczkę! Ariana! Lód! Anna, Zoe! Znajdźcie jakieś stare prześcieradło i potrzebuje czegoś do usztywnienia ręki! Już! -dziewczyny pobiegły - John! Dzwoń na pogotowie. Ed, do mojego ojca. Vincent biegnij po Kingę, Eric, zadzwoń do Nathalie, pracownicy jego ojca, tu masz numer. Chris, wyjdź przed budynek, jak przyjedzie karetka przyprowadzisz tu ratowników. Chloe, w moim pokoju, w szafie, znajdziesz stare ubrania mojego taty. Wybierz jakieś które bez problemu możemy zniszczyć - zaczęłam krzyczeć.

Kiedy oni pobiegli, dziewczyny wróciły. Położyłam Adiego w pozycji bezpiecznej i zaczęłam działać. Kijek od miotły, który przyniosły dziewczyny przyłożyłam do rannej ręki i owinełam do okoła bandażem. Przyłożyłam lód. Położyłam obok niego prześcieradło.

- Pomóżecie mi go przenieść na prześcieradło! - powiedziałam. Wspólnymi siłami udało się.

- Chłopaki! Weźcie za prześcieradło! Wyniesiemy go na zewnątrz!

Wszyscy złapali za materiał. Podnieśliśmy leżącego na nim Adriena. Weszliśmy na dół, a potem na zewnątrz. Chloe podała mi ubrania. Właśnie pojechała karetka. Ratownicy wysiedli i wyjęła nosze. Położyliśmy na nich Adriena. Weszłam do karetki razem z nim. Ruszyliśmy. Jechaliśmy do najbliższego szpitala. Za nami na motorach jechali Miraculous.

- M-Mari... d-dlacz-czego to t-tak boli? - zapytał mnie Adrien.

- Nie wiem. Ręką może być złamana.

Wiedziałam w jego oczach łzy...

- Hej. Będzie dobrze. Uwierz mi. Nie będzie złamana.

Nadal płakał. Właściwie to patrzył na mnie i łzy mu same ciekły. Pocałowałam go. Uspokoił się trochę.

- Lepiej? - zapytałam i pocałowałam to w czoło.

- Mhm.

Znowu go pocałowałam. Tym razem dłużej. Położyłam dłonie na jego policzkach i kcukami wycierałam każdą łzę. Spokojnie oddychał.

- Mniej boli kochanie?

- M-Mniej. Będziesz przy mnie c-cały czas? -zapytał.

- Będę. Oczywiście że będę. Nigdy Cię nie zostawię. Obiecuję.

Dojechaliśmy do szpitala.

》》》》》》》》

Edit: Edytuje książkę po kilku miesiącach. Moja reakcja na to, co się dzieje w rozdziale:

WHAT THE HELL?! CO SIĘ TU ODPIERDO**ŁO?!

Córka piosenkarza [Miraculous] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz