Rozdział 7

3.6K 138 49
                                    


Tata prowadził mnie do mojego nowego pokoju. Gdy weszliśmy po schodach do góry wsiedliśmy do windy. Stark nacisnął guzik z numerem dwadzieścia siedem. Spojrzałam na tabliczkę z numerami. Pięćdziesiąt dziewięć. Nie można było wybudować więcej tych pięter.

— Nie mogłeś wybudować więcej tych pięter? — Zapytałam.

— Mogłem, ale to byłaby już przesada. A po za tym nie wiem, co bym na nich zrobił, więc tyle wystarczy — odpowiedział tata.

— A nie mogłeś chociaż do tych wind jakąś muzyczkę dać? Można umrzeć z nudów wjeżdżając na ostatnie piętro — powiedziałam do taty.

— Dobry pomysł. Jeszcze dzisiaj to zrobię — powiedział Stark.

Winda po chwili się zatrzymała i mogliśmy z niej wyjść. Kiedy się otworzyła zobaczyłam dwa rzędy drzwi. Ojciec zaprowadził mnie do drzwi z numerem szesnastym.

— To twój pokój — powiedział tata. — Rozgość się, a potem przyjdź do wspólnego salonu. Jest on piętro wyżej.

I poszedł. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam piękny pokój (zdjęcie pokoju w mediach). Weszłam do niego. Walizkę postawiłam obok łóżka. Gitarę położyłam na łóżku, a torbę z książkami na biurku. Rozejrzałam się. Zdecydowałam się, że teraz się rozpakuję. Tak jak postanowiłam tak zrobiłam. Książki schowałam do biurka, ubrania do szafy, kosmetyki zaniosłam do łazienki, która była dołączona do mojego pokoju, więc bardzo się z tego cieszyłam, bo mam własną łazienkę i nie będę musiała z nikim jej dzielić. Stark powiedział, abym potem przyszła do wspólnego salonu. Wzięłam telefon do ręki i wyszłam z pokoju. Weszłam do windy i wjechałam piętro wyżej. Wiem, jestem leniem. Kiedy drzwi windy się otworzyły zaczęłam się denerwować. W końcu doszłam do salonu. Weszłam do środka.

— O, Liliana, chodź tu. Muszę Cię przedstawić — powiedział ojciec.

Podeszłam do wszystkich. Każdy siedział, więc również sobie usiadłam. Usiadłam akurat obok Steva.

— Cześć Steve — powiedziałam do niego.

— Cześć Liliana — powiedział Rogers.

— Dobra. Koniec tych pogaduszek. Ludzie przedstawiam wam moją córkę, Lilianę Rush. Liliana to jest Clint Barton — wskazał na bruneta siedzącego na drugiej kanapie.

— Wanda Maximoff — wskazałam na brunetkę. — Natasha Romanoff - wskazałam rudą kobietę. — Bruce Banner — wskazałam na na bruneta obok Natashy. — Thor — wskazałam blondyna. — Vision — wskazałam na czerwonego mężczyznę.

— Skąd wiesz jak się nazywamy? — Zapytała Natasha.

— Wujek Google mi powiedział, a po za tym prawie codziennie jesteście w telewizji, więc każdy wie, jak się nazywacie — powiedziałam.

— Dobra, okej — powiedziała Natasha.

— Ty wiesz coś o nas, a my o tobie nic, więc może opowiesz nam coś o sobie? — Zapytał Clint.

— Serio chce wam się tego słuchać? To nudna historia — odpowiedziałam.

— No, pewnie, że chcemy posłuchać — powiedziała Wanda.

— Tobie się to nie spodoba — powiedziałam spoglądając na tatę. — No to tak. Gdy moja mama zaszła w ciążę ojciec zwiał od niej. Żyło nam się dobrze, dopóki mama nie umarła. Zwiałam z domu dziecka i od tamtej pory żyłam sobie na ulicy. Było ciekawie, ale potem nauczyciele z mojej szkoły odkryli mój wielki talent, więc się mną zaopiekowali, na co sąd się zgodził, bo nie chciałam powiedzieć, kim jest mój ojciec. Kilka dni temu byłam zmuszona się z nim skontaktować, aby nie trafić do domu dziecka z powrotem i tak o to trafiłam tutaj. Koniec historii. Mówiłam, że jest nudna — powiedziałam.

— Gdzie chodzisz do szkoły? — Zapytał Bruce.

— Do Juilliarda — odpowiedziałam.

— Gdzie? — Zapytał Thor.

— Do szkoły muzycznej — powiedziała Wanda. — Ale czy tam nie chodzą ludzie dużo starsi od Ciebie?

— Owszem, ale jak już mówiłam nauczyciele odkryli mój talent i od nie całego roku się tam uczę - odpowiedziałam.

— Mam pomysł — powiedział nagle Steve.

— Nawet o tym nie myśl — powiedziałam do Steva.

— Ale dlaczego? Przecież to świetny pomysł — powiedział Steve.

— O czym wy mówcie? — Zapytał Stark.





ErchotudeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz