Padał deszcz. Wiele ubranych na czarno postaci stało na niewielkim cmentarzu na wzgórzu. Dzisiaj żegnali Druellę Black. Ukochaną żonę, matkę i przyjaciółkę. Kobiety płakały, a mężowie pocieszali je sami będąc poważni, ale smutni. Jednak jedna osoba nie miała przy sobie nikogo kto by ją pocieszył.
><
Stałam na uboczu. Łzy ciekły po moich policzkach wielkim strumieniem.
Byłam sama. Tom nie miał zamiaru mnie wspierać. Był zbyt zajęty swoimi sprawami. Już od dwóch miesięcy. Praktycznie nie było go w domu, a gdy był nie rozmawiał ze mną tylko zamykał się w swoim gabinecie. Wytarłam łzy wierzchem dłoni. Jęknęłam przeciągle. Nawet nie zauważyłam, że wszyscy zaczynają się rozchodzić. Po chwili zostałam sama. Podeszłam do jej nagrobka i opadłam na kolana. Błoto chlusnęło mi na płaszcz i włosy, ale nie przejmowałam się tym.- Kiedyś powiedziałaś mi, że czasami trzeba się pogodzić z nieuniknionym i iść dalej, ale ja nie chcę iść dalej. Nie chcę o tobie zapomnieć. Byłaś moją najlepszą przyjaciółką w tych trudnych czasach. Dałaś mi siłę, żeby przetrwać. Gdy umarłaś poczułam pustkę w sercu. Już nigdy, nikt nie będzie dla mnie takim oparciem. Żegnaj Druello Black, najwspanialsza kobieto jaką kiedykolwiek znałam.
Po tych słowach rozpłakałam się spazmatycznie. Ścisnęłam ziemię w dłoniach. Nie chciałam stąd iść. Nie chciałam jej zostawiać. Jest jeszcze taka młoda, a do tego chora. Sama sobie nie poradzi. Trzeba jej pomóc w różnych rzeczach. Przecież nawet po schodach ledwo wchodzi. Jak jej mąż mógł ją zostawić samą?
Nagle usłyszałam trzask towarzyszący aportacji. Ktoś stanął obok mnie, ale nawet nie spojrzałam w jego kierunku. Mężczyzna chwycił mnie za ramiona i podniósł do pionu. Spojrzałam na niego ze smutkiem. To był Tom. Potrząsnął mną.- Co ty do cholery wyprawiasz? - spytał z wściekłością.
- Rozmawiam z przyjaciółką - mruknęłam i brudną ręką odsunęłam włosy z twarzy. Zmarszczył brwi.
- Ona nie żyje - szepnął poważnie. Po moich policzkach znów popłynęły łzy.
- Przecież wiem - załkałam. Popatrzył na mnie z niepokojem. Potem poczułam szarpnięcie w okolicy pępka. Po chwili byłam już w holu w moim domu. Poczułam wściekłość. Zaczęłam uderzać Toma pięściami w pierś.
- Nie! Zostaw mnie! Nie mogę jej zostawić samej! - wrzeszczałam. Zobaczyłam, jak uniósł różdżkę. Mogłam zareagować, ale byłam zbyt wściekła. Zabrał mnie od niej, a przecież ona będzie teraz taka samotna. Po chwili przed oczami zrobiło mi się ciemno i upadłam na ziemię.
- Masz naprawdę przepiękne włosy - powiedziała Druella przyglądając mi się badawczo.
- Dziękuję – szepnęłam, biorąc łyk herbaty i założyłam zbłąkany kosmyk za ucho.
- Nie to co ja - rzekła i dla udowodnienia pokazała na swoje włosy. Rzeczywiście, były krótkie i wisiały w strąkach. Kilka godzin temu miała mocny napad choroby, więc była naprawdę wyczerpana. Tak bardzo było mi jej szkoda. Była taka młoda i pomocna, a musiała tak cierpieć.
- Daj spokój przecież to nie jest najważniejsze. - Złożyłam ręce na piersi. Oczywiście dla osoby w jej wieku, która ma dość młodego męża, a nie jest już taka sprawna jak kiedyś to było na pewno bardzo frustrujące i przykre. - Kiedyś też swoje zetnę i ci to udowodnię. - Zaśmiała się słabo. Przechyliłam lekko głowę. Patrząc na nią widziałam młodą, inteligentną dziewczynę, która została potraktowana przez życie bardzo niesprawiedliwie. Wiedziałam, że powoli zbliża się jej czas. Ja już tutaj nie mieszkałam i czułam się winna zostawiając ją z tym wszystkim. Oczywiście Walburga jej pomagała, ale ona roztaczała wokół siebie tak nieprzyjazną aurę, że nie można było tego nazwać pozytywem. Przychodziłam więc tu prawie codziennie. Tom i tak zniknął tydzień temu i do tej pory nie wrócił. Zapewne ma ważniejsze sprawy ode mnie. Mało przez to spałam i prawie nic nie jadłam. Czułam, że mnie opuścił i kazał się mierzyć z tym wszystkim samej.
CZYTASZ
Więźniowie Przeszłości | Tom Riddle [UKOŃCZONE]
FanfictionCo stanie się, gdy spotkają się ogień i woda? Czy jedno przejmie władzę nad drugim? A może zniszczą się nawzajem? Gdy Tom Riddle spotyka na swojej drodze piękną Lily Black, przekona się, że ludzie nie są tak przewidywalni jak mu się wydawało. Ich h...