Śnieg powoli zaczął topnieć.
Wszyscy Hogwartczycy ze zdziwieniem przyjęli wiadomość o zerwaniu najpopularniejszej szkolnej pary. Tom trzymał się tylko ze swoimi domownikami. Zrobił się chłodny i groźny. Nikt nie podchodził do niego dobrowolnie.
Lily również go unikała. Nie chciała mieć z nim żadnego kontaktu, było to trudne zważywszy na ich wspólne zajęcia, czy jadanie w tej samej sali. Starała się jakoś to przeżyć więc znowu wygłupiała się z Eddiem, którego przeprosiła i imprezowała z Kate. Chciała w ten sposób zapomnieć.
Zbliżało się wyjście do Hogsmeade.
Lily poszła do miasteczka jedynie z Kate, ponieważ wszyscy jej przyjaciele złapali jakiegoś wirusa, z którym męczyła się zresztą cała szkoła.
Blackówna kątem oka zauważyła Toma i jego wierne pieski, które lekko przerzedziła choroba. Patrząc na niego nie mogła powstrzymać napływu smutku. Nadal coś do niego czuła, mimo iż nikomu się do tego nie przyznała.
Zmienił się bardzo. Już go nie poznawała. Ten miły i sarkastyczny chłopak zniknął i miał już nigdy nie powrócić.
Razem z Kate skierowała się w stronę Trzech Mioteł.
Jej życie potoczyłoby się pewnie zupełnie inaczej, gdyby w oddali nie dostrzegła czarnowłosego chłopaka, który szybkim tempem przemierzał ulicę.
Tom Riddle kierował się w stronę granic miasteczka. Był sam. Coś kazało jej ruszyć za nim. Może przeczucie, a może po prostu tęsknota i ciekawość.
Nie wiedziała, czego się spodziewać. Wyciągnęła różdżkę.Kate nie zauważyła, że Lily oddaliła się. Cały czas gadała o czymś sama do siebie.
Lily, przyczajona w cieniu, nie spuszczała Toma z oka. Wyglądał jakby był w transie.
Po chwili, gdy wszedł do jakiejś ciemnej alejki, deportował się z cichym trzaskiem. Zamarła na chwilę. W pamięci szukała zaklęcia, które pozwalało na odszukanie kogoś, kto się deportował.
Po kilku minutach gorączkowego rozmyślania, przypomniała sobie. Rzuciła na siebie zaklęcie kameleona i weszła do zaułka.
Stanęła w tym miejscu, w którym stał wcześniej Tom i niewerbalnie rzuciła zaklęcie.
Poczuła uścisk w żołądku i po chwili znalazła się w centrum Londynu. Miała przeczucie, że to nie jest jeszcze to miejsce.
Cieszyła się, że już nie ma na sobie namiaru.
Użyła zaklęcia jeszcze raz i tym razem znalazła się w małym opuszczonym domku. Śmierdziało tu stęchlizną i pleśnią. Skrzywiła się, ale ten zapach był niczym w porównaniu z tym co zobaczyła.- Rentuerame Imperfectum – wysyczał Tom, a czarny notes rozjarzył się przedziwnym blaskiem. Ciało jakiegoś mężczyzny zaczęło blaknąć aż w końcu zniknęło.
><Tomem wstrząsnął ból jakiego nigdy nie doznał. Jego ciało wygięło się w łuk i opadł na podłogę. Pojawiły się drgawki. Powietrze paliło jego płuca. Czuł się jakby tonął.
Jednak ból, jaki odczuwał wewnątrz, był nie do opisania. Jego serce biło tak wolno, że czuł się jakby zaraz miał umrzeć.
Chciał tego. Wolał odpłynąć i nic nie czuć. Nie obchodziło go nic i nikt. Zawsze bał się śmierci, ale teraz wolał oddać się jej całkowicie by nie czuć tego bólu.
W głowie wciąż dudniły mu słowa. „Avada Kedavra". Jego ofiara wbijała w niego oskarżycielskie spojrzenie. Wbił sobie paznokcie w skórę i zaczął ją szarpać. Jak przez mgłę zobaczył w oddali swoją różdżkę. Wystarczy jedno zaklęcie. Jeden zielony promień by zakończyć to cierpienie. Trzęsąc się i jęcząc wyciągnął rękę. Zacisnął trzęsącą się dłoń na chłodnym drewnie i przyciągnął ją do siebie. Przycisnął różdżkę do serca i przymknął oczy. Spazmatycznie nabierał powietrza, a jego oczy wypełniły łzy. Był zaślepiony. Krew z jego poszarpanych dłoni spływała po ramieniu by zniknąć w odmętach jego czarnego rękawa.- Avada... - zaczął.
- Expelliarmus!
><
Nie mogła uwierzyć w to co widzi. On naprawdę wypowiedział to zaklęcie. Ręce i nogi zaczęły jej się trząść. Opadła na kolana. Targnął nią odruch wymiotny, gdy notes, który mu kiedyś dała, przestał iskrzyć się tym blaskiem.
Tom również upadł. Słyszała coś, co przypominało śmiech. Jęknęła cicho. Chciała stąd uciec i nigdy nie wracać. To było straszne. Dygotała z przerażenia.
Jednak gdy spojrzała na Toma, zauważyła, że się pomyliła. On się nie śmiał. On płakał. Leżał na ziemi, a całe jego ciało drgało niekontrolowanie. Krzyczał. Na kolanach podsunęła się do niego. Widziała zimny pot, który spowił jego czoło jak wodna pajęczyna. Drapał swoje ręce, a krew obficie wypływała z jego ran.
Bała się go dotknąć. Była jak spetryfikowana. Mięśnie odmówiły jej posłuszeństwa. W uszach dudnił jej jego krzyk.
Nigdy nie widziała nikogo w takim stanie.
Nagle wychylił się i płacząc, złapał za różdżkę. Przycisnął ją do swojego ciała. Nie wiedziała co miał zamiar zrobić. Rozerwanej duszy nie da się uleczyć.Wtedy nagle do niej dotarło.
On nie chciał się leczyć. On chciał uciec. Ona mu na to, niestety, nie mogła pozwolić.
- Avada... - zaczął. Z prędkością, o jaką by się nigdy nie podejrzewała, wyszarpnęła różdżkę z kieszeni i wycelowała w niego.
- Expelliarmus! – krzyknęła. Jego różdżka poszybowała do jej ręki, a on sam nie miał nawet siły by się zdziwić. Zrzuciła z siebie zaklęcie kameleona i nachyliła się nad nim.
- Lily – wyszeptał i spróbował jej dotknąć. Ręce drżały mu ze zmęczenia.
Wprawnym zaklęciem pielęgniarskim pozbawiła go przytomności.
Był blady, bardzo blady. Cała jego szata była mokra od potu i krwi. Jego twarz zastygła w grymasie bólu. Szybko uzdrowiła mu zadrapania. Wyglądał potwornie, ale nie ważne jak bardzo by chciała, nie potrafiła go tu zostawić. Powinna odejść i dać mu się zabić. Przecież i tak by nie umarł.
Jednak nie potrafiła. Tu już nawet nie chodziło o miłość. Po prostu była zbyt dobrym człowiekiem, by go teraz zostawić.
Jej wzrok spoczął na dzienniku leżącym w oddali. Brzydziła się go dotknąć, ale nie mogła go ze sobą nie zabrać, bo wówczas kawałek jego duszy mógłby zaginąć, a to nie miało prawa się stać.- Tom, co ty zrobiłeś? – wyszeptała i zaniosła się spazmatycznym płaczem, którego echo odbijało się od spróchniałych ścian.
CZYTASZ
Więźniowie Przeszłości | Tom Riddle [UKOŃCZONE]
FanficCo stanie się, gdy spotkają się ogień i woda? Czy jedno przejmie władzę nad drugim? A może zniszczą się nawzajem? Gdy Tom Riddle spotyka na swojej drodze piękną Lily Black, przekona się, że ludzie nie są tak przewidywalni jak mu się wydawało. Ich h...