Rozdział 35

2.1K 128 32
                                    

Wielkimi krokami zbliżał się Sylwester.

Postanowiłam, dla własnego dobra, nie rozmawiać z moim ojcem. O dziwo zamiast złościć się na Toma za to, że tamten prawie go zabił, on chwalił go całymi dniami.

Dwa dni po Bożym Narodzeniu odwiozłam mojego syna na peron dziewięć i trzy czwarte. Nadal był wstrząśnięty moją relacją z ojcem, ale jakoś wracał do siebie. Dobrze mu się spędzało czas w towarzystwie dzieci Kate. Opowiadał mi o wszystkim przez całą drogę. Uwielbiałam, gdy tak cały czas o czymś mówił. Rumieńce podekscytowania na jego policzkach były naprawdę piękne.

Gdy pociąg odjechał poczułam wielką tęsknotę za Rigelem.

​- Pamiętaj, trzymaj się przyjaciół i nie martw się o mnie – powiedziałam, lekko poprawiając mu włosy.

​- Wiem, powtarzałaś to przez całą drogę – rzekł i uśmiechnął się szeroko. Pierwszy raz od dawna poczułam się jakbym miała chociaż namiastkę normalnego życia. Moje oczy błysnęły smutno. Rigel wpatrywał się we mnie. Jego oczy, tak bardzo podobne, do tych które miał Tom. Przytuliłam go, a on objął mnie swoimi chudymi ramionami. Westchnęłam, gdy poczułam jak drży.

​- Uważaj na siebie mamo – szepnął, a moje wargi zadrżały. Życie uciekało mi przez palce, a ja nadal nie miałam na nic czasu. Chciałam wrócić do czasów szkolnych. Mieć czas na to, żeby pouczyć Amandę transmutacji, zrobić sobie z Christy wycieczkę do kuchni, pójść na imprezę z Kate lub pożartować sobie z Eddiem. Brakowało mi też niewinnego flirtowania z chłopakami. Jednak najbardziej tęskniłam za niespodziewanym wpadaniem na Toma, czy jego kąśliwymi uwagami. Za chwilami, gdy mogliśmy być sami, za wszystkimi pocałunkami i słodką nieświadomością. Za tym wszystkim co straciłam, gdy znalazłam pod swoimi nogami karteczkę z zaklęciem. Gdyby ktoś jej nie podrzucił to Tom mógłby mieć normalne życie razem ze mną. Chociaż, czy na pewno?

​- Będę kochanie. Naprawdę nie martw się o mnie.

Maszynista zagwizdał, a prefekci powoli zaczęli zamykać drzwi. Rigel odsunął się ode mnie i posyłając mi uśmiech wskoczył do pociągu. Zatrzymał się jednak przy oknie i jeszcze raz mi pomachał. Wtedy przez chwilę miałam wrażenie jakby z pociągu patrzył na mnie młody Tom i pokazywał na zegarek, bo czas powoli mi uciekał. Uciekał nam obojgu.

​Niedługo sylwester, więc Tom przyjedzie. Moja rodzina bardzo się cieszyła z jego wizyty, ale ja nie byłam pewna co do jej powodzenia. Martwiłam się tym co może się wydarzyć. On mnie napędzał, a ostatnio żadne z nas nie panowało nad sobą więc kłótnia w tym momencie byłaby pewnie ostatnią rzeczą jaką zrobilibyśmy w życiu.

W końcu nadszedł dzień jego przyjazdu. Nie wyszłam z pokoju by go przywitać. Równie dobrze mogę to zrobić na imprezie. Usłyszałam podniesione głosy z dołu. Po chwili ktoś wszedł po schodach i zamknął drzwi do pokoju. Postanowiłam zacząć się ubierać.

Gdy już byłam gotowa cicho otworzyłam drzwi i zeszłam na dół. Nikogo nie spotkałam po drodze. Na dole było już słychać głośną muzykę. Weszłam do salonu. Na parkiecie wirowały już trzy pary. Crouchowie, Longbottomowie i Prewettowie.

Usiadłam gdzieś w kącie i przyjęłam kieliszek od Cygnusa. Wypiłam wszystko jednym haustem. Poczułam, jak alkohol uderza mi do głowy, ale potrzebowałam tego by odpłynąć, odstresować się i popaść w otępienie. Piłam więc kieliszek za kieliszkiem, ale nie czułam się w pełni pijana. W ogóle nie kręciło mi się w głowie i czułam się w pełni świadoma tego co robię. Tak naprawdę zastanawiałam się czy nie wejść na górę i nie pójść spać. Gdzieś w głębi nie chciałam spotkać Toma. To samo chyba czuli wszyscy obecni, bo pili o wiele więcej niż zwykle.

Po chwili do tańca poprosił mnie Pollux Black. Widać było, że musiał dużo wypić, żeby się na to odważyć. Nie wiedziałam, czy mam się więc z tego cieszyć, czy nie.

No i tak spędziłam czas, aż do jedenastej. Pijąc i tańcząc, tańcząc i pijąc. W końcu tańcząc z Cedrellą, potknęłam się i upadłabym, gdyby nie silne ramiona, które złapały mnie tuż nad ziemią. Spojrzałam w górę i zobaczyłam Toma. Uśmiechał się pobłażliwie. Stanęłam o własnych siłach, a on odezwał się.

​- Nie wiedziałem, że umiesz tak dobrze tańczyć.

​- Ja też nie i chyba nadal nie wiem. – Najwidoczniej nie zauważał jak bardzo plątały mi się nogi. Jak to się mówi? Chyba, że w oczach miłości jest się perfekcyjnym. Najwidoczniej naprawdę coś do mnie czuł.

​- Nie było jeszcze aż tak źle - szepnął i pocałował mnie w policzek. Poczułam przyjemny dreszczyk na plecach.

​- Wszystkiego najlepszego - powiedziałam cicho, niepewnie patrząc mu w oczy.

​- Dzięki, czuje się taki stary - mruknął, przewracając oczami. Wyglądał tak zwyczajnie, że zaparło mi dech.

​- Masz dopiero dwadzieścia dziewięć lat - parsknęłam. Tom, kręcąc głową złapał mnie za rękę i poprowadził na parkiet. Nikt nie zauważył tej chwili czułości przed wejściem, ponieważ było bardzo ciemno. Wirowałam z moim ukochanym na parkiecie i cały czas z nim rozmawiałam. Dopiero teraz zauważyłam jak bardzo się za nim stęskniłam. W końcu zmęczeni zaduchem wyszliśmy z pomieszczenia i usiedliśmy na schodach. Oparłam mu głowę na ramieniu i splotłam jego palce ze swoimi.

Dawno nie byliśmy tak blisko.

​- Dwadzieścia dziewięć lat, – mruknął Tom - a pierwszy raz zobaczyłem cię osiemnaście lat temu.

​- Jesteśmy starzy – zachichotałam, było to przyczyną wypitego alkoholu.

​- Nie powinnaś pić. Stajesz się wtedy denerwująco optymistyczna – rzekł. Czułam, że się uśmiechnął. Patrzyłam na nasze dłonie i sama również nie mogłam powstrzymać uśmiechu.

​- Kocham cię – powiedziałam, nie panując nad słowami. Pogładził mnie po kciuku.

​- Ja też cię kocham – stwierdził jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. – Dlatego chciałem o coś spytać. – Delikatnie wysunął się z objęcia i sięgnął do kieszeni. Byłam zbyt otępiała by szybko myśleć więc tylko uśmiechałam się niewinnie, nie zdając sobie sprawy co mnie czeka.

Zza drzwi docierało do nas odliczanie.

Dziesięć! Już zrozumiałam, dlaczego Tom klęknął.

Dziewięć! Przeżyłam szok, a moje usta rozwarły się z niemego zdziwienia. Zaczęłam nieświadomie stukać paznokciami w opuszek kciuka.

Osiem!

​- Czy uczynisz mi ten zaszczyt – Siedem! – i zostaniesz moją żoną? – zapytał z niesamowitym błyskiem w oczach. Był tak ludzki. Tak prawdziwy. Czułam jak w mojej głowie powoli przekręcają się małe śrubki.

Sześć!

Co zrobić? Odmówić i skazać się na życie bez niego?

Pięć!

Czy poddać mu się, ale już nigdy nie zaznać wolności wybrania strony?

Cztery!

​- Lily? – zapytał z narastającą frustracją i niepokojem.

Nie. Ja zawsze będę mogła wybrać stronę, ale miłości już nie.

Trzy!

​- Nie zasługuję na odpowiedź? – spytał z bólem w oczach.

Dwa!

Kocham go, a on kocha mnie. Przez tyle lat nie zakochałam się w nikim innym. To jest prawdziwa miłość. Toksyczna, cholerna, bolesna miłość, ale jednak miłość. Wszyscy próbowali to negować i mówić mi co mam robić, ale teraz liczę się ja.

Jeden!

Więźniowie Przeszłości | Tom Riddle [UKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz