Rozdział 40

1.7K 115 8
                                    

Chciała zostać na noc, nawet napisała do Toma, że wróci rano, ale Walburga obudziła się i wyrzuciła ja z domu. Bawiło ją to jak ta kobieta jej nienawidziła. Deportowała się pod swój dom. Cicho otworzyła drzwi i weszła do środka. Chciała zrobić niespodziankę swojemu narzeczonemu.

Jednak dom nie był taki jak zwykle. Znajdowała się w jakimś ciemnym korytarzu. Nie wydając żadnego dźwięku przesunęła się bliżej środka. Serce kołatało się jej w piersi. Nawet sama o tym nie wiedząc wstrzymywała oddech. Wyjrzała delikatnie zza węgła. Zobaczyła wiele postaci w czarnych szatach siedzących przy stole. Tom siedział na honorowym miejscu. Jego skóra była bledsza niż wcześniej. Wszystkie żyły były doskonale widoczne, a oczy miały odcień najprawdziwszej czerwieni. Do tego miał mniej włosów i wyglądał jakby w jeden dzień zestarzał się o dwadzieścia lat. Już w żadnym stopniu nie był tym przystojnym chłopakiem, w którym się zakochała.

Oparła się o ścianę i osunęła po niej. Jej powieki zadrżały, a serce pękło na pół. Schowała twarz w dłoniach.

​- Nagini - powiedział Tom. Lily usłyszała syk węża. - Zabij. - Usłyszała zduszony okrzyk i trzask upadającego ciała. Ktoś krzyknął. Głos ugrzązł jej w gardle.

​- Nie! – krzyknęła po chwili i wyszarpnęła różdżkę z kieszeni. Wszyscy śmierciożercy podnieśli się z krzeseł i wycelowali w nią różdżki. Tom wyglądał na zszokowanego. Okłamał ją. Zapewne zabijali wszystkich na swojej drodze, a on miał na sumieniu więcej osób niż jakakolwiek kobieta mogła mieć dzieci. Rzuciła pierwsze zaklęcie w stronę węża, który wciąż atakował bezbronnego mężczyznę w kącie. Jednak klątwa odbiła się i trafiła w niczego nie spodziewającego się Toma. Siła zrzuciła go z krzesła, a twarz zalała krew. Śmierciożercy rzucili się na nią.

Odbijała zaklęcia z trudem. Ledwo oddychała. Zraniła Toma. Tylko ta myśl ją prześladowała. Po chwili trafiła ją klątwa tnąca. Jej szata rozerwała się, a krew spływała po niej obficie. Zacisnęła zęby.

Powaliła jednego śmierciożercę, ale jego miejsce zajął kolejny. Zaklęcia roznosiły wąski korytarz na strzępy. Żyrandol, który wisiał nad jej głową spadł, a kawałki szkła utkwiły jej we włosach. Nagle ponad głowami napastników zobaczyła, że Tom się podniósł. Utkwił w niej nienawistne spojrzenie.

​- Dość - rozkazał. Wszyscy rozstąpili się. Chciała opuścić różdżkę, ale szybko się opamiętała. On był nieobliczany. Nie był sobą. Pewnie pozbył się resztki duszy, która mu pozostała, gdy jej nie było. Nie mógł już jej kochać.

I wtedy to do niej dotarło.

On już nie potrafił kochać. Nawet gdyby chciał. Dlatego był taki oschły. Po prostu już nic nie czuł. Teraz była dla niego tylko osobą, którą kiedyś znał.

​- Nie oszukujmy się Tom - wyszeptała cicho. Zmrużył oczy. - Wszystko to na nic. Nie jesteś człowiekiem. Nie potrafisz kochać. Już nie pamiętasz co ci kiedyś powiedziałam? Pokochałam cię takim jakim jesteś. Tylko, że ty zawsze mnie okłamywałeś. Nie masz pojęcia co to miłość lub poświęcenie - Zmierzył ją dziwnym spojrzeniem. Jego oczy przez chwile błysnęły szarością. Jednak to była tylko chwila.

Machnął różdżką, a w jej stronę pognał zielony promień. Dorównując mu szybkością posłała w jego stronę promień o takim samym kolorze. Zaklęcia starły się w połowie drogi. Zagrzmiało, a śmierciożerców zwaliło z nóg. Lily złapała różdżkę obiema rękami. Chciała ją opuścić. Chciała by zielony promień z jego różdżki utknął w jej ciele. Nie mogła patrzeć na to jak się zmienił. Chciała teraz umrzeć bardziej niż kiedykolwiek. Jednak było już za późno by uciec. Pierwszy raz nie poddała się uczuciu beznadziei. To nie było rozwiązanie.

Dom zaczął trzeszczeć w posadach, rozległ się huk jakby wszystko uniosło się w powietrze. Zapanowała złudna cisza. Lily i Tom wiedzieli co zaraz się stanie. W momencie, gdy rozległ się ogłuszający huk zerwali połączenie i jednocześnie rzucili na siebie zaklęcia ochronne.

Lily poczuła jak po jej ciele rozpływa się kojące ciepło. Dom rozleciał się na kawałki. Ochronna tarcza zaczęła pękać. Siła wybuchu wytrąciła jej różdżkę z ręki. Po chwili jej schronienie dosłownie rozpłynęło się w powietrzu. Fala uderzeniowa odrzuciła ją daleko. Uderzyła w jakieś drzewo. Całe powietrze uciekło jej z płuc. Poczuła jak jej żebra pękają. Opadła na ziemię z cichym jękiem. Jej ciałem wstrząsnęły spazmy, gdy nie mogła oddychać. Po chwili jednak nabrała w usta zbawczego tlenu i zaczęła kaszleć. Przewróciła się na brzuch i lekko uniosła głowę by zobaczyć co pozostało z jej życia. Tylko jedna ściana domu zachowała się. Podniosła się i lekko się zataczając ruszyła przed siebie.

Ściana, która ocalała była ścianą z łazienki. Wisiało na niej małe lustro. To lustro, które kiedyś stłukł Tom. To lustro, które było z nimi, gdy byli szczęśliwi. Rzuciła nim o ziemię. Szkło roztrzaskało się na małe kawałki.

Krzyknęła i złapała się za głowę. Kawałki szkła z żyrandola powbijały się jej w skórę. Jęknęła. Jednak ból przestał mieć znaczenie, gdy zobaczyła rękę z dziwnym mrocznym znakiem wystającą spod gruzu. Tom. Obok niego leżała jej różdżka. Podniosła ją. Mimo, że Tom chciał ją zabić. Mimo, że chciał zabić wszystkich, którzy staną mu na drodze nie mogła go tak zostawić. Delikatnie uniosła cały gruz, odsłaniając jego pokrwawioną i zakurzoną twarz. Uklękła przy nim i sprawdziła mu puls. Żył. Rzuciła na niego zaklęcie i po chwili obudził się kaszląc.

Skierował na nią spojrzenie. Jego oczy znów miały stalowoszary kolor. Chwyciła go za rękę.

​- Czemu to robisz? - zapytał słabym głosem. - Przecież nie mogę umrzeć.

​- Wiem jednak, że gdy będziesz się odradzał stracisz wszystko co masz z człowieka. Stracisz miłość do mnie - wyszeptała z nadzieją szukając u niego jakichkolwiek uczuć.

​- Już ją straciłem - rzekł bez cienia żalu. Już nie miała siły by płakać. Płacz w niczym by jej nie pomógł. Wypaliła się i stoczyła na samo dno. Przez całe życie dążyła tylko do tego punktu. Gdy już nic jej nie zostało. Westchnęła.

​- Wiem - powiedziała cicho i pogładziła go po włosach. Czuła w sobie niewyobrażalny smutek. - Za to ja kocham ciebie. Już na zawsze. - Złapała go mocno za palec wskazujący i przyłożyła go do Mrocznego Znaku. - Jesteś jak rwący strumień. Na początku wpadasz do niego przez przypadek, ale gdy jego prąd cię porwie, nawet gdybyś chciał nie możesz z niego wyjść. - Patrzył na nią próbując wykrzesać z siebie jakiekolwiek uczucia. Niestety nie potrafił jej kochać chociaż tak bardzo chciał. Na niebie pojawiły się smugi czarnego dymu. Spojrzała na niego po raz ostatni. - Mam nadzieje, że oni od ciebie odejdą, albo że gdy ktoś mnie zabije, to później zrobi z tobą to samo. - Uniósł się lekko.

​- Czemu ktoś miałby cię zabić? - zapytał cicho. Uśmiechnęła się smutno.

​- Bo na początku stanę między nim, a tobą - wyszeptała i zamknęła oczy, po czym zniknęła. Mordercze zaklęcie przeleciało przez miejsce, w którym wcześniej była. Tom nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Ranił ją, nawet jej nie kochał, a ona i tak chciała go bronić. Mimo, że był przeciwieństwem tego w co wierzyła. Tego co chciała osiągnąć. Tego jak chciała żyć.

Właśnie wtedy poczuł jak w maleńkim strzępku jego duszy kiełkuje uczucie. Miłość. Skoro potrafił kochać ją całą duszą to znaczy, że w każdym nawet najmniejszym jej kawałku zagnieździło się to uczucie. Wtedy zrozumiał, że dusza to pojęcie względne. Nie masz jej w określonej ilość. To od ciebie zależy, ile jej jest. Wystarczy nawet najdrobniejsze uczucie by wypełniła znów całego ciebie. Bo dusza to nic innego co uczucia i nadzieja. Im więcej ich masz tym ona jest pełniejsza.

Jednak może być pełna tylko wtedy, gdy zaznasz miłości. Osoba, którą kochasz ma drugą część. Bo jedna dusza mieszka w dwóch ciałach.

Więźniowie Przeszłości | Tom Riddle [UKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz