Pojawiliśmy się w ciemnym pomieszczeniu. Pod ścianą znajdował się kominek. Bardzo, ale to bardzo ozdobny. Niestety nie palił się w nim ogień. Ogromne okna były otwarte na oścież. Zadrżałam. Wszędzie było lodowato.
Voldemorta to nie obchodziło. Zamknął oczy i podwinął rękaw. Moim oczom
ukazał się czarny znak.
Po policzku spłynęła mi łza. Przypomniałam sobie wydarzenia sprzed dwunastu lat.
Czarny Pan dotknął palcem wskazującym wytatuowanego węża. Zwierzę zaczęło się wić i zrobiło się wypukłe.
Nagle wokół nas pojawiło się wiele osób w czarnych szatach. Kilku było rannych.
Voldemort podszedł do nich i rozłożył ręce w „przyjaznym" geście.- Moi drodzy, dziękuję wam, że podążyliście za mną i stanęliście do walki. Udowodniliście, że jesteśmy na tyle silni by wzniecić rebelię w świecie czarodziejów. Niech wszyscy drżą przed naszą potęgą! - Po tych słowach rozległ się głośny aplauz. Poczekał aż wszystko ucichnie. - Tak, tak już niedługo. Już niedługo ostania obrona upadnie. Widzieliście jak łatwo dzisiaj
pokonaliśmy „Wielkiego" Albusa Dumbledora. W ogóle to gdzie był ten wielki czarodziej? Pewnie schował się za swoim biurkiem i pozwolił by inni ginęli za niego. - Wszyscy śmierciożercy wybuchnęli śmiechem. Voldemort natomiast nie zmienił swojego wyrazu twarzy. Tylko jego oczy pokazywały jak bardzo jest z siebie dumny. - Wiecie, że już dawno przekroczyliśmy bariery znane czarodziejom. Nikt nie może się równać z moją magią. Wszystkie szlamy niedługo zostaną wyplenione z naszego środowiska. To był nasz pierwszy atak, a wszyscy zapamiętają go na bardzo długo. Jeśli Albus Dumbledore nie chce się podporządkować to my go do tego zmusimy. – Wszyscy zaczęli krzyczeć z radości. Ich aplauz był tak głośny, że zakryłam uszy dłońmi. Bałam się.- Panie Mój, kto to jest? - spytał niski śmierciożerca, wskazując na mnie palcem, gdy krzyki ucichły. Czarny Pan zmierzył go mocnym spojrzeniem. Złapał mnie za rękę i oświetlił moją twarz światłem ze swojej różdżki. Nagle z tłumu wyskoczył mężczyzna w podartej szacie. To był ten wilkołak. Zawarczał głośno i odezwał się głosem podobnym do szczeku psa.
- Ta szlama jest przeciwko nam. - Zanim Tom zdążył odpowiedzieć, ja zabrałam głos.
- Nie wiesz z kim masz do czynienia? - odezwała się we mnie głęboko skrywana duma Blacków, tak samo jak kiedyś.
- Z tępą szlamą, która odważyła się podnieść na mnie rękę - zawarczał, a we mnie zawrzało. Jak on śmie?
- Mówisz do dziedziczki rodu Blacków ty brudny mieszańcu! – Wilkołak rzucił się na mnie z rykiem. Wyszarpnęłam swoją różdżkę z kieszeni Voldemorta. On nawet nie próbował mnie zatrzymać. Po prostu odsunął się i przypatrywał się mi z ciekawością.
Mój przeciwnik był już blisko. Wykonałam zawiły ruch różdżką. Wilkołak uniósł się wysoko nad ziemię by potem gruchnąć o nią z impetem. Zaśmiałam się. Odczuwałam wręcz patologiczną radość z jego cierpienia.
Podniósł się jednak szybko i znów ruszył na mnie. Po chwili oplotły go czarne linki. Zajęczał głośno, a one wbiły mu się głębiej w skórę. Spojrzałam z zachwytem na swoje dzieło. Teraz pragnęłam tylko jednego. By zabić. Niech cierpi.Nagle z wrzaskiem rzuciła się na mnie jakaś kobieta.
Uśmiechnęłam się przerażająco. Po chwili leżała nieprzytomna na podłodze. Wilkołak zdążył się już wydostać z ciemnych linek. Nie zauważyłam go zbyt zajęta widokiem nieprzytomnej kobiety. Skoczył na mnie i ledwo zdążyłam się odsunąć. Rozciął mi prawy policzek. Ciepła krew spłynęła mi po twarzy. Odwróciłam się z wściekłością w oczach.- Jak śmiesz! – wrzasnęłam pierwszy raz od dawna. Wielu śmierciożerców cofnęło się z przestrachem. Wilkołak zatrzymał się i spojrzał na mnie z przerażeniem. Byłam ślepa. Nie docierało do mnie, że trząsł się ze strachu, że wszyscy się mnie bali, że Tom patrzył na mnie z chorobliwym podnieceniem.
Była tylko adrenalina buzująca mi w żyłach. Moja rękę uniosła się wolno. Mój przeciwnik skulił się na ziemi i zaczął szeptać.- Proszę, proszę zlituj się, ja nie chciałem, przepraszam, nie zabijaj mnie! - Moja ręka lekko zadrżała. Niestety wszystko zaszło za daleko. Zapomniałam po której stronie stoję. Zapomniałam o moim synu. Zapomniałam o tym, że chciałam udowodnić Tomowi, że życie po złej stronie nie jest dla mnie.
Zapomniałam o wszystkim, co było dla mnie ważne. Gdy wypowiadałam zaklęcie nie byłam sobą. Daleko mi było do tego.
- Crucio - wycedziłam. Od tak dawna zbierana we mnie nienawiść w końcu dała o sobie znać. Wilkołak zaczął wrzeszczeć, a jego ciało wygięło się w łuk. Śmiałam się z niego. Z jego cierpienia. Nie był to zwykły śmiech. Był to śmiech szaleńca. Nasiąknięty przemocą i brutalnością. Zachowywałam się jak niepoczytalna. W końcu coś mnie naszło by spojrzeć na Toma Riddle'a. Wtedy mój uśmiech zgasł. Voldemort wyglądał na zachwyconego. Przeraziłam się.
Co ja robiłam?
Cofnęłam zaklęcie i upadłam na podłogę. Zakryłam otwarte usta dłonią. Stałam się wszystkim czego nienawidziłam. Gdy usłyszałam te dwa słowa moje życie zmieniło się na zawsze.- Nie żyje - szepnęła jakaś kobieta.
Wtedy pierwszy raz zabiłam.
Silne ramiona pociągnęły mnie w górę. Tom złapał mnie za ręce i odsunął mi je od twarzy. Spojrzał mi w oczy. Na jego twarzy malowały się, kolejno: podziw, obrzydzenie i współczucie.- Nigdy nie żałuj swoich osiągnięć. Tylko słabi ludzie żałują.
- W takim razie jestem słaba - szepnęłam, a po moich policzkach popłynęły łzy.
- Nie jesteś słaba, tylko się tak zachowujesz. Przed chwilą dałaś nam tego świetny pokaz - powiedział cicho.
><
Czarnowłosy chłopiec siedział naprzeciwko starszego mężczyzny.
- Muszę ją znaleźć - szepnął Rigel Black.
- Nie mogę ci na to pozwolić - powiedział stanowczo Albus Dumbledore.
- Nie potrzebuję pańskiego pozwolenia. Chciałem to tylko dyrektorowi oznajmić.
- Wiem, że nie mogę ci niczego zabronić, ale proszę posłuchaj mnie chociaż.
- Słucham.
- Jesteś tylko jedenastoletnim chłopcem i chcesz stawić czoła swojemu ojcu? Największemu czarnoksiężnikowi na świecie, którego popierają tysiące czarownic i czarodziejów.
- On nie jest moim ojcem.
- Dobrze, ale twoja matka jest bardzo doświadczoną czarownicą. Na pewno sobie poradzi. Pamiętaj również, że mama cię kocha. Zrobiła to dla ciebie. Nie sądzę, żeby była szczęśliwa z tego powodu, że narażasz swoje życie. Przecież właśnie, żeby je ratować poświęciła się. Właśnie, by chronić ciebie nigdy nie próbowała nawiązać kontaktu. Bała się, że Voldemort będzie chciał cię skrzywdzić. Nie możesz tak zamarnować jej poświęcenia.
- Ale to moja wina - szepnął chłopiec, a w jego oczach zalśniły łzy.
- Nie obwiniaj się - powiedział staruszek ze wzruszeniem. Historia tej rodziny była tragiczna. Chociaż nigdy by tego nie powiedzieli to kochali się bardzo i właśnie przez to uczucie ranili się tak mocno.
- Ona jest moją jedyną rodziną. - Teraz Rigel już nie krył łez.
- Nic jej nie będzie - powiedział Dumbledore z przekonaniem.
- Skąd pan może to wiedzieć?
- Lord Voldemort jej nie skrzywdzi, ponieważ nadal w jego głębi mieszka Tom Marvolo Riddle. A on nie będzie w stanie zranić Lily.
- Co w takim razie go powstrzymuje wujku? - spytał Rigel z ciekawością i lekkim powątpiewaniem.
- Miłość chłopcze, miłość.
- Jak to miłość? - Chłopiec wyglądał na zszokowanego.
- Tom Marvolo Riddle kocha twoją mamę. On zawsze ją kochał. Nie przyzna się do tego nigdy, ale Lily Black jest jego jedynym pragnieniem. Nie, nieśmiertelność, tylko ona, bo nikt nie potrafi żyć bez miłości.
CZYTASZ
Więźniowie Przeszłości | Tom Riddle [UKOŃCZONE]
FanficCo stanie się, gdy spotkają się ogień i woda? Czy jedno przejmie władzę nad drugim? A może zniszczą się nawzajem? Gdy Tom Riddle spotyka na swojej drodze piękną Lily Black, przekona się, że ludzie nie są tak przewidywalni jak mu się wydawało. Ich h...