Rozdział 42

1.6K 122 6
                                    

Lily wyszła z zatłoczonego sklepu na Pokątnej. Odetchnęła z ulgą i skierowała się w dół ulicy. Dzisiaj było tu dużo osób. Śmierciożercy nie atakowali więc ludzie korzystali z tego jak mogli. Był trzydziesty pierwszy grudnia, a śnieg pokrywał całe ulice. Panna Black zatrzymała się na chwilę przed sklepem z różdżkami Olivandera. Pamiętała jak pierwszy raz tam weszła.

​- Ach witaj. Black prawda? - zapytał staruszek spoglądając na nią życzliwie. Złożyła ręce na piersi i zadarła lekko głowę.

​- Tak to prawda - fuknęła. Zawsze uczyła się w domu i nie znała ludzi. Wiedziała tylko to co mówili jej rodzice. Chciała by w końcu ją zaakceptowali więc postanowiła zostać prawdziwą Ślzigonką. - Przyszłam kupić różdżkę i nie mam zbyt wiele czasu - mruknęła, spoglądając na swoje idealne paznokcie. Mężczyzna pokręcił głową i poszedł w głąb pomieszczenia.

Po chwili wrócił i podał jej ciemne pudełeczko. Otworzyła je delikatnie i spojrzała na różdżkę. Była piękna. Jasnobrązowa z wyrytymi różami. Była sztywna, ale idealnie leżała w dłoni. Machnęła nią delikatnie i od razu poczuła, jak przechodzą ją iskierki szczęścia.
​Olivander uśmiechnął się lekko.

​- Osoby z takimi różdżkami zawsze dokonują rzeczy wielkich panno Black. Wielkich, ale zawsze dobrych. - Uśmiechnęła się do niego pobłażliwie.

​- W takim razie chyba nie jest odpowiednia. Pochodzę z rodu Blacków. My nie znamy granic.

​- Może pani jest wyjątkowa. Może to właśnie pani pójdzie inną drogą.

​Otworzyła oczy, które błysnęły smutno. Poszła inną drogą i nie mogła zawrócić.

Nagle ktoś wyrwał jej torbę, którą niosła i zaczął uciekać. Stała chwile oszołomiona, po czym puściła się za nim biegiem.

​- Stój! Niech ktoś go zatrzyma! - krzyczała. Nie mogła rzucić żadnego zaklęcia, bo prawdopodobnie trafiłaby kogoś innego. Jakiś mężczyzna złapał uciekiniera za rękę, ale szybko dostał zaklęciem w twarz. Lily wyszarpnęła różdżkę z kieszeni.

​- Finite Incantatem - krzyknęła w biegu. Mężczyzna podniósł się z ziemi. Jednak ona patrzyła tylko na uciekającą w kapturze postać.
​Złodziej wbiegł na Nokturna przy okazji potrącając kilka elegancko ubranych czarownic. Wreszcie miała wolne pole do rzucenia zaklęcia.

​- Drętwota! - krzyknęła. Jednak postać była na to przygotowana. Obróciła się, a ich zaklęcia się zderzyły. Lily nie była w stanie utrzymać tego zbyt długo. Napastnik wygrał, a ją obwiązały czarne linki. Mężczyzna podszedł do niej i ukląkł obok. - Czego chcesz? - zapytała. Nie szarpała się, bo to nie miało sensu. Była ciekawa kim jest, że dał sobie rade z jej zaklęciem.

​- Nigdy nie krzycz, gdy wymawiasz zaklęcie. Wtedy wszystko jest zbyt oczywiste - powiedział.

Znajomy głos. To był JEGO głos. Zamrugała ze zdziwienia. Tom zrzucił kaptur. O mało nie
krzyknęła. Był jeszcze bledszy niż wcześniej, jego skóra była popękana, a wszystkie żyły doskonale widoczne. Do tego dostrzegła u niego zmarszczki, których wcześniej nie było. Jednak jego oczy... widziała w nich ból i miłość. W jego stalowoszarych oczach.

​- Teraz zostałeś złodziejem? - zapytała cicho.

​- Mam wrażenie, że ty zostałaś nim wcześniej, bo skradłaś moje serce. - Lily zachichotała. - Strasznie to brzmi, prawda? - zapytał z krzywym uśmiechem.

​- Trochę, ale z twoich ust mogłabym nawet usłyszeć listę zakupów i byłabym szczęśliwa. - Dotknął niepewnie jej policzka. - Chociaż mam prośbę. Możesz mnie rozwiązać? - Uśmiechnął się i cofnął zaklęcie. Od razu rzuciła się mu na szyję i wpiła się w jego usta. Jęknął lekko z bólu, ale objął ją w tali i przyciągnął do siebie. Przewrócili się na ziemię, śmiejąc się. - Wszystkiego najlepszego - szepnęła między pocałunkami.

​- Przez ciebie znów czuje się stary - powiedział z uśmiechem.

​- Daj spokój i tak cię kocham - mruknęła, przewracając oczami. Nie zastanawiała się nawet dlaczego znów ją kocha, jak to w ogóle możliwe. Po prostu żyła chwilą. Bo nic innego jej już nie pozostało. Nie obchodziło ją jak on wygląda, co zrobił i po co wrócił. Nie potrafiła się opanować, gdy widziała te oczy, ten uśmiech i czuła jego usta na swoich.

​- Wyjdź za mnie - rzekł i znów ją pocałował.

​- Już trzeci raz? - zapytała ze śmiechem.

​- Nie. Teraz, dzisiaj. Urzędnik ma czas o jedenastej wieczorem. - Zdrętwiała i spojrzała na niego. Uśmiechnął się ciepło. Rozpłynęła się.

​- Ja...

​- Nie odmawiaj mi w urodziny - powiedział, robiąc smutną minę.

​- To nie jest takie proste - szepnęła i podniosła się. W końcu otrzeźwiała. On również wstał. Miał kamienny wyraz twarzy, a ból w jego oczach się wzmocnił.

​- Zniszczyłem je. - Te dwa słowa prawie zwaliły ją z nóg. Oparła się o ścianę, żeby nie upaść. Zdawała sobie sprawę z tego jak cierpiał. Nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Czuła się jakby o był tylko sen. On w końcu zrobił to co powinien. Przez tyle lat walczyła o niego, a on uratował się sam. Popatrzyła na niego w milczeniu i delikatnie kiwnęła głową. W tamtym momencie nie liczyły się konsekwencje. Zachowywała się dziecinnie i nieodpowiedzialnie, ale wiedziała jak on bał się śmierci. Wiedziała co to dla niego znaczyło. Znowu musiała się poświęcić by wyciągnąć go z tego już na dobre.

Na jego twarzy pojawiło się niedowierzanie i oto stanął przed nią szesnastoletni Tom Riddle, który podaje jej rękę przy wejściu do Wielkiej Sali.

Jak mogła jej nie przyjąć?

Więźniowie Przeszłości | Tom Riddle [UKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz