29. McErin (cz.2)

172 18 4
                                    

Justin POV.

Z racji na to iż lekarz Luci powiedział mi, że powinienem iść do domu, zrobiłem to. Na miejscu odświeżyłem swoje ciało i zjadłem coś pożywnego, a następnie położyłem się spać, chcąc po prostu wypocząć.

*

Kiedy otwarłem oczy, najpierw ogarnęło mnie zdziwienie, bo w pokoju panował półmrok. Jak długo spałem?

Zgarnąłem telefon z szafki nocnej i sprawdziłem godzinę: 18.37, widząc datę, przeraziłem się.

Położyłem się wczoraj około 13, budzę się dziś wieczorem. To normalne?

Nie czekając, ogarnąłem się i zjadłem obiad? Kolację?  Po prostu posiłek, po czym, wyszedłem z domu kierując się prosto do szpitala.

*

Wchodząc do szpitala, uderzył we mnie ten nieprzyjemny zapach.  Ruszyłem szybkim krokiem do sali, w której leży Lucia, lecz nie zastałem tam jej łóżka. Nie panikuje, bo wiem, że często zabierają ja na badania, więc usiadłem na krzesełku i cierpliwie czekałem, aż lekarze wrócą.

Kiedy jednak od dobrej godziny nikt nie przychodził postanowiłem pójść do recepcji.

-Dzień dobry panie Bieber - uśmiechnęła się do mnie pani w recepcji. Odpowiedziałem jej tym samym i zacząłem mówić.

-Witam. Wie pani może gdzie znajdę Lucię? Jej łóżka nie ma.

-Ymmm... Pan nie wie?

-O czym? -Nagle zrobiło mi się cieplej.

-Jej ojciec był tu dziś rano i zabrał ją mówiąc, że znajdzie innych lekarzy i prywatny szpital. Narobił tu hałasu i namieszał trochę, ale w końcu zabrał dziewczynę. - przeanalizowałem jej słowa, podziękowałem za informacje, po czym wyciągnąłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem do ojca Luci.

-Witaj Justinie. Już możemy przyjeżdżać odwiedzać naszą córkę? Strasznie nam jej brakuje i chcielibyśmy nareszcie poznać całą prawdę. Okropnie nam przykro i bardzo się martwimy.

-To ty dziś nie odebrałeś Luci ze szpitala? - moje ciśnienie skacze jak motyl z kwiatka na kwiatek...

-Nie, a miałem to zro... - nie dałem mu dokończyć i rozłączyłem się, po czym wiedziałem co robić.

Wiedziałem tylko, że teraz liczy się każda minuta, sekunda.

Jeżeli moje podejrzenia się potwierdzą i ojciec Astrid ma moją narzeczoną, przysięgam, że zabije gnoja. Kurwa gołymi rękoma.

Spokojnie Justin...

Najważniejsze teraz jest to żebyś oddychał...

Kwiaty tak...?

Ayyymmmmm...

Medytacja...

Oddychajj...

KURWA USPOKÓJ SIĘ!!!

*

Załatwiłem z kolegą formalności, żeby mi go namierzył po ip w komórce i wiecie co? Ten śmieć nawet się nie ukrywa. Gnije w domu.

*

Jak najszybciej podjechałem tam na miejsce.

Bez zbędnych ceregieli wszedłem do domu kopiąc w drzwi, które z hukiem od razu się otworzyły.

Jebać efekt zaskoczenia.

Pobiegłem do salonu, potem sprawdziłem sypialnię i resztę domu. Na piętrze ich nie zastałem. Została tylko piwnica.

Otworzyłem drzwi z hukiem i krzyknąłem:

-ODDAWAJ JĄ DO KURWY!

Ale nic nie usłyszałem...

W środku ie było nic.

Oprócz jednego małego stolika na którym znajdowała się kartka, a obok niej telefon...

Wziąłem ją do ręki i zszokowany zacząłem czytać...

"i co? Zdziwiony? Ajajaj... Twoje  kochanie już nieżywe. Chcesz coś na dowód? Oto jej krew pizdo.
Miłego dnia
McErin"


_______________________

Miałam go nie dodawać, ale proszę. Piszcie coś w kom.

15 gwiazdek i lecimy z następnym. Chce wiedzieć że ktoś mnie czyta <3

Kocham i do następnego <3

xx




Przeznaczenie || J.B/ A.G    1&2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz