Po tych wszystkich zajściach Chloe bardzo zamknęła się w sobie. Max się nie odezwała ani słowem, nie dzwoniła, nie pisała, tak jakby zniknęła ze świata i totalnie zapomniała o przyjaciółce. Dziewczyna nie miała punktu podparcia w trudnych chwilach, nie miała się do kogo odezwać, nie miała ważnej osoby, dla której mogłaby żyć. Jej matka bardzo długo siedziała w knajpie, próbując zarobić, a gdy miała wolne spotykała się z jakimś kolesiem. Chloe była całe dnie sama, co wyniszczało ją jeszcze bardziej. Jej oceny znacznie się pogorszyły, zaczęła ubierać się inaczej, inaczej się zachowywać i po prostu zmieniła się samym stylem bycia. Znajomi znacznie się od niej odwrócili, jedyne osoby z którymi jako tako rozmawiała to Justin, Trevor i czasem Kate. To były osoby, które nie opuściły jej doszczętnie. W międzyczasie dziewczyna znalazła dla siebie idealne miejsce - złomowisko. Tak, brzmi zabawnie, ale w tamtym miejscu była odcięta od ludzi. Znała tam wszystkie zakątki, co gdzie leży i czego po tym miejscu może się spodziewać. Nikt tak naprawdę tam nie przychodził, więc mogła robić co chce. Najczęściej wspominała tam swojego ojca. Przypominała sobie wszystkie wspólne chwile, wszystkie smutki i radosne przeżycia. Wtedy coś w niej pękało i była w stanie rozwalić całe złomowisko. Z czasem dziewczyna przyzwyczaiła się do tego, że matka "ma ją gdzieś", przyzwyczaiła swoją psychikę do samotności. Stała się wrakiem człowieka, który pragnie tylko jednego. Tak naprawdę to sama nie wierzyła, że kiedykolwiek coś się ruszy i zacznie iść w dobrą stronę, że będzie w stanie znów szczerze się uśmiechnąć, że znów będzie miała energię, żeby wstać z łóżka.
***
Chloe ma teraz szesnaście lat. Jej stan psychiczny w nawet małym stopniu nie zmienił się, cały czas stała w miejscu, z tym, że przez ostatnie sześć miesięcy zaczęła jeszcze pić i palić. Znalazła dilera i tak jej życie opierało się głównie na używkach. Dziewczyna szybko przyzwyczaiła swój organizm do dużej ilości alkoholu i marihuany. W całym jej życiu, jednym z niewielu plusów było, że miejscowy diler był całkiem miły i nawet zakolegował się z dziewczyną. Mężczyzna był koło trzydziestki, był bardzo łatwo rozpoznawalny po charakterystycznych rysach twarzy. Miał na imię Frank. Mieszkał skromnie - w kamperze. Chloe najbardziej kojarzył się z fasolą z puszki i zaniedbanym lokum. Tak, dziewczyna była kilka razy w owym kamperze, Frank podwoził ją czasami pod dom lub na złomowisko. Dwa razy zawiózł ją do szkoły. Każdy patrzył na Chloe jak na wariatkę, ale ona nic sobie z tego nie robiła. Ogólnie, opinia innych nie była ważna dla dziewczyny. Wiedziała, że może liczyć tylko na siebie i ewentualnie na Frank'a. Mimo, że trochę się go bała, był w tamtym momencie dla niej najbliższą osobą. Zawsze mogła mu się zwierzyć. Oboje trzymali swoje sekrety tylko dla siebie. Dlatego blondynka go lubiła, był dla niej jak brat. Trochę straszny, starszy, ale brat. Frank zawsze miał przy sobie coś do obrony. Na złomowisku zaprezentował raz Chloe swój pistolet. Dziewczyna trochę się bała, ale była bardzo podekscytowana. Jednak Frank nie zatrzymał broni, to prawda, potrafił nią operować prawie bezbłędnie, ale po prostu nie chciał. Mimo wszystko mężczyzna nie wyrzucił pistoletu. Schował go w miejsce, o którym wie tylko on i Chloe. Powiedział jej, że jeśli kiedykolwiek będzie w niebezpieczeństwie, może przyjść po spluwę i w ostateczności strzelić, ratując swoje życie. Mężczyzna miał też bardzo duży zapas nabojów, również postanowił podarował go Chloe, nigdy nie widział kiedy będzie chciała potrenować, pobawić się czy naprawdę uratować czyjeś życie.
***
Dziewczyna spędzała czas na złomowisku. Spokojnie leżała na dachu jednego z samochodu. W pewniej chwili usłyszała kroki, była pewna, że to Frank przyszedł ją odwiedzić z nudów. Myliła się. Jakieś dziesięć metrów przed nią stanął wysoki, chudy mężczyzna. Miał ciemnobrązowe włosy i ciemne oczy. Ubrany był luźno, ale to nie był styl Frank'a. Chloe z prędkością światła usiadła, żeby przyjrzeć się twarzy intruza.
- Damon?! - krzyknęła przestraszona.
Damon, był to dosyć specyficzny człowiek, jednak był jedną z nielicznych osób, których Chloe naprawdę się bała. Zawsze nosił przy sobie jakiś nóż, scyzoryk, czasem nawet broń. Nie, że to ruszało dziewczynę. Ona po prostu wiedziała, że on jej nie cierpi, bo wylała mu kiedyś na jakiejś imprezie piwo. Tak, tylko o to my chodziło, o wylane piwo i mokre ciuchy. Chloe wiedziała, że on jest po prostu nieprzewidywalny i trochę psychiczny.
- Zjeżdżaj stąd, dzieciaku! - machnął ręką.
Mimo wszytko dziewczyna miała zacięty charakter i nie dla sobą pomiatać. Zawsze musiała komuś dogryźć, odezwać się jako ostatnia i postawić na swoim. Miała dużą umiejętność wprowadzania ludzi w niekomfortowe sytuacje, dzięki którym wygrywała kłótnie.
- Sorry, byłam tu pierwsza! - odkrzyknęła.
- Nie denerwuj mnie nawet... - Damon przewrócił oczami.
- Nie ja zaczęłam. Jak chcesz, to znajdź sobie inne miejsce do przesiadywania.
- Price, doprowadzasz mnie czasem do szału! - na te słowa dziewczyna tylko pokazała mu środkowy palec i chyba właśnie wtedy przesadziła. - Tak chcesz się bawić, Price?
- Uważaj, bo się wystraszę! - zaśmiała się ironicznie.
Wtedy Damon wyciągnął pistolet. Prawdziwy pistolet.
- A co teraz zrobisz? - zapytał z sarkazmem, kręcąc głową.
Chloe zastygła, zesztywniała. Próbowała obmyślić jakiś plan, ale nie potrafiła. Akurat teraz nie potrafiła. Już chciała zamykać oczy i szykować się na ogromny ból, jednak chyba los tego nie chciał.
- Damon, dupku! - po złomowisku rozległ się kobiecy głos.
- Hę? - mężczyzna był widocznie zdezorientowany sytuacją.
- Ładnie to tak nękać młodszych? - zaśmiała się... no właśnie, kto?
- Ale... - jego głos nagle złagodniał. - to ona zaczęła...
- Nie jesteś już w przedszkolu, ziemia! - powiedziała dziewczyna machając mu dłonią przed twarzą. - Znajdź sobie jakieś inne miejsce, wypad!
- Ale misiu...
Wtedy dziewczyna dała mu z liścia w twarz.
- Merrick, odwal się w końcu ode mnie i przestań mnie tak nazywać! Nigdy nie byliśmy, nie jesteśmy i nie będziemy razem! Pogódź się z tym! - krzyknęła.
- Ale Rach...
- Wy-pier-dla-laj!
Mężczyzna ze spuszczoną głową odszedł. Blondynka wyglądała na usatysfakcjonowaną. Gdy obróciła się w stronę Chloe, ta w końcu zobaczyła jej twarz.
- Zaraz, zaraz, zaraz! Czy to jest Rachel?! Rachel Amber?! - krzyknęła w myślach dziewczyna.
- Uh! Było gorąco! Nic ci nie jest? - zapytała ze szczerym uśmiechem.
- Nie... Przyszłaś w odpowiednim czasie - odpowiedziała trochę zmieszana.
Rachel wyglądała ślicznie, w sumie jak zawsze. Na korytarzu każdy się za nią oglądał. Dziewczyny zazdrościły jej ubrań i powodzenia u chłopaków. A chłopacy... no tak. Prawie każdy zakochany po uszy. Tego dnia ubrana była w czarną koszulkę z szarymi napisami, czerwoną koszulę w czarną kratę jako bluza i zwykle jeansy.
- Czemu siedzisz tu sama? - burknęła w końcu Rachel.
- Wiesz... Nie chce mi się wracać do domu. Nie mam po co - odpowiedziała bez emocji Chloe.
- Coś się dzieje? Wiesz, nie zrozum mnie źle, ja po prostu lubię pomagać ludziom, a potem patrzeć jak dzięki mnie znów się uśmiechają.
- Nie, to tylko... małe problemy rodzinne.
- Tak małe, że nie chcesz wracać do domu?
- Bingo.
- Okej, o więcej nie pytam.
Obie jeszcze chwilę siedziały na złomowisku. Okazało się, że mają dużo tematów do rozmów.
Około dwudziestej pierwszej Rachel zbierała się do domu. Chloe też. Nie chciała dzisiaj do późna zostawać. Dalej miała obraz Damon'a z pistoletem skierowanym w nią. Dziewczyny szły razem jakiejś dwadzieścia minut, potem się rozeszły, bo ich domy były w różnych kierunkach.
Chloe wiedziała jak po cichu i niezauważona wejść do swojego pokoju, w razie gdyby jej mama była już w domu. Najpierw blondynka przecisnęła się przez poluzowane sztachety w płocie, potem stanęła na starym, dużym kawałku drewna i wskoczyła na dach. Wtedy tylko musiała wślizgnąć się do swojego pokoju przez okno i gotowe. Tak tez zrobiła. Wykończona po całym dniu wrażeń padła na łóżko.
- Prawie zginęłam. Prawie zginęłam z rąk tego psa, Merric'a. Poznałam Rachel... pff, żeby tego było mało, ona mnie uratowała! Totalnie spławiła Damon'a i kazała mu wypierdalać. Niezła jest - z tą myślą Chloe zasnęła.
CZYTASZ
she was my angel // amberprice
FanfictionNie widziała już nadzieji i bezmyślnie, z fajką w ręku snuła się po torach. Słyszała dźwięcznie pociągu, ale nie zmieniała pozycji. Spadała w odchłań dymu nikotynowego i zapominała poprzedni świat. Nagle coś zaczęło ciągnąć ją w stronę światła.