Rozdział 5: Jesteśmy kwita, śliczna

292 11 0
                                    

   Chloe obudziła się dość wcześnie. Od razu po otworzeniu oczu poczuła nacisk na swojej klatce piersiowej, co w pierwszej chwili ją zdziwiło. Po kilku sekundach jednak doszło do niej, że zasnęła w samochodzie razem z Rachel. Wyglądała bardzo słodko śpiąc. Miała lekko otwartą buzię, włosy na twarzy. Jedyne co zaniepokoiło szatynkę to delikatnie sine wargi dziewczyny. Bez namysłu zdjęła swoją bluzę i delikatnie przykryła przyjaciółkę. Po pięciu minutach jej usta znów nabrały malinowej barwy. Szatynka odgarnęła poszczególne kosmyki z jej twarzy. Popatrzyła na nią z uśmiechem. Ona naprawdę ją odmieniała. Ubiegły dzień był najlepszym od kiedy jej ojciec umarł. Poczuła, że jej świat zaczyna znów nabierać barw, że nareszcie znalazła osobę, którą pokochała, i której ufa. Jeszcze tydzień wcześniej nigdy by o tym nie pomyślała, a teraz miała nadzieję ze blondynka nigdy już nie ucieknie z jej żelaznego uścisku.
   Po chwili i Rachel otworzyła oczy.
-Hej, śliczna - Chloe uśmiechnęła się.
- Hej, wariatko - dziewczyna lekko się uśmiechnęła.
- Jak się spało?
- Nawet... dobrze. Z tobą zawsze będzie dobrze.
- Czaruś.
- Ej, mówię prawdę.
- Wiem, ślicznotko, wiem - szatynka lekko musnęła usta przyjaciółki. Na ten gest, druga lekko się uśmiechnęła.
   W końcu obie usiadły. Rachel chwilę rozglądała się, przenosiła swój wzrok, raz na Chloe, raz na szybę samochodu i w końcu obróciła się. Zamarła gdy zobaczyła cały las w płomieniach.
- Chloe! Popatrz co my zrobiłyśmy! - krzyknęła z rozpaczą.
Szatynka obróciła się. Jej źrenice lekko się zwęziły.
- Cholera!
- Chloe, co my teraz zrobimy?! Co jak...? Jak Arcadia spłonie, jak coś się stanie ludziom?! To będzie nasza wina... Chloe, ja...
- Rachel, spokojnie. Nikt nie wie, że to my. Nie planowałyśmy tego, nie chciałyśmy podpalić lasu, tak? Spokojnie, piękna.
Blondynka trochę się uspokoiła, jednak po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Nie mogła tego zahamować, po prostu poddała się emocjom. Chloe od razu zauważając to, objęła dziewczynę.
- Chodź, pokażę ci coś.
   Dziewczyny wyszły z samochodu i skierowały się w stronę starej łódki. Obeszły ją i znalazły się przy torach.
- Co chciałaś mi pokazać?
- Chodź.
Szatynka podeszła do jakiegoś starego, pustego pomieszczenia. Było tam poniekąd przytulnie. Były tam rozwieszone plakaty, a na jednej ze ścian rozwieszony był materiał, przedstawiający sawannę. Na przeciwko stało duże, stare łóżko, pokryte kocami i kilkoma poduszkami. W jednym z rogów umieszczona pufa, a koło niej stało kilka butelek po piwie. Rachel była wyraźnie zdziwiona.
- Nigdy wcześniej nikomu nie pokazałam tego miejsca. Traktowałam to jak tylko moje miejsce.
- Więc czemu mi to pokazujesz?
- Bo jesteś dla mnie cholernie ważna - Chloe czule pocałowała blondynkę. Ta położyła swoje ręce na jej barkach. Powoli doszły do starego łóżka i obie walnęły się na nie.
- Cieszę się, że cię znalazłam - powiedziała Rachel.
- Dlaczego? To ja powinnam ci dziękować...
- Mam nareszcie kogoś komu mogę zaufać. Nie wiem szczerze jak to się dzieje, że po trzech dniach jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie.
- Może po prostu tak miało być? Że się spotkamy i od razu coś zaiskrzy.
- Chyba warto było czekać te szesnaście lat, co?
- Cholernie warto.
Chloe ponownie pocałowała Rachel. Na jej policzkach rysowała niewidzialne wzory swoimi palcami. Blondynka natomiast chwyciła ją za ramię i od czasu do czasu przygryzała jej dolną wargę. Ich pocałunki były pełne nastoletniej miłości. Każda z nich kochała na zabój drugą, jednak obie nie potrafiły powiedzieć sobie w prost co do siebie czują. Może to nie było konieczne? Może rozumiały swoje myśli, bez słów? Potrafiły zrozumieć co chce jej przekazać druga i bez problemu zinterpretować gesty swojej towarzyszki.
- Nigdy nie myślałam, że pocałuję dziewczynę - powiedziała Rachel po oderwaniu się od przyjaciółki.
- Nigdy nie myślałam, że ktokolwiek mnie pocałuje - wzdrygnęła ramionami szatynka.
- Błąd - rzuciła krótko złotowłosa, muskając delikatnie wargi Chloe, swoimi.
- Ciekawe co rodzice na te wagary...? - bąknęła dla żartów dziewczyna.
- Cholera! Masz rację! - przestraszona Rachel szybko wyciągnęła telefon z kieszeni i zaczęła czytać wiadomości - Cholera, już po mnie!
- Co się stało, Rach?
- Rodzice mnie po prostu zabiją!
- Zadzwoń do nich, pogadajcie.
- Ale...
- Jeśli coś się stanie, rozłączysz się, a ja pomogę ci z tego wyjść, okej?
- Dobrze... - blondynka wybrała numer swojej mamy i po trzecim sygnale usłyszała jakby... cichy szloch? - Mamo?
- Rachel?
- T-tak, to ja...
- Co się dzieje, kochanie? Wszytko dobrze? Gdzie jesteś, proszę powiedz, tylko powiedz!
- Jestem bezpieczna, siedzę w jednym miejscu z Chloe. Spokojnie, nic się nie stało.
- Dlaczego nie wróciłaś na noc...?
- Opowiem ci wszytko później. Wyjaśnię, tylko daj mi chwilę. Będę pod domem o czternastej, dobrze?
- Dobrze, skarbie... Uważaj na siebie!
I rozłączyła się. Szatynka usłyszała jej oddech i ulgę. Nagle Rachel położyła głowę na ramieniu przyjaciółki.
- Gdyby nie ty, tej nocy najprawdopodniej zginęłabym.
- C-co masz na myśli?
- Gdybym zobaczyła mojego tatę wtedy... Pewnie od razu zabiłabym się. Jakkolwiek, byle żeby już nigdy go nie zobaczyć. Uratowałaś mnie.
- Jesteśmy kwita, śliczna. Ty też mnie ocaliłaś. Po raz pierwszy od trzech lat się uśmiechnęłam.
- Miło to słyszeć. Chloe... nie chcesz zadzwonić do mamy?
- Mogę się jedynie pośmiać z SMS'ów które pewnie mi powysyłała.
- Dlaczego tak bardzo jej nie lubisz?
- To nie tak, że nie lubię jej... Ja po prostu nie lubię ogółu, całego świata.
- Miałaś mi o tym kiedyś powiedzieć, chcesz teraz?
- W sumie mogę, ufam ci - dziewczyna wzięła głęboki oddech - A więc... To wszytko zaczęło się od śmierci taty... On miał pojechać po mamę do knajpy. Ja zostałam w domu z Max. Moją dawną przyjaciółką. Kiedy wróciła tylko mama... Nie wiedziałam co się stało. Dopiero później kiedy mi to powiedziała, mój świat runął, ale przynajmniej miałam przy sobie Max. Tylko... - lekko pociągnęła nosem - na pogrzebie ona podeszła do mnie i... powiedziała, że tego samego dnia musi lecieć do Seattle. I tak zostałam sama. Żeby było śmieszniej to wczoraj jak szłam do Blackwell, widziałam moją mamę całującą się z tym typem z ochrony... David Madsen...? Nie ważne... I w sumie te trzy szpilki w żebra wystarczyły, żebym była taka, jaka jestem.
- Wow... J-ja nie wiedziałam, że przeżyłaś aż tyle...
- Skąd miałaś wiedzieć? Nikomu o tym nie mówiłam.
- Nie dziwię się.
W jednej chwili Chloe wyjęła swój telefon.
- I jak?
- Jeden SMS. Jeden pieprzony SMS. Fajnie, że się mną interesuje.
- A co napisała?
- "Chloe, dyrektor do mnie dzwonił, masz kłopoty".
W oczach dziewczyny pojawiły się łzy. Po chwili kilka spłynęło jej po policzkach.
- Kurwa, jestem sama na tym świecie! Jestem kurwa sama! - zawyła.
- Chloe! - warknęła blondynka - nie jesteś sama, nie próbuj nawet tak myśleć, rozumiesz? Ty masz mnie, ja mam ciebie, tak? Tyle nam obu do szczęścia wystarczy - momentalnie Rachel namiętnie wpiła się w jej usta, nie czekając nawet na odpowiedź. Chloe walnęła plecami o materac. Była oszołomiona słowami przyjaciółki. Nie wiedziała jak pokazać uczucia, które nią teraz miotały. Była tak szczęśliwa, jak w dniu, kiedy była w wesołym miasteczku.
Nagle obie usłyszały krzyk.
- Price? - głos dobiegał gdzieś z końca złomowiska.
Chloe przyłożyła palec wskazujący do ust blondynki, pokazując, że ma się nie odzywać. Wyjrzała przez małe okno, zobaczyła Frank'a. Lekko się uśmiechnęła. Natomiast Rachel była wyraźnie zdenerwowana.
- K-kto to...? - zapytała drżącym głosem dziewczyna.
- Boisz się?
- Trochę.
- Ze mną nic ci nie grozi, wiesz dlaczego? - ta delikatnie pokiwała głową - pokażę ci coś, ale to musi pozostać w tajemnicy, okej?
- O-okej...?
Nagle szatynka wyciągnęła pistolet.
- Bo mam to. Ale nie obawiaj się. On akurat jest nie groźny, chodź! - powiedziała z uśmiechem.
Rachel oszołomiona poszła za nią z otwartą buzią. Ta niepozorna dziewczyna zaskakiwała ją coraz bardziej. Gdy doszły do bramy złomowiska, Chloe stanęła nieruchomo.
- Frank, to nie przedszkole, nie baw się w chowanego! - nie dostała odpowiedzi - Frank, jezu!
- No dobrze, chciałem cię tylko trochę nastraszyć... - na widok mężczyzny Rachel bardzo się spięła i schowała się za przyjaciółką.
- Chciałeś coś?
- Zostawiłaś to ostatnio u mnie - powiedział podając jej paczkę jointów.
- O, dzięki. Szukałam ich. A właśnie apropo... Nie mam kłopotów, prawda?
- Nie, spokojnie, Price.
Nagle wzrok mężczyzny padł na Rachel.
- Chloe, kto to kurwa jest?! - szepnęła.
- Nie bój się.
Szatynka chwyciła dziewczynę za rękę i przyciągnęła w taki sposób, żeby nie chowała się za nią.
- On cię nie zje, słowo honoru.
- Okej... Ale kim jest?
- To tylko mój dealer, spokojnie. Spoko jest.
- Nie jestem ludożercą, nie bój się...?
- Rachel - powiedziała cicho.
- ...Rachel - powtórzył - ładnie. Co tu robisz, Price? Jest dwunasta. Nie powinnaś być w szkole?
- Miałyśmy z Rach małe wagary. Musiałyśmy się trochę odstresować, nie martw się.
- Nie martwię się. Akurat złomowisko jest jednym z bezpieczniejszych dla ciebie miejsc.
- To prawda.
- Dobra, zawijam. Muszę gdzieś podjechać. Narazie!
- Pa!
Dziewczyny wróciły do wcześniejszego miejsca wypoczynku.
- Czas się powoli szykować, co?
- Co? Na co?
- Miałam się spotkać z rodzicami.
- A, no tak. Jasne, zbierajmy się.
Gdy obie wyszły z konstrukcji, Chloe zasunęła wejście metalową blachą. Kiwnęła głową i poszła za Rachel.

she was my angel // amberpriceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz