Następnego dnia Chloe obudziła się dosyć wcześnie. Nawet przed budzikiem. Gdy otworzyła oczy, od razu się uśmiechnęła. Przypomniał się jej wczorajszy wieczór. Przypomniała się jej Rachel. Ich rozmowy, śmiechy. Cały czas przed oczami miała tą śliczną blondynkę, spławiającą Merrick'a i ratującą ją. Marzyła, żeby lepiej ją poznać, ale wiedziała, że ona, Rachel Amber. Śliczna, atrakcyjna, taka bez problemów, bogata i po prostu taka zajebista. I ona... Chloe Price. Zamknięta w sobie, ze zrąbaną psychiką, tak naprawdę nie mająca rodziców i szwendająca się po złomowisku. Była pewna, że zaprzyjaźnienie się z nią graniczy z cudem, że blondynka nie będzie nawet chciała na nią spojrzeć. Mały promyk nadziei dawała jej wczorajsza sytuacja. To dzięki niej, od kilku lat na twarzy Chloe pojawił się szczery uśmiech i chęć wstania z łóżka, nawet wcześniej od budzika.
Od razu po przebudzeniu dziewczyna wstała i powędrowała do łazienki. Szybko umyła się i przebrała w inne rzeczy. Założyła dzisiaj białą bluzkę z Iluminati na środku, czarne jeansy, czarne Conversy i swój ulubiony naszyjnik z trzema nabojami. Przeczesała włosy i zeszła na dół, biorąc tylko swój telefon i wkładając go w tylną kieszeń spodni. Będąc już na parterze, udała się do kuchni.
- Hej, mamo!
- Ch-Chloe?
- No ja, a kto?
- Jest szósta czterdzieści, Chloe.
- Wiem.
- I już wstałaś?
- Jak widać.
Joyce łagodnie się uśmiechnęła.
- Zjesz coś, kochanie?
- A mogą być naleśniki?
- Mogą.
- Jest!
- A, właśnie. Jak chcesz mogę cie podwieźć do szkoły.
- Nie, spoko. Przejdę się.
- Ale, że z buta?
- Tak, przyda mi się.
- Nie poznaję cię dzisiaj...
- Zrobiłam coś źle?
- Wręcz przeciwnie, Chloe. Wręcz przeciwnie.
Po zjedzeniu śniadania, Chloe czym prędzej wyszła z domu i udała się w kierunku szkoły. Po drodze minęła ją mama, najprawdopodobniej jechała do knajpki. Po dziesięciu minutach dziewczyna była już prawie w połowie drogi. Kiedy przechodziła koło Dwóch Wielorybów automatycznie, lekko się uśmiechnęła. Gdy odwróciła wzrok od restauracji i skupiła się na drodze, usłyszała zalotne śmiechy. Dochodziły one zza budynku. Chloe szybko schowała się za innym gmachem. Od razu wychyliła się, żeby zobaczyć kto tak bardzo ukrywa swoją miłość przed wszystkimi, którzy siedzą w Wielorybach. To co zobaczyła, od razu zdjęło jej uśmiech z twarzy. Była tam jej mama i... Całowała się z... David'em?!
- Cholera! Tylko nie on! Każdy tylko nie on! Nienawidzę i jej i jego! Niech idą się pieprzyć, nie wracam dzisiaj do domu!
Chloe szła bardzo poddenerwowana. Przeklinała na przemian Joyce i David'a. Nienawidziła ich z całego swojego serca. Chciała krzyczeć, płakać, kląć, po prostu zniknąć i sprawić, by każdy o niej zapomniał. Potem jednak doszła do wniosku, że i tak każdy ma ją w dupie. Że nie obchodzi nikogo i powoli wszyscy wymazują ją ze swojego życia. Nawet jej własna matka. Jej przyjaciele. Każdy. Może jedynie Frank był jeszcze blisko. Sam rozumiał co czuje Chloe. Jego rodzice sami zostawili go, kiedy dowiedzieli się, że ćpa.
Gdy dziewczyna doszła do szkoły, gniewnie udała się pod salę chemii.
- Dobrze, że chociaż chemia...
Dziewczyna bardzo lubiła tą lekcje. W zasadzie jedyna dla niej znośna. Na reszcie najczęściej coś rysowała, bawiła się telefonem lub wszczynała kłótnie z nauczycielami żeby "coś się działo". Mimo wszystko nie wagarowała bardzo często. Jedyne co robiła, żeby uniknąć lekcji, mówiła że musi wyjść do toalety, tam siedziała jakieś trzydzieści minut. Usprawiedliwiała to przewlekłą chorobą żołądka i jelit. Każdy się nabierał, a ona miała z tego niezły ubaw. Na wf'ie bardzo często nie ćwiczyła. Przez jakiś czas dziewczyna cięła się. Przestała jednak, kiedy znalazła Frank'a. Mężczyzna wybił jej to z głowy, bo sam tego nienawidził. Ona sama bardzo się nie zapierała, samookaleczenie zastąpiła jej marihuana i alkohol. Nie zostało jej dużo blizn. W sumie cieszyła się z tego. Nigdy nie chciała tego pokazywać, bo nikt nie zrozumiałby jej tak jak ona siebie. A w zasadzie jak ona nie rozumie, dlaczego to wszytko przytrafiło się akurat jej.
Kiedy zadzwonił dzwonek, dziewczyna poczuła wielką potrzebę zapalenia. Szybko umknęła Pani Grant i udała się w stronę toalety. Za kabinami wyciągnęła papierosa i zapaliła. Była tam mniej więcej trzy minuty. Gdy papieros prawie się wypalił, do łazienki ktoś wszedł. Po plecach dziewczyny przeszedł dreszcz. Wychyliła się zza kabin i zobaczyła ją. Rachel. Co dziwne, całą zapłakaną.
- Chloe?
- Rachel, co ty tu robisz? Co się stało? - dziewczyna podeszła do blondynki kładąc rękę na jej ramieniu. Na ten gest dziewczyna lekko zesztywniała.
- Ten dupek, Merric...
- Co?! Coś ci zrobił?!
- Nie, ale... - dziewczynie po policzkach spłynęły kolejne łzy. - On przylazł tu, do szkoły. Zaczął do mnie mówić, jakbym z nim była, a kiedy go spławiłam zaczął wyzywać od suk... Jezu, każdy się teraz ze mnie śmieje.
Chloe chwyciła za żuchwę dziewczyny i kciukami otarła jej łzy. Następnie przytuliła ją, co bardzo zdziwiło blondynkę.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze.
Ta dziewczyna dziwnie wpływała na Chloe. Dziewczyna zawsze chciała cierpienia ludzi, chciała, żeby poznali ból, żeby czuli to co ona, ale w tamtym momencie czuła, że mogłaby zrobić wszytko dla tej niepozornej dziewczyny, byle żeby już się uśmiechnęła.
- Chloe...
- Tak?
- Mogę cię o coś poprosić?
- Jasne.
- Przyjdź po tej lekcji na parking, proszę - powiedziała błagalnym głosem.
- Będę.
- Dziękuję.
I wtedy wyszła. Chloe tylko wyrzuciła skręta i również powędrowała do klasy. Gdy spojrzała na zegar było osiem minut po ósmej.
- Na luzie.
Kiedy weszła do klasy, wzrok wszystkich padał właśnie na nią.
- Chloe! Dlaczego znów spóźniłaś się na lekcje?! - Pani Grant widocznie nie miała dzisiaj humoru.
- Musiałam pomóc koleżance - powiedziała oschle.
- Skoro tak bardzo nie interesuje cię lekcja chemii i myślisz, że jesteś tak mądra, to proszę. Ostatnia lekcja. Wzór na sól!
- HCL, oczywiście - rzuciła siadając w ławce.
- Z czego się składa?
- Wodór i chlor.
- Mhm, dobrze. Uczyłaś się. Tym razem ci odpuszczam, ale nie spóźniaj się już.
- Mhm, ta.
Lekcja bardzo się dłużyła, a Pani Grant ciągle zwracała Chloe uwagę, że źle siedzi, nie pisze, bawi się telefonem. Zawsze, gdy przyłapała ją na nieuwadze, odpytywała ją z ostatnich lekcji. Gdy dziewczyna odpowiadała na wszystkie pytania prawidłowo, kobieta zaczęła zadawać jej pytania z poza lekcji. Mimo, że na początku blondynka się stawiała, iż tego jeszcze nie przerabiali, w końcu zaczęła odpowiadać i ku zdziwieniu nauczycielki, wszystkie jej wypowiedzi były jak najbardziej bezbłędne.
W końcu zadzwonił dzwonek. Chloe zerwała się z miejsca i wybiegła z klasy.
***
W wyznaczonym miejscu czekała już Rachel. Była oparta o jakiś stary samochód. Gdy zobaczyła Chloe lekko się uśmiechnęła.
- Chciałaś pogadać?
- Tak... A w zasadzie, zadać pytanie...
- No, wal.
- Czy jeśli Merric będzie za mną łazić, albo coś w tym stylu... to, będziesz po mojej stronie...?
Wtedy Chloe delikatnie ja przytuliła.
- Bez pytań retorycznych - szepnęła jej do ucha.
Wtedy Rachel szczerze się uśmiechnęła. Chloe mogłaby patrzeć na tą śliczną twarzyczkę, ten śliczny uśmiech i te zaszklone oczy całą wieczność. Nagle blondynka chwyciła szatynkę za nadgarstek i zaczęła biec. Na początku dziewczyna była bardzo zdziwiona, ale mino wszytko zaczęła podążać za nią. Po chwili dotarły pod sterownię pociągów.
- I co chcesz zrobić? - Chloe podniosła brew.
- Jedziemy!
- Gdzie? Czym? Jak?
- W zajebiste miejsce! A podwózka przed nami! - rzuciła blondynka wskazując na otwarty wagon pociągu.
- Żartujesz, prawda?
- Boisz się?
- Nie.
- To na co czekasz? Chodź!
Chloe tylko wzruszyła ramionami i pobiegła za Rachel. Kulawo wskoczyła do wagonu. Koleżanka pomogła jej wejść.
- Usiądź.
CZYTASZ
she was my angel // amberprice
FanfictionNie widziała już nadzieji i bezmyślnie, z fajką w ręku snuła się po torach. Słyszała dźwięcznie pociągu, ale nie zmieniała pozycji. Spadała w odchłań dymu nikotynowego i zapominała poprzedni świat. Nagle coś zaczęło ciągnąć ją w stronę światła.