Dziewczyna usiadła na polecenie Rachel.
- Co my tu właściwie robimy?
- Wypoczywamy od tej budy.
- Czegoś nie rozumiem... Ty?
- O co ci chodzi?
- Wagary do ciebie nie pasują...
- Dlaczego?
- Wiesz... Jesteś wzorem dla szkoły, masz najlepsze oceny.
- Jestem wzorem z wyboru moich rodziców. Oni jakoś mnie tak ustawili, ale czasem nam już tego dosyć.
- Nigdy nie myślałam tak o tobie w ten sposób.
- A w jaki? Chętnie posłucham - zaśmiała się.
- Byłaś dla mnie takim obrazem idealnej dziewczyny, kolegującej się tylko z fajnymi osobami... - Chloe wyraźnie podkreśliła ostanie dwa słowa.
- Co masz na myśli?
- Że ty, taka zajebista i piękna i... A ja, taka inna i jakaś...
Na twarzy Rachel widoczne było zdziwienie. Blondynka lekko przesunęła się do Chloe.
- Proszę, nie myśl tak o sobie.
- Co mam myśleć...? Świat na każdym kroku uprzykrza mi życie.
- To znaczy?
- Nie chcesz widzieć...
- A może ty nie chcesz powiedzieć?
Chloe zesztywniała. Po jej ciele przeszedł dreszcz. Rachel wiedziała co mówi. To była prawda, szatynka nie chciała mówić o śmierci taty, o Max, o mamie.
W jej oczach zebrały się łzy. Po chwili kilka bezszelestnie spłynęło jej po policzku.
- Nie znałam cię z tej strony, Chloe.
- Z jakiej? - bąknęła połykając łzy.
- Tej wrażliwej. Mimo tej całej twojej bariery i chęci pokazania światu jaka jesteś twarda i jak masz wyjebane na świat, to tak naprawdę wciąż dusisz w sobie jakieś złe emocje i wspomnienia.
Chloe popatrzyła na nią jak na ducha. Wszytko co mówiła było prawdą. Cholerną prawdą.
- Skąd ty to wszystko wiesz?
- To widać, Chloe.
Dziewczyny jechały chwilę w ciszy. Rachel pozwoliła towarzyszce poukładać myśli.
- Cholera nie płacz! Tylko nie płacz! Twarda bądź. Nie pozwól emocjom wziąć góry!
- Chcesz zagrać w taką jedną grę? - bąknęła w końcu blondynka.
- Jaką?
- Dwa kłamstwa, jedna prawda.
- Co? - dziewczyna zaśmiała się.
- Obie wymyślamy po dwa kłamstwa i jedną prawdę o sobie. Druga musi zgadnąć, która odpowiedź jest prawdziwa.
- Okej, czemu nie? Zaczynaj!
- Więc tak... emm... 1. Jak byłam mała, bardzo interesowała mnie praca szambo-nurka - na te słowa Chloe parsknęła śmiechem - 2. Bardzo chciałbym mieszkać na wyspach egzotycznych - powiedziała, nie zwracając uwagi na śmiech szatynki - I 3... mam uczulenie na czekoladę.
- Mhm. Czyli tak: 1- szambo-nurek, 2- wyspy, 3- czekolada.
- Dokładnie.
- To może... 2?
- Ha, nie! 1!
- Nie gadaj! Serio?
- Ta. Sama się teraz z siebie śmieję... Na jeśli chodzi o dwójkę, to nigdy nie chciałabym tam mieszkać. Cholernie boję się węży, pająków, żab i tych innych... Ble!
- A czekolada?
- Uwielbiam! Jem codziennie!
- Nie widać tego po tobie... Jesteś bardzo szczupła.
- Dziękuję - dziewczyna uśmiechnęła się - teraz ty.
- No tak... 1. Kocham się malować, ale często nie mam czasu, 2. Jak byłam mała chciałam być piratem i 3. Byłam w czterech związkach.
- Wątpię, żebyś lubiła się malować, bo masz dobrą cerę, czarne rzęsy i w sumie nie wyglądasz na taką co się maluje... Pirat brzmi śmiesznie, ale chyba właśnie to wybiorę, bo nie byłaś w związkach, jesteś za bardzo zamknięta.
- Shit, dobra jesteś!
- Ale, szczerze? Nie byłaś nigdy w związku?
- Nie. A ty?
- W sumie też nie.
- Jak? Każdy chłopak się za tobą ogląda na korytarzu!
- Możliwe. Ale żaden nie w moim typie. Każdy jakiś nie taki...
- Oglądałaś się w ogóle kiedyś za jakimś?
- Nie. Nie chciałam. A ty?
- Na mnie nikt nie zwróciłby przecież uwagi.
- Co ty mówisz? Justin jest zakochany po uszy!
- To mój kumpel, nie chciałabym z nim być.
- Życie jest ciężkie, hm?
- Jeśli jesteś obok niech się dzieje co chce.
- Ta. Czasem nawet bardzo.
- Dużo przeżyłaś, co?
- Niestety. Kiedyś ci opowiem.
Po jakiś dziesięciu minutach śmiechu Rachel rozejrzała się i uśmiechnęła.
- To nasza stacja!
- Co?
- Wyskakuj! Szybko!
- Pojebało?
- Pomóc ci?
- Że co?!
Nagle blondynka chwyciła Chloe za rękę i pociągnęła ją za sobą, wyskakując. Dziewczyny szły przez wąską ścieżkę w jakimś lesie. Chloe nigdy tam nie była. Dziwiło ją to, że Rachel tu przychodzi. Bardziej sądziłaby, że siedzi przy książkach lub w teatrze. Cóż, pozory mylą.
W końcu dotarły na miejsce. Był to punkt obserwacyjny. Tradycyjnie. Jakiś pomnik człowieka, o którym nikt nie mówi, niektórzy nawet nie wiedzą kim jest, ławki, stół piknikowy. Te wszystkie elementy nie interesowały blondynki. Jej uwagę przykuwał jedynie punkt, przy którym można było obserwować park z bliska. Gdy obie podeszły do lunety, Rachel wrzuciła monetę dwudziestu pięciu centów, jednak urządzenie nie zadziałało.
- Shit! - krzyknęła i kopnęła w metalową konstrukcję.
- To chyba nie działa - powiedziała z sarkazmem Chloe.
- Ta.
- Po co ci to?
- Kolejna fajna gra - blondynka rozłożyła ręce, jakby było to oczywiste.
- Dużo masz ich jeszcze w zanadrzu?
- Całe mnóstwo, skarbie.
Na ostanie słowo, wypowiedziane przez złotowłosą serce drugiej zaczęło bić coraz szybciej. Rachel robiła się coraz ważniejsza dla szatynki. Coraz bardziej ta chciała być blisko niej i już nigdy jej nie opuszczać. Powoli dochodziło do niej, że może Rachel naprawdę się z niej się wyśmiewa, tylko najzwyczajniej chce się zakolegować. Że może zobaczyła w Chloe, coś czego nie widziała nigdzie indziej. Nie mniej jednak w tamtej chwili dziewczyna zauważyła jak blondynka na nią wpływa. Zobaczyła w niej nadzieję na lepsze życie.
Szatynka nie zwlekając, sama postanowiła zająć się problemem. Żwawo podeszła do uszkodzonej maszyny i usiłowała otworzyć ją rękami.
- Prędzej połamię sobie palce.
Po jeszcze dwóch próbach dziewczyna podeszła do Rachel.
- Masz może coś wąskiego? Może nóż, scyzoryk?
Dziewczyna lekko się zaśmiała. Nie miała w normie nosić przy sobie jakiś ostrych narzędzi.
- Może być pilniczek? - lekko się uśmiechnęła.
- Zobaczy się.
Jednak i to nie zdało testu.
- Cholera, no!
Chloe zaczęła szukać po parku czegokolwiek mocnego, co nie połamie się przy najmniejszej sile. Przechodząc koło jednej ławki zauważyła małą, metalową tabliczkę, przykręconą do jednego ze szczebli.
- Bingo!
Sprawnie odkręciła poluzowany już kawałek metalu, wcześniej otrzymanym od Rachel pilniczkiem.
- Mam cię!
Wzięła wcześniej wspomniany przedmiot do prawej ręki i podeszła do lunety. Sprawnie Otworzyła ustrojstwo i wzięła monetę w dłoń. Podeszła do blondynki pokazując jej zdobycz.
- Jak?
- Czary, skarbie - na te słowa Rachel lekko się zarumieniła. To był przyjemny widok dla Chloe.
Szatynka podała jej pieniążek, a ta od razu wrzuciła go do działającej maszyny.
- To jak się nazywa ta gra?
- A no tak... W sumie sama ją wymyśliłam i nie nazwałam... Mniejsza o to. Chodzi w niej, żeby za pomocą tego czegoś - blondynka wskazała na punkt widokowy - obczajać ludzi i mówić co w tym momencie myślą.
- Okej, spróbujmy.
Obie podeszły do metalowego przedmiotu i razem spojrzały przez szkła, dzieląc się nimi na pół, tak, że każda widziała jednym okiem.
W pierwszej kolejności ich uwagę przykuła biegająca kobieta.
- "Trzeba dbać o formę! A w domu znów wpierdzielę kilka paczek chipsów!" - krzyknęła Chloe.
- Kreatywnie! A patrz tamtego! - rzuciła blondynka przemieszczając miejsce, na które spoglądały. Teraz wskazała na starszego pana wspinającego się po drzewach - "Wiewiórki, wiewiórki! Dziadziuś już do was idzie!" - Obie wybuchły śmiechem.
Nagle Rachel tak bardzo zmieniła się przesunęła do szatynki, że ta poczuła jej dotyk na łokciu. Po plecach przeszedł jej lekki, ale przyjemny dreszcz.
- Boże, ale ona zajebiście pachnie...
Nagle wzrok dziewczyn skierował się w kierunku jakiejś pary, przytulającej się pod starym drzewem.
- "Popatrzcie na mnie, umiem poderwać faceta w trzy sekundy!" - rzuciła Chloe.
Kiedy chciała popatrzeć na Rachel, nie zobaczyła jej już blisko siebie. Stała ona odwrócona od dziewczyny, z rękami skrzyżowanymi na piersi.
- R-Rachel? Coś się stało?
- Nie. Chodźmy już.
- Um, okej?
Szły w ciszy. Z nogi na nogę. Nagle blondynka chwyciła swoją towarzyszkę za rękę i weszła na jedną szynę torów. Chloe zrobiła to samo. Szły tak podtrzymując się nawzajem. To było wspaniałe uczucie dla szatynki. Nie spodziewała się czegoś takiego po złotowłosej. Nagle uwagę dziewczyny złomowisko. To samo na którym często bywała.
- Wstąpimy?
- Tu? Boję się trochę tego miejsca...
- Byłaś tu wczoraj.
- W sumie. Nie wiem czemu się boję, powinno mi się dobrze kojarzyć.
- Dlaczego?
- Bo poznałam tu ciebie - blondynka spojrzała nieśmiało w oczy drugiej.
Ona nieśmiało się uśmiechnęła.
Gdy doszły już na miejsce, w którym szatynka najczęściej bywała, obie usiadły.
- Co się stało tam na górze? - bąknęła. Rachel nie odpowiedziała - Rach?
- Nie twoja sprawa... - burknęła.
Nagle Chloe wstała i wzięła w ręce kij bejsbolowy.
- Chcesz coś rozwalić? Ulży, próbowałam.
Dziewczyna wzięła kawałek drewna w ręce. Uśmiechnęła się i wyrzuciła go za siebie.
- Hej, co jest z tobą?
- Co cię to obchodzi?!
- Jasne, co taką zjebaną dziewczynę jak ja może obchodzić życie tej zajebistej?! Tej, która ma mega świat i nawet nie wie jak ma w nim dobrze?! O to ci chodzi?! Łażę za tobą cały dzień i robię wszytko, żeby zobaczyć twój uśmiech, a nie potrafię powiedzieć co czuję i za kogo się uważam!
- A niby co czujesz?!
- Jakby, przyjaźń, ale... trochę więcej niż przyjaźń... - nagle jej głos złagodniał - Wiesz co? Zapomnij! Wiedziałam, że nie polubisz kogoś takiego jak ja... Możesz wracać do Victor'ii, droga wolna!
- Ch-Chloe... J-ja nie wiem co powiedzieć...
- Rachel, ja po prostu nie chcę spieprzyć kolejnej rzeczy, nie chcę stracić kolejnej tak ważnej dla mnie osoby... Każdy mnie zostawia bez słowa i odchodzi daleko ode mnie... Miałam nadzieję, że chociaż ty... No wiesz, zostaniesz...
Nagle blondynka podeszła do Chloe i otarła jej łzy.
- Chloe, ja... ja muszę się zastanowić... Idę.
Mimo wszystko dziewczyna nie zostawiła szatynki. Schowała się za jakimś starym samochodem i obserwowała ją. Chloe stała oszołomiona sytuacją. Nagle padła na kolana płacząc tak samo, jak w dniu kiedy dowiedziała się, że jej ojciec umarł. Mimo wcześniej wypowiedzianych słów, teraz Rachel ściskało serce. Chciała do niej podbiec i czule ją przytulić. Już miała to zrobić, jednak ta wstała i smętnie poszła w przeciwnym kierunku. Złotowłosa nie zwlekając, po cichu podążała za nią.
W końcu Chloe natrafiła na auto. Wydawałoby się, że zwykłe, stare, zardzewiałe, ale w szatynce obudziło wspomnienia. Przypomniał jej się tata, prowadzący pojazd i śmiejący się razem z nią z najmniejszych rzeczy.
- T-tato? - powiedziała cicho - Tato? - powtórzyła.
Dziewczyna podeszła do samochodu, położyła nadgarstki na wygiętej masce i po chwili, z całych swoich sił uderzyła w nią. Potem po raz kolejny, kolejny i... kolejny. W końcu, z bezsilności trzasnęła plecami o ziemię. Rozpłakała się jeszcze mocniej niż przed chwilą. Wciąż obserwującej to zdarzenie Rachel, po policzku spłynęło kilka szczerych łez. Wtedy zauważyła jak bardzo skrzywdziła szatynkę. W tamtym momencie poczuła do niej coś więcej niż przyjaźń. Słyszała jak Chloe wyje z rozpaczy, ci jakiś czas powtarzając słowo "tato". Widziała jak skręca się z bólu w sercu, jak połyka łzy, jak cierpi. W końcu wybuchła. Czym prędzej podbiegła do Chloe. Usiadła na kolanach, tuż przy niej. Ona nawet nie zobaczyła tego. Dopiero kiedy blondynka złapała ją za talię, potem za żuchwę, szatynka spojrzała w jej niebieskie oczy.
- R-Rachel...?
- Już ciiii, już jest dobrze.
- Tak bardzo tęsknie, tak cholernie cholernie bardzo za nim tęsknie!
- Wiem, Chloe. Wiem...
- Nie zostawiaj mnie już, proszę.
- Nie zostawię.
Po tych słowach blondynka złożyła na spuchniętych ustach przyjaciółki krótki pocałunek. Chloe zdziwiona jak nigdy, po chwili odwzajemniła go.
CZYTASZ
she was my angel // amberprice
FanficNie widziała już nadzieji i bezmyślnie, z fajką w ręku snuła się po torach. Słyszała dźwięcznie pociągu, ale nie zmieniała pozycji. Spadała w odchłań dymu nikotynowego i zapominała poprzedni świat. Nagle coś zaczęło ciągnąć ją w stronę światła.