Tak jak chciała Rachel, nastolatki zostały w domu. Jako, że, wróciły o ósmej dwadzieścia, były jeszcze trochę zaspane. Nie zauważyły nawet, kiedy, wtulone w siebie, zasnęły. Chloe czule trzymała przyjaciółkę w żelaznym uścisku, a ta swoją lewą ręką oplatała towarzyszkę w talii, delikatnie ją przytulając.
Tak spiąć w najlepsze, do pokoju szatynki wpatowała jej matka. Bez jakiegokolwiek trzasku weszła do pomieszczenia, jakby spodziewała się, iż dziewczyny zasnęły. Gdy przekroczyła próg drzwi i zobaczyła te dwie, śpiące, słodko przytulone i wyglądające na tak bardzo szczęśliwe, automatycznie, szeroko się uśmiechnęła, a w jej oku pojawiła się łza. Dawno nie widziała u swojej córki szczerej radości na twarzy, a przy Rachel, ten obraz, za którym tak tęskniła, nareszcie się pojawiał. Joyce widziała jak mocno jej córka obejmuje przyjaciółkę. Ten widok bardzo ją rozczulał. Przypominały się jej dawne lata, gdy widziała jak Chloe, tak samo przytula swojego ojca. Ta niepozorna, złotowłosa dziewczyna sprawiła, że kobieta znów zobaczyła radość na twarzy szatynki. To niby malutki, nic nie znaczący gest, jednak jeśli przez około trzy lata, nie widzi się go, zaczyna się coraz bardziej tęsknić. Ona właśnie najbardziej pragnęła znów zobaczyć to szczęście, nie musiało być skierowane w jej stronę, byle żeby było. Mimo, że nastolatka w to wątpiła, Joyce bardzo ją kochała. Dziewczyna była jej światem. Jedyną osobą, która nie opuściła jej doszczętnie.
Patrzyła na nastolatki jakieś trzydzieści sekund, chciała jak najlepiej zapamiętać ten uśmiech Chloe, nie wiedziała kiedy znów będzie miała okazję go ujrzeć. Nie chcąc ich obudzić, bezszelestnie zamknęła drzwi i wróciła do swoich obowiązków.
Ich drzemka trwała dobre dwie godziny. Słońce zdążyło już całkowicie wyjść spoza linii horyzontu. Przedpołudniowe światło padało na twarz szatynki. Powili zaczęła wybudzać się z twardego snu. Otwierając oczy, poczuła ten piękny zapach, który bił od Rachel. Jej pojedyncze włosy, muskały jej policzki. Czuła oddech blondynki na szyi. Był taki ciepły i przyjemny. Chloe miała poczucie, że stanowi dla przyjaciółki pewny rodzaj bezpieczeństwa. Że przy niej, w jej objęciach, nie musi się bać. Niczego. Spała tak mocno w nią wtulona. Tak jakby już nigdy nie chciała się stąd ruszać.
Szatynka rozejrzała się po pokoju, nie zmieniając pozycji. Nie wiedziała, jak długo spała. Nie interesowało jej to jednak za bardzo. Popatrzyła czule na towarzyszkę, delikatnie odgarniając jej włosy w twarzy. Chcąc ją obudzić, złożyła na jej ustach delikatny i krótki pocałunek. Blondynka obudziła się, bo wyraźnie oddała gest, jednak nie otworzyła oczu, nic nie powiedziała ani nie ruszyła się.
- Wiem, że nie śpisz, idiotko - zaśmiała się Chloe.
- Jak mogłaś się domyślić? - odpowiedziała ironicznie.
- To nie było trudne. Najzwyczajniej chęć ponownego pocałowania mnie była silniejsza.
- I mnie rozgryzłaś! - parsknęła - która godzina?
- Coś około dziesiątej trzydzieści.
- Tak wcześnie...?
- Myślałaś, że prześpimy cały dzień?
- Miałam cichą nadzieję... Chociaż dobrze, że mnie obudziłaś, zgłodniałam.
- To chodź, moja mama powinna jeszcze być w domu.
Powoli i ociężale wstały z łóżka i skierowały się w stronę kuchni. Słychać było krzątanie się Joyce po pomieszczeniu. W powietrzu unosił się zapach naleśników i owoców.
- Chyba twoja mama nas wyprzedziła.
- Na to wygląda.
Gdy zeszły już na parter, obie zauważyły matkę Chloe, smażącą kolejne pancake'i.
- Cześć, mamo - burknęła z wymuszonym uśmiechem szatynka.
- Dzień dobry - odezwała się nieśmiało Rachel.
- Hej, zakochańce - powiedziała lekko ironicznie. Chloe parsknęła śmiechem, a blondynka zarumieniła się.
- Ślicznie to pachnie - uśmiechnęła się złotowłosa, czując zapach potrawy.
- I z tego co wiem, dobrze smakuje - odpowiedziała Joyce.
- To napewno.
- Usiądźcie przy stole, zaraz wam wszytko podam.
- Może w czymś pani pomóc?
- Nie, spokojnie. Poradzę sobie.
Chloe z naburmuszonym wyrazem twarzy, kołysząc się, doszła do stołu, przy którym usiadła. Na przeciwko niej, usadowiła się Rachel. Uśmiechały się do siebie, nic nie mówiąc. Z perspektywy osoby trzeciej, musiało wyglądać to dość komicznie.
Po chwili Joyce przyniosła na stół stos naleśników wraz z owocami i syropem klonowym. Rachel widząc ilość pancake'ów zaświeciły się oczy. Niewiele myśląc, od razu nałożyła sobie jednego na talerz, oblewając go słodką cieczą i nabierając na widelec sezonowe owoce. Wyjątkowo, Chloe również miała tego dnia apetyt. Najczęściej nic nie jadła, tylko dłubała coś w jedzeniu. Przy nakładaniu na ceramiczne naczynie już trzeciego naleśnika, blondynka przesiadła się koło niej.
- Za daleko byłam? - parsknęła Chloe.
- Nie, po prostu teraz łatwiej będzie mi podbierać ci wszytko z talerza - uśmiechnęła się sarkastycznie.
- A miałam nadzieję, że tak mnie kochasz, że chcesz być jak najbliżej... - droczyła się szatynka.
- Wątpisz w to?
- Sama przed chwilą zaprzeczyłaś!
- A może chęć podbierania ci naleśników, tylko w połowie była powodem zmiany miejsca?
- Bardziej byłabym skłonna powiedzieć, że w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach.
- Nah... Nie prawda!
- Prawda, prawda! - Chloe wzięła trochę bitej śmietany na na palec i wysmarowała nią czubek nosa przyjaciółki - słodko tak wyglądasz.
- O patrz! - Rachel wskazała w stronę dużego okna, a podczas nieuwagi szatynki nabrała na całą dłoń, dość dużą porcję śmietany i gdy Chloe już miała na nią spojrzeć, cisnęła jej nią w twarz.
- Rachel! Zabiję cię! - krzyczała śmiejąc się.
- Tak jak dzisiaj rano? - uśmiechnęła się zadziornie.
- Gorzej - i po tym słowie, zerwała się z krzesła i zaczęła gonić przyjaciółkę po całym parterze. Blondynka biegała wokoło kanapy, Chloe nie była w stanie jej złapać. Nagle, z pierwszego piętra zeszła Joyce. Widząc córkę, zaczęła serdecznie się śmiać. To wytrąciło złotowłosą z baczności i po chwili szatynka była już przy niej, chwytając ją za uda i podnosząc do góry, prawie po sufit.
- Wariatko, puść mnie! - śmiała się.
- Magiczne słowo!
- Abrakadabra!
- Błąd - parsknęła, zaczynajac biegać i Rachel na rękach.
- Em... To może... - zastanawiała się nad czymś dobrym - ...kocham cię?
Szatynka stanęła i teraz trzymała przyjaciółkę za talię. Ta oplotła ją nogami.
- Na to czekałam - wyszeptała, wpijając się w jej usta.
Na całe zajście patrzyła matka dziewczyny, opierająca się o ścianę. Lekko się uśmiechała. Nigdy nie wyobrażała sobie Chloe w taki sposób, ale wiedziała, że teraz jest szczęśliwa, nie chciała tego psuć. Ani jej, ani Rachel. Jej też przyjemnie patrzyło się na szatynkę, nareszcie z uśmiechem na twarzy. Nawet jeśli wywoływał go pocałunek z Rachel.
Nastolatki zupełnie nie przejmowały się kobietą, zapatrzoną w ich świat. Nie krępowały się pogłębiać pocałunku. Było to dla nich tak normalne, że nikt nie zdołałby tego zniszczyć.
- Wszystko pięknie, ładnie - przewala Joyce, a nastolatki niechętnie zakończyły pocałunek - ale trzeba to posprzątać - wskazała na stół, umazany śmietaną.
- Mhm... - mruknęła Chloe, odstawiając przyjaciółkę na ziemię.
- Cała się kleisz! - zaśmiała się Rachel.
- Ciekawe dlaczego...?
- Też się zastanawiam...
- Tym razem umyję się w cieplej wodzie!
- Nie bądź taka pewna!
- Tylko spróbuj!
- Już się boję.
Dziewczyny podeszły do zlewu, na którym leżały dwie ścierki. Sprawnie uporały się z lepiącym blatem. Po wytarciu stołu, nastolatki, wraz z Joyce usiadły na kanapie, wciąż śmiejąc się z Chloe. Szatynka swoją głowę położyła na udach przyjaciółki, która wokół palca zawijała jej posklejane włosy.
- Pięknie wyglądasz, Chloe - śmiała się jej matka.
- Zacznę stosować śmietanę na codzień - parsknęła.
- Może ja tez powinnam wypróbować? Pewnie fajna odżywka - blondynka uniosła jedną brew.
- Jasne, następnym razem to ty dostaniesz nią z liścia!
- I wtedy to ja cię zabiję.
- Tak jak ja ciebie? - uśmiechnęła się zadziornie.
- Gorzej.
- Nie mogę się doczekać! - parsknęła - mamo, kup zapas śmietany!
- Ale w te swoje odżywki będziecie się bawić na dworze - kobieta oparła głowę o rękę.
- Nie obiecuję.
- Eh, Chloe - kąciki jej ust lekko się uniosły - ładnie razem wyglądacie.
- Widzisz, nie jesteśmy jedyne, które tak uważamy - szatynka przeniosła swój wzrok na złotowłosą.
- Krótko się znacie, prawda?
- Tak, ale to chyba nie problem - dziewczyna uniosła lewą brew.
- Skądże. Tak pytam. Nigdy nie widziałam osób, które po kilku dni znajomości już zdążyły się zakochać.
- Ja mam takie uczucie, jak byśmy znały się od zawsze, co nie, Rache?
- Dokładnie. Dziwne to.
- Dobra, słuchajcie, ja muszę jechać do knajpy. Nie rozwalcie domu! - na trzy ostanie słowa, serce szatynki zabiło mocniej i szybciej. Przypomniał się jej tata, gdy w dniu swojej śmierci powiedział to samo, tylko że wtedy była przy niej Max, obie były małe. Te trzy wyrazy wzbudziły w niej ogromne emocje. Kilka łez bezszelestnie spłynęło po jej policzku, jednak i blondynka i jej matka to zauważyły. Nic nie mówiąc, Chloe wtuliła się w Rachel, cicho szlochając i chowając twarz w jej włosy. Joyce była bardzo zdezorientowana, totalnie nie wiedziała z jakiego powodu jej córka w taki sposób zareagowała na zwykle zdanie. Blondynka natomiast domyślała się o co chodzi. Przyjaciółka opowiadała jej, że wciąż słabo radzi sobie z odejściem ojca. Bez jakichkolwiek pytań, mocno przytuliła Chloe.
- Ciii, już spokojnie - próbowała ją uspokoić.
- Rachel, ja tak za nim tęsknię - szepnęła przez łzy, jednak na tyle głośno, aby Joyce mogła to usłyszeć. Zrozumiała powód nagłego płaczu córki. Delikatnie pogładziła ją do plecach. Ona również czuła, że w jej oczach zbierają się łzy, jednak uspokoiła emocje i nie rozkleiła się.
Kilkanaście sekund później, Chloe uspokoiła się. Wzięła kilka głębokich wdechów, wytarła mokre policzki, a jej szybko bijące serce, powoli zaczęło normalnie pulsować.
Nastolatki pożegnały się z matką szatynki, a gdy kobieta wyszła, powędrowały do pokoju Chloe, gdzie zapomniały o całej sytuacji, która zdarzyła się w salonie.

CZYTASZ
she was my angel // amberprice
FanfictionNie widziała już nadzieji i bezmyślnie, z fajką w ręku snuła się po torach. Słyszała dźwięcznie pociągu, ale nie zmieniała pozycji. Spadała w odchłań dymu nikotynowego i zapominała poprzedni świat. Nagle coś zaczęło ciągnąć ją w stronę światła.