Noc minęła nastolatkom bardzo przyjemnie. Do drugiej pogrążały się w namiętnych pocałunkach i nie zauważyły kiedy minęło te kilka godzin. Był to dla nich wymarzony czas, o którym marzyły już od tak dawna. Tak naprawdę, nie było to nic wielkiego, ograniczyły się głównie do pocałunków. Mimo wszystko, żadna nie żałowała. Obie zapomniały, że znają się tylko trzy dni, nie obchodziło je, czy czasem ich ktoś nie zobaczy i nie zacznie plotkować. Dla nich, najważniejsza była ta druga, a inne osoby, nie wywierały na nich żadnej presji, miłych czy mniej przyjemnych uczuć. To wyglądało jakby cały świat zniknął, lub one zostały wymazane z realiów. Z wzajemnością uzależniały się od siebie w każdej kolejnej minucie spędzonej razem. Ta noc mocno je zbliżyła. Do tej pory Rachel jeszcze minimalnie trzymała szatynkę na dystans, jednak po tym czasie, który spędziły w jej domu, nie było go już wcale. Teraz i ona w stu procentach pokochała przyjaciółkę i już nigdy nie chciałaby jej opuszczać.
Te trzy dni. Krótkie i tak naprawdę zwykłe, jednak nie dla Chloe. Nawet osoba, która znałaby ją dzień przed tym, jak ta poznała złotowłosą, bez problemu stwierdziłaby, że zmieniła się nie do poznania. Ona najzwyczajniej pokazywała jej świat od dobrej strony, pomagała z problemami, dawała pewność, że zostanie. Szatynka zapominała już o ojcu, Max i matce. Od tych trzech lat potrafiła zapomnieć. Dzięki Rachel. Nauczyła się, nie patrzeć w przeszłość, tylko czekać co dalej się stanie. Przywróciła w wiarę w lepsze jutro i pokazała, jak bardzo nieprzewidywalne jest życie.
Chloe otworzyła oczy jeszcze przed zadzwonieniem budzika. Sprawdzając godzinę, spostrzegła, że jest szósta. Wyłączyła dzwonek, aby sama mogła obudzić towarzyszkę. Ta jeszcze spała. Delikatnie okryta kocem, który zasłaniał tylko jej uda. Jej włosy były w nieładzie, a jej usta lekko rozchylone. Od wczorajszych igraszek, dziewczyna została w samym staniku i krótkich spodenkach od piżamy. Promienie światła padały na jej idealne ciało i twarz. Jedną rękę miała ułożoną nad głową, na poduszce. Wyglądała tak słodko. Tak niewinnie. Tak idealnie. Według szatynki ona zawsze była idealna. Pod każdym względem, zawsze.
Lekko przesuwając się do blondynki, Chloe położyła swoją dłoń na jej żebrach. Miała tak bardzo gładką i aksamitną skórę. Szatynka zbliżyła się jeszcze bardziej, aż w końcu złożyła na ustach Rachel delikatny pocałunek. Złotowłosa nie otworzyła oczu, jednak wyraźnie oddała gest. Jej towarzyszka mruknęła lekko z zadowolenia. Nagle przeniosła swoją rękę na policzek przyjaciółki. Opierając się na łokciach, wisiała nad nią, coraz mocniej ją całując.
- Hej, śliczna - powiedziała cicho, odrywając się od niej.
- Cześć, wariatko - rzuciła, lekko otwierając oczy.
- Mogłabym mieć takie poranki codziennie.
- Ja też nie narzekam - odpowiedziała, delikatnie się uśmiechając.
- Chyba powinnam być ostrożniejsza, coraz bardziej cię kocham, Rachel.
- Z wzajemnością, nie martw się - jako odpowiedź, blondynka otrzymała szczery uśmiech towarzyszki.
- Jak się spało? - spytała szatynka.
- Wygodnie. Tym bardziej, że pół nocy spałam wtulona w ciebie. Chciałabym cofnąć czas i przeżyć to jeszcze raz - dziewczyna przejechała kciukiem po dolnej wardze Chloe. Nagle ta chwyciła ją za talię i obróciła się w taki sposób, że teraz to złotowłosa była nad nią.
- Obiecuję, że jeszcze nie raz przeżyjesz lepsze noce ze mną.
- Da się? - droczyła się, bawiąc nie jej ramiączkiem od stanika i minimalizując odległość między nimi.
- Wątpisz? - uśmiechnęła się zadziornie.
- Skądże. Jakbym w ogóle śmiała? - szepnęła, ciągnąc górną cześć bielizny Chloe, w kierunku łokcia.
- Mam taką nadzieję - rzekła cicho, wsuwając jeden z kosmyków jej włosów za ucho - nie wierzę, że takie chodzące piękno, było w stanie mnie pokochać.
- Posłuchaj - nagle spoważniała - w pięknie nie chodzi o to, jacy jesteśmy na zewnątrz, ale jacy jesteśmy w środku. A wygląd to tylko odzwierciedlenie, albo zmyłka. Ale przecież ty jesteś tak wspaniałą osobą. A ludzie, którzy się odwrócili są najzwyczajniej głupi, bo nie wiedzą co stracili. I Chloe... Proszę, uwierz mi. Jesteś naprawdę bardzo wartościowa i... Widzisz? Nawet nie wiem jak to opisać. Po prostu cię kocham i już nie wyobrażam sobie bez ciebie życia.
- R-Rachel... Ty tak na poważnie? - zapytała zdziwiona.
- Jak najbardziej. Chcę tylko, żebyś zobaczyła, jak bardzo zajebista jesteś. W końcu mi się uda, a ty nawet nie zauważysz - rzuciła zalotnie.
- Geez... Nie wiem co powiedzieć... - jąkała się przez chwilę - Jezu, Rachel, jak ja cię kocham!
- Ja ciebie też, wariatko - po wypowiedzeniu ostatniego słowa, blondynka przyssała się do warg Chloe, umieszczając swoją dłoń na jej szyi. Druga cały czas wędrowała po jej ramieniu, zadziornie bawiąc się ramiączkiem, które już dawno przekroczyło granicę łokcia. Pocałunek ten nie był długi, jednak dość namiętny i wypełniony miłością. Prawdziwą i szczerą miłością.
- Czas iść się szykować, jest szósta piętnaście - rzuciła Rachel.
Po tych słowach, szatynka chwyciła ją za rękę i przyciągnęła do siebie.
- Na pewno musimy tam jechać...?
- Chloe, wiesz, że chcę to wyjaśnić. Poza tym... Dzisiaj jest piątek, więc zostanę jeszcze na weekend. Wszystko się nadrobi, cierpliwości - dziewczyna lekko pocałowała szatynkę w policzek - Dobra idę się umyć i trochę ogarnąć.
- Nie siedź za długo, też chcę! - krzyknęła, gdy ta już przekraczała próg jej drzwi.
- Jasne, jasne!
Chloe tylko pokręciła z uśmiechem głową i walnęła się na łóżku, odpalając skręta.
- Jakie ja mam szczęście. Poznałam Rachel Amber, żeby tego było mało, zakochałam się w niej, a ona we mnie. Patrząc na to teraz, Max chyba nie była prawdziwą przyjaciółką. Opuściła mnie i przez te trzy lata, jakby zniknęła. Prawdziwi przyjaciele tak nie robią. Nawet Rachel, którą znam niecałe cztery dni jest bardziej wierna, a przynajmniej tak mi się wydaje. Jezu, to tylko cztery dni, a czuję jakbyśmy znały się całe życie. Ona jest mi tak bliska, tak bardzo jej potrzebuję, ona podtrzymuje mnie przy życiu. Tak bardzo chcę znów posmakować tych jej ust, dotknąć tej jedwabnej skóry albo włosów. Czuję, że zakochuję się w niej coraz bardziej i wydaje mi się, że i ona ma to samo. Sama to potwierdziła, po co miałaby kłamać? Ale mimo tego, że obie kochamy się cholernie mocno, to chyba bardziej komfortowo, na ten moment, czułabym się jako jej przyjaciółka a nie dziewczyna, ale jeśli się kogoś kocha, to chyba nie ma znaczenia, prawda? Ważne jest uczucie i jego wzajemność. I zaufanie, wierność. Czyli niczego mi nie brakuje. Mam swojego anioła, swojego stróża, który czuwa nad moim szczęściem i bezpieczeństwem. Gdzieś tam jest też tata. Wiem, że na mnie patrzysz, doglądasz jak mi się układa. Max napewno czasem też mnie wspomni... Chociaż, ona akurat pewnie ma ciekawsze rzeczy do roboty. Walić to, nie potrzebuję jej. Mam Rachel. Wiem to, wiem, że ona mnie nie zostawi, nie to co Max.
Podczas tych wszystkich myśli, przeplatających się przez głowę Chloe, blondynka zdążyła się ogarnąć. Weszła do pokoju w samej bieliźnie i flanelowej, niebieskiej koszuli w kratę, zarzuconą na barki. Gdy szatynka spojrzała na towarzyszkę, zrobiło jej się gorąco. Automatycznie lekko się zarumieniła.
- Uważaj, bo ci oczy wyskoczą - zaśmiała się, zauważając minę dziewczyny.
- Po prostu wyglądasz... - zaczęła się jąkać.
- Seksownie? - parsknęła ironicznie.
- Tego słowa mi brakowało - lekko się uśmiechnęła.
- Dobra, czarusiu. Idź też już się ogarniaj, nie chcę się spóźnić.
- No dobrze, już dobrze... - dziewczyna wstała, a gdy przechodziła koło blondynki, przejechała opuszkami palców po jej plecach, co u tej spowodowało dreszcze.
Chloe weszła do łazienki i powędrowała w kierunku prysznica. Zrzuciła z siebie piżamę i stanęła pod słuchawką. Puszczając wodę przeszedł ją dreszcz. Ciecz była lodowata, nawet po pół minucie nie stała się chociaż trochę cieplejsza. W mgnieniu oka, szatynka umyła się, aby tylko mogła już okryć się ręcznikiem. Stając przed lustrem, zauważyła swoje sine wargi.
- Rachel, zabiję cię! - krzyknęła, aby ta mogła ją usłyszeć.
- Co znowu? - burknęła, wychodząc z pokoju Chloe.
- Zużyłaś całą ciepłą wodę! -rzuciła z grymasem na twarzy.
- Ups... Sorki... - powiedziała lekko sarkastycznie.
Szatynka tylko przewróciła oczami i wróciła do porannej toalety. Umyła zęby. Przeczesała włosy i założyła na siebie bieliznę. Następnie poszła do swojego pokoju, po dalsze części garderoby. Rachel wciąż była w tym samym ubiorze, co wcześniej. Widząc przyjaciółkę lekko przygryzła dolną wargę. Chloe podeszła do swojej szafki. Zaczęła szperać w bluzkach, aż niespodziewanie, poczuła dłonie blondynki na swojej talii. Na ten gest lekko się wzdrygnęła. Czuła jak Rachel mocno ją przytula. Ona była taka ciepła. Taka przyjemna.
- Faktycznie chyba zużyłam ciepłą wodę... Chłodna jesteś...
- Co ty?
- Ej no, nie gniewaj się...
- Jakbym w ogóle śmiała? - uśmiechnęła się pod nosem - chodź, pomóż mi coś wybrać.
Ta tylko lekko się zaśmiała i również podeszła do szafki. Wybrała dla Chloe czarną bluzkę z punk'owym, charakterystycznym "A" i przetarte jeansy. Pokazując cały strój przyjaciółce, ta zauważyła sine usta szatynki, które do tej pory nie nabrały naturalnej barwy.
- Ale masz fioletowe wargi, zmarzluchu! - zaśmiała się.
- Dzięki tobie. Następnym razem, to ciebie to czeka! - rzuciła ironicznie.
- Ale nie gniewasz się, prawda? - zrobiła słodką minę.
- Powiedzmy, że mi to jakoś wynagrodzisz.
- Powiedzmy, że zrobię to od razu.
I nie czekając na odpowiedź, złożyła na ustach Chloe delikatny pocałunek, który dziewczyna od razu odwzajemniła.
- Okej, powiedzmy, że jestem usatysfakcjonowana.
- Cieszę się.
Patrząc na godzinę, szatynka spostrzegła, że jest za piętnaście siódma.
- Ubieraj się, mamy kwadrans.
- Tylko?
- Tylko.
Rachel w mgnieniu oka ubrała się w bordową bluzkę, na to zarzuciła wcześniej wspominaną, niebieską koszulę. Wciągnęła też na siebie czarne jeansy. W pięć minut zrobiła lekki makijaż i skierowała się w kierunku drzwi.
Obie wyszły przed dom i czekały na Joyce i rodziców blondynki.

CZYTASZ
she was my angel // amberprice
FanfictionNie widziała już nadzieji i bezmyślnie, z fajką w ręku snuła się po torach. Słyszała dźwięcznie pociągu, ale nie zmieniała pozycji. Spadała w odchłań dymu nikotynowego i zapominała poprzedni świat. Nagle coś zaczęło ciągnąć ją w stronę światła.