Rozdział 7: Bo potrzebowałam osoby, która będzie mnie kochać

219 9 0
                                    

Po usłyszeniu prawdy, szatynka zastygła. Nie wierzyła w to, co właśnie usłyszała. Bała się. O Rachel. Bała się, że dziewczyna coś sobie zrobi. Że się zmieni. Przez jej głowę przeplatały się najgorsze scenariusze. Rozmyślenia przerwał dzwonek do drzwi.
- To pewnie twoja mama, Chloe - powiedziała spokojnie Rose.
- Ta, pewnie tak - odburknęła pod nosem.
- Pójdziesz, proszę, po Rachel?
- Mhm, jasne.
Dziewczyna udała się na górę, gdzie znajdował się pokój jej przyjaciółki. Chwytając za klamkę, trochę bała się, co zastanie. Przekraczając próg, zobaczyła blondynkę, leżąca na łóżku. Delikatnie pociągała nosem i co jakiś czas ocierała łzy z policzków.
- Hej, śliczna... Nie płacz - Chloe podeszła do niej.
- Ja nie wiem co mam myśleć. Całe moje życie było... kłamstwem - rzuciła nie zmieniając pozycji.
- Rachel, to się ułoży. Masz mnie, tak?
- Tak, wiem. Tylko... Moi rodzice. Oni cały czas mnie okłamywali. Najbliższe mi osoby, tchórzyły mi prosto w twarz. Nic mnie nie trzyma w tym miejscu, poza tobą, Chloe. Gdyby nie ty, nie wiem co by się ze mną działo.
- Tak mi przykro... Wiem jakie to uczucie. Sama przecież nie mam rodziców.
- Masz mamę.
- Która ma mnie w dupie.
- Nie mów tak, jej też jest ciężko. Straciła męża. Nie tylko ty czujesz ten ból. Zrozum ją.
- Chyba masz trochę racji... Jezu, moje życie jest jedną, wielką porażką, ja jestem jedną, wielką porażką!
- Chloe! - blondynka usiadła - nie próbuj ani razu więcej tak o sobie mówić! Jesteś wspaniałą osobą, z cholernie ciężką przeszłością, a jednak ocaliłaś mi życie! Zrozum wreszcie, jak bardzo wartościowa jesteś i jak wiele znacznych dla niektórych ludzi. To nie ty jesteś porażką, to świat nią jest, że uwziął się akurat na ciebie. Chloe, jesteś najlepszą osobą, jaką było mi dane znać.
- R-Rachel... Ja nie wiem co powiedzieć...
- Nic nie musisz mówić, po prostu bądź.
I po tych słowach, blondynka wpiła się w jej usta, nie czekając na odpowiedź. Ta oszołomiona, poddała się emocjom i jeszcze bardziej pogłębiła pocałunek. Szatynka usiadła na łóżku przyjaciółki, a ta przesunęła się na jej kolana. Chloe totalnie zapomniała o problemach. O całym świecie. Dla niej liczyła się tylko ta niepozorna dziewczyna, która odmieniła jej świat na lepsze. Stworzyła nowy rozdział, który nabrał barw oraz tętnił miłością i szczęściem. Od trzech lat szatynka szczerze się uśmiechała i miała siłę wstać z łóżka. Rachel była jej oczkiem w głowie, z wzajemnością. Obie nie wiedzą jak, i dlaczego los chciał, żeby się poznały, ale teraz, po trzech dniach znajomosci nie wyobrażają sobie życia bez tej drugiej.
- Chodźmy, moja mama już jest - powiedziała Chloe, kończąc pocałunek.
   Trzymając się za ręce zeszły na dół i usiadły przy stole, razem z Joyce i rodzicami blondynki.
- Masz kłopoty w szkole - zaczęła matka szatynki - dyrektor Wells dzwonił do mnie z wyrzutem, że poszłaś z Rachel na wagary. Nie spodziewałam się czegoś takiego po tobie, myślałam ze jesteś rozsądniejsza.
- Więc chyba się co do mnie pomyliłaś.
- Chloe, posłuchaj.
- Nie, mamo, teraz ty słuchaj! Teraz zgrywasz idealną i kochającą, ale jak miałaś mnie w dupie przez te całe, pierdolone trzy lata to było okej! Jak szwendałaś się z tym Madsen'em po jakiś barach?! Myślisz, że jak ja się mogłam poczuć?! Przytoczę ci, jak gówno!
- Chloe...
- Tak samo jak zniknęłam, nie zdziwiło cię to, prawda? Przejmowałaś się tylko tym, że mam problemy w szkole! Miałaś gdzieś, że może mi się coś stało, że może potrzebuję twojego wsparcia... Myślałam, że po śmierci taty, chociaż trochę się postawisz w mojej sytuacji, wiem, że tobie też jest ciężko, ale to właśnie przez ciebie moje życie zmieniło się w jakąś szarą odchłań. I wiesz co? Nigdy nie myślałam, że osoba, którą zna się trzy dni może być dla mnie najważniejsza, a jednak. Dzięki Rachel umiem się teraz normalnie uśmiechnąć, funkcjonować... Bo potrzebowałam osoby w moim życiu, która będzie mnie kochać. Dzięki której będę miała po co wstać z łóżka. Ona przywróciła mi jakąkolwiek nadzieję. A co najważniejsze, pokazała, że masz mnie kompletnie gdzieś. I nawet nie próbuj mieć jej tego za złe. Bądź wściekła na siebie, że zostawiłaś mnie w tak trudnym dla mnie momencie. Kiedy potrzebowałam cię najbardziej. Przez ciebie przez te trzy pieprzone lata byłam na wyczerpaniu. Odliczałam następne minuty w nadziei, że coś się wydarzy. Że coś ruszy do przodu i zacznie być lepiej. Liczyłam na ciebie, zawiodłam się.
- Ch-Chloe, ja... Ja naprawdę nie wiem co powiedzieć... Nie wiedziałam...
- Wiesz, nic nie mów. Wyjaśnimy sprawę z Wells'em i po sprawie. Jutro wszyscy pojedziemy do szkoły i spróbujemy coś wymyślić, okej? Jak narazie i ja, i Rachel musimy odsapnąć. To chyba za dużo wrażeń jak na jeden wieczór. Nie obiecuję, mamo, że wrócę na noc, ale wątpię, żebyś się tym jakiś szczególnie interesowała. Jutro o siódmej będę przed domem, pasuje?
- T-tak - jąkała się Joyce.
- Super - odpowiedziała ironicznie jej córka.
   Razem z blondynką, powędrowała do pokoju przyjaciółki. Razem walnęły się na łóżko, wzdychając.
- Mocno po niej pojechałaś.
- Może sobie przemyśli - nagle dziewczyna parsknęła ironicznym śmiechem - co ja gadam, nie przemyśli. Nie wiem po ci mam tą nadzieję.
- Chloe, będzie lepiej, obiecuję.
- Z tobą może być tylko lepiej, śliczna - dziewczyna lekko się zarumieniła - tym bardziej, że za tydzień mamy już przerwę od szkoły.
- No tak, totalnie zapomniałam!
- Będziemy miały ponad miesiąc dla siebie. Będzie po prostu zajebiście!
- Nie ciesz się na zapas, mamy jeszcze jutro rozmowę z Wells'em... Mam nadzieję, że nas nie wyleje.
- Mi jakoś by to nie przeszkadzało.
- Ta, domyślam się. Co chcesz mu w ogóle powiedzieć?
- Będę improwizować.
- Tylko w miarę trzymaj fantazję na wodzy.
- Co masz na myśli? - dziewczyna uniosła jedną brew.
- Już dobrze wiesz, idiotko - blondynka uśmiechnęła się.
- Rachel?
- Tak?
- Gdzie dzisiaj śpimy?
- Możemy u ciebie?
- Mi pasuje. Tylko idźmy na piechotę, nie chcę jak narazie widzieć mamy na oczy.
- No okej. Pójdę powiedzieć rodzicom, zgodzą się. Możesz wyciągnąć torbę z szafy, spakuje sobie jakieś ciuchy na jutro.
- Jasne.
Po chwili blondynka wróciła z uśmiechem. Jej rodzice nie mieli nic przeciwko nocy u Chloe. Rozumieli jej pozycję i zdawali sobie sprawę, jak czuje się ich córka. Widzieli, że będzie potrzebowała trochę czasu, żeby to sobie poukładać. Uspokoić się.
- Dobra, wezmę tylko trochę ubrań i możemy zawijać.
Po chwili, bordowa torba była zapełniona. Blondynka przewiesiła ją przez ramię i poszła za Chloe, w stronę wyjściowych drzwi.
- Pa mamo, pa tato! - krzyknęła wychodząc.
- Pa, córeczko! Uważaj na siebie!

she was my angel // amberpriceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz