Rozdział 6: Teraz moja kolej

242 10 0
                                    

Rachel i Chloe szły z nogi na nogę, z zapasem czasu i bez zmartwień. Szły w ciszy. Trochę niezręcznej. Mimo wszytko kurczowo trzymały się za ręce, gdyby w razie próby ucieczki towarzyszki, ta nie mogła uciec. A przynajmniej tak to wyglądało. W końcu blondynka zaczęła rozmowę.
- Co ja im powiem...?
- Prawdę.
- Będą wkurzeni.
- A co masz powiedzieć? Że po prostu nagle naszło cię żeby nie wracać? Oni muszą wiedzieć, że coś jest nie tak. Chyba chcesz to wyjaśnić? Chcesz znać prawdę?
- Tak, tylko... - dziewczyna lekko zaszlochała - ja się po prostu boję, że stracę ich zaufanie, że...
- Pomogę ci, śliczna. Nie martw się już.
Na te słowa dziewczyna lekko się uśmiechnęła. Podeszła bliżej do Chloe i przepchnęła za jeden z budynków, znajdujących się wokół.
- R-Rachel? Coś się stało? - spytała zakłopotana.
Ta tylko uśmiechnęła się zadziornie i przycisnęła szatynkę do ściany. Chwyciła ją jedną ręką za talię, a drugą za szyję. Odległość między nimi powoli się zmniejszała aż w końcu zmalała
do ilości zerowej. Ich usta połączone zostały w namiętnym pocałunku. Chloe, nie zdziwiona postępowaniem przyjaciółki ułożyła swoje ręce na wysokości jej żeber. Obie mogłyby zatrzymać się w czasie i zostać tak na zawsze. Zafascynowane obecnością drugiej, zaczynały coraz mocniej pogrążać się w uczuciu, które je łączyło. Po czasie, który dla normalnego człowieka mógłby wydawać się wiecznością, a dla dziewczyn stał się ułamkiem sekundy, Rachel oderwała się od towarzyszki, dostała w zamian warknięcie niezadowolenia.
- Chciałabyś więcej, co? - zapytała zalotnie blondynka.
- Potrafisz być czasem nie do wytrzymania, wiesz?
- I za to mnie kochasz, chodźmy, bo się spóźnimy, a ja chętnie wygarnę mojemu tacie.
- Rachel, strój! - warknęła ostrzegawczo i nadzwyczaj poważnie Chloe.
- C-co? - jąkała się.
Szatynka podeszła do niej z agresywnym wyrazem twarzy. Miała zmarszczone brwi i oczy płonące gniewem. Ale nagle to ustało. Jej mimika złagodniała, a złotowłosa poczuła jak traci grunt pod nogami.
- Teraz moja kolej.
Teraz role się zamieniły i to Rachel była w obięciach szatynki zdając się na jej siłę i wytrzymałość, gdyż ta cały czas trzymała ją za talię, złotowłosa natomiast oplotła Chloe nogami i tak znów dały odurzyć się miłości i coraz większemu podnieceniu. Największym ich strachem w tym momencie, była strata drugiej. Obie nie wyobrażały sobie w tej chwili stać tam samemu, nie obejmować i nie składać namiętnych pocałunków na ustach towarzyszki. Takie myśli zostawały od razu odrzucone, a nawet nie dopuszczalne do świadomości. Wtedy liczyła się tylko Rachel i Chloe. Świat mógłby się walić, a one i tak zwracałyby większa uwagę na siebie nawzajem. Ich pocałunek zbliżał się ku końcowi, obie potrzebowały zaczerpnąć świeżego powietrza. Kiedy już szatynka oderwała się od przyjaciółki, ta przygryzła jej dolną wargę.
- Teraz możemy iść.
- Dziękuje, łaskawco - zaśmiała się blondynka.
Chloe delikatnie odstawiła Rachel na ziemię i chwyciła ją za rękę.
- Chloe, co zrobimy potem?
- To znaczy?
- Jak to wyjaśnimy.
- Zostaje jeszcze sprawa z Wells'em.
- A już po tym wszystkim?
- Będziemy niezależne od rodziców, urządzimy chatę na złomowisku, będziemy robić nocki, wymykać się. Czy to nie brzmi zajebiście?
- Brzmi... świetnie!
   Obie nawet nie zauważyły kiedy ten czas upłynął. Nim się obejrzały i stały pod domem blondynki. Była za pięć czternasta, więc idealnie zdążyły. Chloe oparła się o jakiś przypadkowy samochód i skrzyżowana ręce na piersi. Po chwili z wielkiego, bogatego domu wyszła kobieta w średnim wieku z rozmazanym na policzkach tuszem do rzęs i podpuchniętymi, czerwonymi oczami.
- Rachel, kochanie! Nic ci nie jest? - pytała kobieta w amoku, głaszcząc córkę po włosach.
- Mamo, spokojnie. Jak widać żyję i mam się dobrze, ale musimy coś wyjaśnić z tatą. A, zapomniałabym! To jest właśnie Chloe - rzekła przyciągając dziewczynę do siebie - ona... uratowała mnie.
- Miło mi cię poznać, Chloe.
- Mi panią również.
- A właśnie, zadzwonić po twoją mamę? Pewnie się martwi.
- Chyba to nie będzie konieczne. Od dłuższego czasu nie przejmuje się mną, więc chyba nie za bardzo przejęła się moim zniknięciem.
- Przestań, napewno się martwi...
- Jeśli tak bardzo pani zależy, może pani zadzwonić.
- Tak będzie najlepiej.
Po dwóch minutach kobieta znów zwróciła się do dwóch nastolatek.
- Dobrze, twoja mama będzie tu za piętnaście minut, mam nadzieję...
- Mamo! - przerwała jej Rachel - czy możemy już, łaskawie, wejść do środka u wyjaśnić co nieco?!
- Dobrze, jeśli tak ci zależy...
We trójkę przekroczyły próg dużych drzwi. W salonie na fotelu siedział James. James Amber.
- Mamy do pogadania, tato - zaczęła oschle złotowłosa.
Cała czwórka usiadła przy stole.
- Rachel - zaczął jej ojciec - mamy w domu pewne zasady, których czy chcesz czy nie chcesz musisz się trzymać. Ta ucieczka była karygodnym pomysłem, uważałem cię za rozsądniejszą i mam...
- Przestań! - wtrąciła się blondynka.
- Że co proszę?!
- Przestań zachowywać się jak pieprzony ideał, i bądź przez chwilę moim tatą! To przez ciebie teraz nienawidzę tego domu, tego całego popierdolonego świata! To przez ciebie, byłabym w stanie się zabić, gdyby nie Chloe, nie żyłabym. To wszytko twoja wina!
- Co ja ci takiego zrobiłem?!
- Zdradziłeś. Byłeś moim bohaterem. Byłeś dla mnie najważniejszy, bo ufałam ci i uczulam się przy tobie bezpiecznie. Zrujnowałeś to.
- Rachel, do cholery! Przejdź do rzeczy!
- Tak?! Proszę bardzo! Widziałam cię wczoraj, jak obściskiwałeś się z tą blondyną!
- Rachel... To nie tak...
- Jakoś wątpię! Ufałam ci.
- Daj mi to wyjaśnić, proszę...
- Ależ, proszę. Zaczynaj.
- Ta kobieta, ona... Ona jest twoją matką.
Blondynka zastygła. Do jej oczu zaczęły napływać łzy.
- C-co...?
- Przepraszam, że to ukrywałem. Chciałem cię chronić.
- Przed czym?! Przed moją matką?! Moją rodzoną matką?!
- Spokojnie, wszytko ci zaraz powiem. Tylko uspokój się.
   Minęło jakieś pięć minut. Rachel poukładała myśli.
- D-dobrze, jestem gotowa - powiedziała ściskając dłoń Chloe.
- Więc... Zaczęło się od tego, że poznałem Serę na studiach. Szybko złapaliśmy kontakt i przez całe życie widywaliśmy się. Chodziliśmy na imprezy, zarywaliśmy noce. Czułem się z nią dobrze. Aż nastał taki dzień, zaczęliśmy być parą. Wtedy odkryłem coś niepokojącego, jednak wtedy jeszcze bardziej mnie to przyciągnęło. Sera ćpała. Dużo, i dosyć intensywne działki. Na jakiś czas wybiłem jej to z głowy. Wziąłem ślub i potem urodziłaś się ty. I stało się. Odkryłem prawdę. Ona cały czas brała te dragi. Nie zajmowała się tobą. Ty płakałaś, a ona odleciała. Musiałem uciec. Dla ciebie. Dla nas. Już rozumiesz?
- T-tak... Tato, ja muszę zostać na chwilę sama. Jak przyjdzie pani Price, to mnie zawołajcie.

she was my angel // amberpriceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz