Cała akcja z policją, pościgiem zapadła w niepamięć. Nikt nigdy ich nie szukał, a policja nie doszła do przyczyny śmierci Damona, jedyne co wiedzieli to fakt, że wykrwawił się od kuli. Ani Frank, ani nastolatki nie miały przez to kłopotów i po krótkim czasie, zapomnieli o tym. Pewnie chodziło im to jeszcze gdzieś z tyłu głowy, ale nie wspominali o tym głośno.
I tak... nadszedł moment, gdy Rachel musiała wrócić do szkoły, zawieszenie praw ucznia dobiegło końca.
Był to poniedziałek, wcześnie rano. Blondynka nie spała tej nocy u Chloe, musiała ogarnąć swoje życie pod względem szkoły. Szatynka obudziła się bez ukochanej obok. Nie mogła jej obudzić, jak co rano. Nie mogła jej czule objąć, czy pocałować. Czuła, jakby wróciła do starego, ponurego życia bez ślicznej złotowłosej. Już od rana na jej buzi pojawił się grymas smutku. Zaczęła rozmyślać, czy to co stało się przez te kilka dni miało większy sens. Bała się, że dla Rachel była to tylko krótka, nastoletnia miłość, zauroczenie, że po powrocie do szkoły będzie jak dawniej, że dziewczyna nie będzie się do niej przyznawać, a tym bardziej okazywać uczuć. Ona potrzebowała tej miłości i bliskości, zainteresowania, bo odkąd William umarł nikt się nią zbytnio nie obchodził. Zwyczajnie się bała o swój... no właśnie, co? Oficjalnie nie były razem, prawda? Oczywiście, osoba z zewnątrz na pewno by tak pomyślała, bo liczne pocałunki i czułości na to wskazywały, lecz ich relacja była skomplikowana. Mimo to one doskonale wiedziały co do siebie czują i chyba to było najważniejsze.
Dziewczyna podniosła się z łóżka i poszła do łazienki. Snuła się bez jakichkolwiek chęci do życia. Zaczęła dostrzegać uzależnienie. Był to strasznie mocny narkotyk, potrafiący wyniszczyć nawet najsilniejszego - miłość. Po jednej samotnej nocy była na głodzie i to bardzo, bardzo dręczącym.
Stanąwszy przed lustrem, w oczy rzuciła się jej tubka niebieskiej farby do włosów. Co prawda wcześniej zabarwiony kosmyk wciąż był mocno widoczny, ale nie wystarczyło jej to. Zapewne nie za bardzo wiedziała co robi, chciała jedynie na chwilę zapomnieć o blondynce. Niewiele myśląc nałożyła substancję na swoją głowę. Dokładnie rozprowadziła, by kolor dobrze złapał.
Gdy skończyła, popatrzyła w lustro. Zaśmiała się. Chyba dotarło do niej co właśnie zrobiła, jednak nie żałowała, przecież żyje się tylko raz.
Po dwudziestu minutach wróciła do łazienki i weszła pod prysznic. Zaczęła spłukiwać pigment. Woda spływająca z jej głowy była wyraźnie błękitna. Chloe przy okazji umyła całe swoje ciało. Po niecałych dziesięciu minutach wyszła z kabiny i ponownie podeszła do lustra. Zwinnym ruchem zdjęła turban, wcześniej zawinięty na jej włosach. Farba złapała i to dosyć mocno. Dziewczyna cieszyła się. W dzieciństwie zawsze marzyła o wyróżniającym się wyglądzie. Teraz ciężko będzie jej nie zauważyć.
Zadowolona ze swojego czynu wróciła do pokoju, żeby się ubrać. Wszędzie czuła zapach Rachel, rozpoznawała jej perfumy, które nike chciały uciec. Były wszędzie, na pościeli, ubraniach, w powietrzu. Dosłownie wszędzie. Odurzały one niebieskowłosą. Czuła obecność ukochanej. Marzyła, żeby mogła teraz przytulić ją od tyłu, złapać w talii i pocałować. Wiedziała też, że jest to niemożliwe.
Wciągnęła na siebie obcisłe, czarne spodnie i luźną bluzkę z wycięciami na bokach. Wcześniej nie przywiązywała wagi do tego w co się ubiera, brała co było czyste. Jednak dzisiaj postanowiła założyć coś ładniejszego.
Po całkowitym ogarnięciu się, łącznie ze zjedzeniem śniadania, Chloe zadecydowała o wycieczce na złomowisko. Nie miała nic do załatwienia, ale nuda zaczynała jej doskwierać. Zamknęła drzwi z trzaskiem, zamykając je przy tym na klucz, który następnie umieściła w doniczce niedaleko werandy.
Na złomowisko dotarła po dwudziestu minutach. I jak zwykle wszystko było na swoim miejscu. Już z daleka zauważyła kamper Franka. Po przekroczeniu bramy już chciała wołać go, by wyszedł do niej i zwyczajnie pogadał, ale usłyszała męskie głosy. Chloe nie zrozumiała ani jednego słowa, ale ton nie wskazywał na przyjacielską pogawędkę. Bezszelestnie przemknęła się, niezauważona. Pobiegła do ukochanych ruin i wzięła pistolet, przy okazji naładowując go. Następnie znów wróciła w pobliże bramy. Stanęła przy pojeździe tak, że mężczyźni byli z jego drugiej strony. Zaczęła przysłuchiwać się rozmowie.
- Taki jesteś przyjaciel? Pomogliśmy ci, a ty teraz tak się odpłacasz, frajerze?! - odezwał się obcy głos.
- Nie jestem ci niczego winien! - warknął Frank.
- Zapomniałeś jak ratowałem ci dupsko przed tymi typami z Orwell?! Tyle dla ciebie zrobiłem!
- Moose, mówiłem ci tysiąc razy, że to koniec! Ile będziesz jeszcze drążył temat?
- Tak długo jak będzie to potrzebne! Gdyby nie ja, to gniłbyś w grobie!
- Ile razy mogę ci się odwdzięczać? Załatwiałem ci po tym wszystkim dragi po najniższych cenach przez pół roku!
- W chuju mam twoje dragi! Źle ci ze mną było?
- Nasz związek to sprawa zamknięta, z czego robisz problem?
- Z twojego cholernego egoizmu, kretynie! Widać, że to nigdy nie było dla ciebie nic warte!
- Jasne, że było, ale nie czułem tego co ty, przejrzyj na oczy!
- Przejrzysz na oczy to ból - po tych słowach Chloe usłyszała dźwięk otwieranego scyzoryka.
Musiała zareagować, to był jedyny dobry moment. Wybiegła mężczyznom jakby zza pleców, a nieznajomego miała na muszce.
- Odłóż to w tej chwili - powiedziała spokojnie spoglądając na nóż.
- O rzesz w mordę, Frank! Ładną sobie załatwiłeś laskę, nie powiem. Ma pazur!
- Powiedziałam, odłóż to!
- Dobry jest w łóżku, co nie? Haaa, ja wiem, wiem. Przerzucił się tylko na pieprzenie małolat.
- Jeżeli jeszcze jedno słowo wyjdzie z twoich kurewskich ust zanim odłożysz ten pieprzony scyzoryk to obiecuję, postrzelę cię.
- Dziewczynko proszę cię, ile ty masz lat? Piętnaście? Urządzasz tu niepotrzebny cyrk, chciałem tylko porozmawiać - odparł przybliżając się do Chloe.
Podchodził powoli, ostrożnie. Dziewczyna była gotowa strzelić. Gdy Moose był jakieś dwa metry od niej, a jego mina przestała być kpiąca, a mordercza, strzeliła ona w jego dłoń. Niestety był to blef, co jeszcze bardziej rozzłościło nieznajomego. Zaczął biec w jej stronę, tym razem niebieskowłosa trafiła w jego kolano i tym razem strzeliła idealnie.
- Ty kurwo! - krzyczał wijąc się z bólu.
- Jeżeli jeszcze raz zbliżysz się Franka, bądź mnie to wiedz, że kula przejdzie przez obie twoje dłonie i utknie w drugim, jeszcze dobrym kolanie. Więc nie radzę ze mną zadzierać - warknęła z premedytacją.
Mężczyzna odszedł w popłochu nie odpowiadając nawet słowem. Gdy zniknął on z pola widzenia Chloe, podeszła ona do Franka.
- To było... mocne - klepnął ją w ramię. - Fajne włosy.
- Dzięki, kim on właściwie był?
- Mój były, przyjechał z innego miasta. Szykuje się niebezpieczna walka.
- Co to ma do cholery znaczyć?!
- Jest szefem gangu, kradnie, zabija, porywa. Teraz zawitali w Arcadia Bay, musimy uważać.
- Jak bardzo mam przechlapane po tej akcji?
- Bardzo, wpakowałaś nas lekko w bagno.
- Kurwa...
- Damy sobie radę, młoda, a teraz chodź, odłożymy tą broń.
Obaj udali się do sekretnego pomieszczenia, gdzie niebieskowłosa schowała pistolet do małej skrzynki, którą potem wsunęła pod łóżko. Westchnęła ciężko, bo zdała sobie sprawę, że może mieć teraz kłopoty. Od przemyśleń odciągnął ją trąbiący pociąg, co zdziwiło ją. Nigdy się to nie stało. Frank wyjrzał przez małe okienko i zamarł. Jedyne co zdążył zrobić to razem z dziewczyną przewrócić się.
- KURWA!
CZYTASZ
she was my angel // amberprice
Fiksi PenggemarNie widziała już nadzieji i bezmyślnie, z fajką w ręku snuła się po torach. Słyszała dźwięcznie pociągu, ale nie zmieniała pozycji. Spadała w odchłań dymu nikotynowego i zapominała poprzedni świat. Nagle coś zaczęło ciągnąć ją w stronę światła.