Rozdział 14: W każdej chwili dziękuję światu, że postawił mi tu ciebie

175 16 1
                                    

Pod wieczór, gdy słońce prawie schowało się za horyzont, a ostatnie promienie przebijały się przez dachowe okno Chloe, nastolatki zaczęły szykować się na wieczorny film. Zeszły do kuchni, z szafki wyciągnęły kukurydzę, z której po chwili powstał popcorn. Z lodówki, szatynka wyciągnęła Coca-Colę, a z blatu zwinęła kilka owoców. Z miskami wypełnionymi przekąskami powędrowały do pokoju Chloe.
- Tylko nie rozsyp! - ostrzegała przyjaciółkę Rachel, patrząc na karmelowy popcorn.
- Spokojnie, przecież trzymam - śmiała się.
- Wyobraź sobie, że to jest na wagę złota.
- Rachel, to tylko popcorn. Poza tym, spokojnie, nie mam dziurawych rąk.
- Mam taką nadzieję. Po prostu uważaj.
- Jesteś niemożliwa.
Wchodząc do pokoju szatynki, odłożyły naczynia na jej biurko. Wzięły z niego laptopa i zaczęły szukać dobrego horroru.
- Ej no, nie wyjadaj przed filmem - burknęła Chloe.
- Ja tylko próbuję, czy nie jest zatruty - zaśmiała się.
- Jasne, jasne.
W końcu znalazły film, głównie opierał się na duchach i opętaniu. Mimo, że Rachel zaproponowała taki sposób odpoczynku, teraz zaczynała się trochę bać, bo zazwyczaj bardzo bała się takich produkcji. Gdy w końcu Chloe udało się włączyć horror, położyła komputer na materacu i wraz z Rachel usiadła przy ścianie, opierając się o nią. Łapczywie zajadały się popcornem i owocami, dopóki nie zaczęło robić się strasznie. W tamtym momencie, główna bohaterka filmu, w wieku podobnym do przyjaciółek, odkrywa stary, opuszczony dom. Wcześniej mieszkało tam stare małżeństwo, jednak z dnia na dzień, informacje o nich, przepadły. Ciekawska dziewczyna przecisnęła się przez okno, gdyż drzwi były zatrzaśnięte. Stała w starym salonie. Znajdował się tam stary telewizor w stylu retro, dwie dość duże, obdrapane kanapy i ogromny kominek, obok którego stał widocznie stary fotel. Gdzie nie gdzie wlały się stare książki i kartony. Z lekkim strachem, bohaterka po cichu przeszła do kuchni. Pomieszczenie było w kształcie litery L. Już przy drzwiach do nastolatki dochodziły dziwne dźwięki, jakby jęki, wynikające z bólu i cierpienia. Powoli podążała do drugiej części pokoju, jednak strach oblatywał ją jeszcze bardziej. To, co zobaczyła po wychyleniu się zza ścianę, zmrażało krew w żyłach. Małżeństwo leżało na ziemi z poderżniętym gardłami. Wokół nich biegało mnóstwo szczurów. Jedyna rzecz, jaka zaniepokoiła dziewczynę, to nienaturalne ustawienie ludzi. Człowiek, nie byłby w stanie ułożyć się tak sam, już przy ostatki sił, z krwawiącą szyją. Nagle, gdy nastolatka spojrzała na podłogę, zobaczyła cień. Za nią znajdowało się okno, więc wyglądało to, jakby ktoś za nią stał. Zesztywniała. Bardzo bała się odwrócić, jednak mimowolnie zrobiła to. Zobaczyła uśmiechniętego dziadka, ale chwila! To był ten zamordowany pan, który leżał przed chwilą tam pod ścianą, jednak teraz uśmiechał się do dziewczyny. Ta szybko odwróciła się za siebie. On wciąż tam był. W tej samej pozycji, wciąż z poderżniętym gardłem. Gdy znów spojrzała na postać, stojącą przed nią, ujrzała stwora, dużo wyższego on niej samej. Był zgniło żółtego koloru, jego ręce pokrywał lepki żel, a z oczu wyrastały jakby ośmiornicze macki. Jego język, rozchodził się w trzy różne strony, a usta układały się w nienaturalny uśmiech. Zaczął się śmiać. Jego chude policzki wydawały się jeszcze bardziej chore. Dźwięk, który wydobywał z siebie, w żadnym stopniu nie przypominał ludzkiego śmiechu. Miał tak zimny głos, że miało się wrażenie, jakby uderzało się czymś żelaznym w metalową rurę. Jednak było tam coś jeszcze, jakby sztuczny głos maszyny, który mówił coś w stylu "Wykryto zagrożenie systemu". Po dziesiątym razie, wypowiedzenia tych słów, dźwięk ucichł, a macki zaczęły się powiększać. Były coraz większe i większe. I nagle chwyciły dziewczynę.
Stało się to tak szybko i tak niespodziewanie, że Rachel schowała głowę w tors przyjaciółki. Była wyraźnie wystraszona. Chloe widząc to, lekko się uśmiechnęła i czule przytuliła przyjaciółkę.
- Nie bój się, to tylko film - gładziła ją po włosach.
- Straszny film.
- Sama chciałaś horror.
- Ciebie to w ogóle nie rusza?
- W ogóle. Bardziej śmieszy.
Chloe nie dostała odpowiedzi, jednak blondynka mocniej ją przytuliła. Dalej oglądały, jednak teraz Rachel była wtulona w przyjaciółkę tak mocno, jak tylko się da.
   Teraz główna bohaterka filmu znajdowała się w jakimś białym pomieszczeniu. Nie było tam nic, prócz bieli otaczającej wszystko. Bardzo obolała podniosła się z ziemi i szła przed siebie. Po kilku krokach, coś popchnęło ją w bok, jednak nic tam nie stało. Podniosła się, rozejrzała. Znów szła przed siebie, jednak sytuacja się powtórzyła, tylko teraz coś jakby wysadziło ją w powietrze. Przestraszonym wzrokiem przeskanowała przestrzeń, w której się znajdowała. I znowu podniosła się. Zdarzenie powtarzało się kilka razy, jednak za dziesiątym podejściem, dziewczyna poczuła cios w nos. W skutek mocnego uderzenia, zaczął mocno krwawić i pulsować. Bohaterka wstała i rozejrzała się na boki i za siebie. W końcu, gdy znów spojrzała przed siebie, ujrzała czarną postać z wytrzeszczonymi oczami w jej stronę, jednak widziała ją tylko ułamek sekundy, bo poczuła, że spada w ciemną otchłań, a ta postać wciąż patrzyła na nią z góry, tym samym wzrokiem, bez zmiany pozycji. Dziewczyna próbowała gestykulować ruchy, aby uderzenie było jak najmniej bolesne. Przy takim określaniu zobaczyła tą istotę, teraz z pistoletem wycelowanym w jej głowę. Na broni wygrawerowany był napis "I'll never leave you alone". Po wypowiedzeniu tego zdania, tajemnicza postać pociągnęła za spust.
   Rachel ponownie się wzdrygnęła i zamknęła oczy. Delikatnie się trzęsła. Chloe widziała to, zaniepokoiła się. Podniosła się i wyłączyła film. Blondynka westchnęła, wciąż przestraszona.
- Już nigdy nie obejrzę horroru!
- Trzeba było powiedzieć, że się boisz. Przecież nigdy bym ci tego nie puściła!
- Ostatnio oglądałam coś takiego jak byłam w szóstej klasie, myślałam, że strach mi minie.
- Chyba nie minęło.
- No co ty nie powiesz... To naprawdę było straszne!
- Czy ja wiem...?
- Pff... Która jest w ogóle godzina?
- Dwudziesta pierwsza czterdzieści - odpowiedziała patrząc w telefon.
- Wcześnie. Chyba pójdę się umyć.
- Hej, hej, hej! Poczekaj! Ja idę pierwsza!
- Ugh, no dobra...
Chloe weszła do łazienki, zrzuciła z siebie ubrania i weszła pod prysznic. Tym razem woda była ciepła. Dokładnie umyła włosy. Czuła pod palcami, jak bardzo są sklejone. Po kilkuminutowym tarciu, szampon wypłukał całą śmietanę, która została na głowie szatynki. Po szybkiej kąpieli dziewczyna założyła na siebie krótkie, luźne spodenki i krótką, również dosyć luźną bluzkę. Umyła zęby, włosy przetarła ręcznikiem. Wróciła do przyjaciółki, która leżała na jej łóżku, bawiąc się pojedynczymi kosmykami. Widząc przyjaciółkę lekko się uśmiechnęła. Wstała i przejechała opuszkami palców po jej gołych plecach i brzuchu, iż bluzka, którą na sobie miała, była długości zwykłego stanika. Szatynka walnęła się na łóżko, wpatrując się w Rachel, wychodzącą z jej pokoju. Po chwili, dziewczyna wstała, by odłożyć swojego laptopa na biurko. Przypominając sobie złotowłosą, zwijającą się ze strachu, wtulającą się w nią, lekko się uśmiechnęła. Przyjemne było uczucie posiadania ukochanej osoby obok siebie. Mimo, że dla blondynki było to pewnie mało przyjemne, Chloe cieszyła się, że nastolatkę obleciał strach. Kochała, gdy była dla niej podparciem, w każdej chwili.
   Po kilkunastu minutach, Rachel wróciła z łazienki z wilgotnymi włosami i bez makijażu. Ubrana była w luźne, szare szorty i sportowy biustonosz. Bez słowa walnęła się na łóżko, obok towarzyszki i cicho westchnęła. Widocznie coś ją dręczyło i nie pozwalało jej normalnie funkcjonować.
- Dzieje się coś? - zapytała obracając się na lewy bok Chloe.
- Nie... - burknęła niepewnie.
- Widzę, że coś nie chce cię puścić. Powiedz - spoważniała.
- Merrick. Martwię się tym. Z tego co mówiłaś, jest niebezpieczny.
- Nie bój się, nic ci nie grozi.
- Nie chodzi o mnie, Chloe. Chodzi o ciebie. To o ciebie się boję, że zrobi coś tobie, w końcu i ty trochę w tym siedzisz.
- Jestem umówiona na jutro z Frank'iem na złomowisku, przedstawi sytuację. Wydaje mi się, że już z nim rozmawiał. Dla pewności, zadzwonię.
- Nie, nie trzeba.
- Rachel... Trzeba. Poza tym, sama jestem ciekawa, gość ma czasem niezłe plany, może być ciekawie.
- Chloe, po prostu... Zrób coś, żeby odczepił się raz na zawsze, okej? - uśmiechnęła się lekko.
Szatynka kiwnęła głową i sięgnęła po swój telefon. Wybrała numer i po kilku dźwiękach, w słuchawce rozbrzmiał łagodny, męski głos.
- Price? Czego o tej godzinie?
- Jest dwudziesta druga, nie przesadzaj!
- Do rzeczy, Price, do rzeczy!
- Jak sprawa z Damon'em?
- A, dobrze, że mi przypomniałaś. Wygląda to tak, że przyjedziesz z Rachel na złomowisko jakieś pięć minut przed jedenastą, żebyście były pierwsze. Potem przyjadę ja, ale okaże się, że przyjedzie też on. Musicie udawać zdziwione. Rozmawiałem z nim, zaproponował pogadać z wami, ale był poddenerwowany, więc weź pistolet, to nie żarty, Price. Biorę też swój, więc powinno być w miarę bezpiecznie. Ale strzelaj dopiero wtedy, kiedy zacznie być agresywny, bo jak się rozkręci, naprawdę jest niebezpiecznie. Być może to będzie normalna rozmowa, miejmy taką nadzieję. Chyba to wszytko, po prostu udawajcie, że się niczego nie spodziewaliście. On naturalnie o niczym nie wie. Coś jeszcze cię dręczy, czy mogę iść spać?
- Chyba wszytko. Zjaranych snów - powiedziała z przekąsem.
- Tak, tak. Narka! - i rozłączył się.
   Chloe uradowana odłożyła telefon i jeszcze raz przedstawiła Rachel cały plan. Dziewczynie widocznie ulżyło. Na jej twarzy pojawił się szczery uśmiech. Lekko przysunęła się do szranki i przytuliła ją czule.
- Dziękuję, za wszystko.
- Nie ma za co śliczna - na twarzy blondynki pojawił się lekki rumieniec.
- Chloe, ty tak dużo jesteś w stanie dla mnie zrobić... A ja... Ciągle wciągam cię w jakieś gówno...
- Rachel, nie wciągasz mnie w żadne gówno, bo to ja sama chciałam ci pomóc, tak? Rozwiążemy tą sprawę i zapomnimy. Nie martw się.
- Ale wciąż się z tym źle czuję, że ja nic dla ciebie nie zrobiłam, a ty ciągle się poświęcasz...
- Dziewczyno, dzięki tobie od trzech lat się uśmiechnęłam. Nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy! Dzięki tobie nareszcie czuję, że żyję, że mam osobę, która mnie kocha, i którą ja kocham. Tego może na pierwszy rzut oka nie widać, ale ja w każdej chwili dziękuję światu, że postawił mi tu ciebie.
- Naprawdę to znaczy dla ciebie aż rak dużo?
- Nawet nie wiesz jak dużo.

she was my angel // amberpriceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz