Rozdział 10

860 53 3
                                    

Minął tydzień od mojego spotkania z Mycroftem. Cały czas nie dostałam od niego konkretnych informacji o Irene Adler, ale oczywiście nie obyło się bez próśb o wyjaśnienie tamtej sytuacji.

Nie odpisałam na żadnego jego sms i skrycie liczyłam, że przyjedzie do mnie któregoś dnia.

Ale wciąż nic.

Pochłonęły mnie przygotowania do zbliżających się świat Bożego Narodzenia i w sumie moje myśli lekko odbiegły od Holmesa.

Tak naprawdę nie wiedziałam czy zajmuje się takimi błahostkami jak święta.
Ja też nie przejmowałam się nimi, dopóki moja mama nie umarła.
Wtedy to na mnie przeszedł "obowiązek" organizowania wszystkiego.

Zwłaszcza, gdy zjeżdżała się cała rodzina, a tak miało być i w tym roku.

W pewien wtorek obudziłam się bardzo późno przez nocny maraton "Opowieści Wigilijnej".
Spoglądając na zegarek przy łóżku stwierdziłam, że jest po trzynastej.
Zazwyczaj o tej godzinie byłam już najedzona, ubrana, umalowana i biegałam już po mieście, załatwiając różne sprawy.

Zwlokłam się z posłania i wyszłam ze swojego pokoju.
Jak zwykle ruszyłam do kuchni i naszykowałam śniadanie, wciąż półprzytomna.
Chciałam właśnie usiąść przy stole, ale usłyszałam dobrze znany mi głos:

-Uważam, że lepiej wyglądasz bez makijażu.

Miska, którą trzymałam z hukiem uderzyła o podłogę, a ja odskoczyłam do tyłu.

Mycroft podnósł się z kanapy i przyjrzał mi się badawczo.

Zakryłam twarz dłońmi i ukryłam się za ścianą.
Nie chciałam, żeby zobaczył mnie bez makijażu-wyglądałam jak zombie.

Zaśmiał się krótko i podszedł do mnie.

-Po co przyszedłeś?!-zirytowałam się.

-Nie odpisywałaś. Bałem się, że coś się stało.

Prychnęłam. Mycroft Holmes boi się o coś więcej niż swój własny tyłek-niemożliwe.

-Wszystko w porządku. Po prostu nie wiem czy wiesz, ale zbliżają się święta i jestem trochę...no nie wiem-ZAJĘTA!-warknęłam mu prosto w twarz i wreszcie zsunęłam dłonie ze swojej nieumalowanej.

-Sama wszystko robisz? A rodzice?

Znowu usiadł na kanapie, a ja rezygnując z chowania się, zrobiłam to samo.

-Och, nie będe ci teraz opowiadać o moich dramatach rodzinnych-powiedziałam.

Byłam wkurzona. Cały mój plan owinięcia go sobie wokół palca legł w gruzach.

Mycroft spojrzał na mnie zaciekawiony.

Westchnęłam i wytłumaczyłam:

-Odkąd mama nie żyje...

-Rozumiem-przerwał mi.

Zmarszczyłam brwi i scisnęłam usta. Sama nie wiedziałam czy w tym momencie byłam bardziej smutna czy zła.

-Nie, nie rozumiesz-mruknęłam, hamując łzy.

Wspomnienie mamy zawsze działało na mnie w zły sposób.

-Aileen, sam w pewien sposób straciłem siostrę-powiedział, a ja uniosłam głowę.

-Jak można stracić kogoś w pewien sposób?

-Można-odparł, wciąż na mnie patrząc.

-Pytałam jak?

-Nie będę ci teraz opowiadać o moich dramatach rodzinnych-uśmiechnął się zadziornie,a dziewczyna pacnęła go w ramię.

-Nie przedrzeźniaj mnie-zagroziła.

Zapadło milczenie.

-Czyli w porządku?-upewnił się mężczyzna po chwili ciszy.

Kiwnęłam głową. Było prawie w porządku. Gdyby była tu mama.

-Świetnie. To pójdę. Powinienem już być w pracy.

Podniósł się i łapiąc swoją parasolkę podszedł do drzwi wyjściowych.

-Wesołych świąt, Aileen...

Wyszedł z mojego domu, a ja wciąż patrzyłam w miejsce, w którym zniknął.

Chyba odnalazłam w nim cień normalnego człowieka. Człowieka, który w pewnym sensie stracił siostrę i który przyszedł tu, żeby sprawdzić czy wszystko ze mną w porządku.

Uśmiechnęłam się lekko.

W sobie też coś odnalazłam. Współczucie.

I'm serious, Mr. HolmesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz