Rozdział Szesnasty

254 60 1
                                    

Słońce wyłoniło się zza horyzontu, barwiąc na różowo i pomarańczowo małe chmurki, sunące powoli po niebie. Rześki wiatr wiał lekko, poruszając delikatnie gałązkami drzew, na których zaczynały pojawiać się listki, a w powietrzu unosił się zapach lasu.
Nie spiesząc się zbytnio, Łabędzie Skrzydło wyszła ze swojego legowiska, przeciągając się leniwie, by po chwili usiąść kilka metrów od wejścia niego i zacząć wylizywać swoje łapy i grzbiet.

– Łabędzie Skrzydło!– Poranny Wiatr podbiegła do niej od tyłu, a zastępczyni ledwo powstrzymała zirytowany pomruk. Nie lubiła, gdy zwracano jej głowę.

– Coś się stało?– Beżowa kotka wysiliła się na współczujący i zatroskany wyraz pyszczka, po czym odwróciła się w stronę Porannego Wiatru, która wyglądała na wyjątkowo zaniepokojoną i zestresowaną. Rozbieganym wzrokiem raz po raz badała obóz, co chwila przestępując z łapy na łapę.

– Czy Piórko… Znaczy Pierzasta Łapa jest z tobą?

Zastępczyni zastrzygła uszami i pokręciła przecząco głową. Swojej uczennicy nie widziała od wczoraj i właściwie nie obchodziło jej to za bardzo, jednak zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby młoda uczennica zniknęła, w oczach klanowiczów odpowiedzialna byłaby za to tylko ona, jako jej mentorka. W dodatku wiedziała, że nikt poza Okopconą Gwiazdą jej nie ufa. Gdyby Pierzastej Łapie faktycznie coś się stało, wina niewątpliwie spadłaby na Łabędzie Skrzydło. Nie chciała tego, szczególnie, że ze zniknięciem kotki nie miała nic wspólnego. Głupotą z jej strony byłoby pozbywanie się kociaka, w końcu taki maluch nie byłby w stanie pokrzyżować jej planów, a wyeliminowaniem go tylko przysporzyłaby sobie problemów.

– Nie widziałam jej od ceremonii nadania jej imienia– mruknęła Łabędzie Skrzydło, starając się brzmieć łagodnie i uspokajająco.– Nie ma jej w legowisku uczniów?

– Nie ma– miauknęła kocica, a Łabędzie Skrzydło skrzywiła się w duchu, bo w głosie wojowniczki aż nazbyt wyraźnie dało się słyszeć panikę.

– Zaczekajmy jeszcze trochę, jeśli nie wróci do południa, powiadomimy o tym przywódcę. Nie ma sensu wszczynać alarmu teraz, skoro może zaraz wrócić. Jest młoda i pewnie bardzo podekscytowana, nic dziwnego, że postanowiła sama zobaczyć teren– zdecydowała zastępczyni, próbując w miarę swoich możliwości uspokoić jasną kotkę i zrobić coś, by jej emocje opadły. Uznała, że najbezpieczniej będzie udać, że przejęła się zniknięciem kotki, a potem zrobić wszystko, by ją znaleźć. W końcu w jej interesie leży, żeby zdobyć zaufanie innych kotów.

– Dziękuję– westchnęła Poranny Wiatr, trochę uspokojona słowami Łabędziego Skrzydła i rozglądając się jeszcze w poszukiwaniu córki, ruszyła do legowiska wojowników.

Zastępczyni uśmiechnęła się dyskretnie, a w jej oku pojawił się błysk satysfakcji. Wojowniczka powoli zaczynała ją akceptować, co znaczyło, że już niedługo potrwa, zanim zjedna sobie pozostałych członków klanu. Zdawała sobie sprawę, że źle zaczęła, jednak teraz miała okazję naprawić swój błąd. I tej okazji nie miała zamiaru zmarnować.

***

Szopi Ogon otworzył powoli oczy. W pierwszej chwili myślał, że może żyje, i że może leży w legowisku Zamglonego Wzroku, która w każdej chwili gotowa jest opatrzeć mu rany i pomóc. Był jednak gdzie indziej i choć zdawał sobie sprawę, że nie żyje, nie wierzył, że to na co patrzył, to Klan Gwiazd. Mały skrawek zieleni otaczała sucha i ubita ziemia, powietrze było ciężkie i przepełnione czymś, czego Szopi Ogon nie potrafił rozpoznać.

Przytłaczająca atmosfera biła ze wszystkiego, co napotkał jego wzrok, a wokół niego nie było żywego ducha.

– Halo?

Wojownicy: Spadające Gwiazdy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz