Rozdział Czterdziesty Drugi

337 67 27
                                    

Wojownik Klanu Deszczu ziewnął szeroko i otworzył oczy, gdy tylko promienie wschodzącego słońca zaczęły grzać go w psyk. Spróbował się przeciągnąć, jednak zrezygnował, gdy ponownie poczuł piekący ból w barku.

- Jak się czujesz?- Mżąca Łapa natychmiast podniosła się na łapy i podbiegła do niego nerwowo.- Dalej cię boli?

- Już mniej niż wczoraj- skłamał Orli Pazur, nie chcąc martwić uczennicy. Czuł, że gdyby powiedział jej prawdę, mogłaby zacząć panikować, a to by się dobrze nie skończyło.- Gdzie są Szerszeń i Ulewa?

Poprzedniego wieczoru, oboje włóczęgów przyprowadziło do kocura Mżącą Łapę. Ulewa, szara kotka, która zaopiekowała się uczennicą, gdy jemu wyciągali urządzenie spod skóry, była naprawdę miła. Martwiła się o towarzyszkę Orlego Pazura zupełnie tak, jakby ta była jej córką i nie sprawiała wrażenia wrogo nastawionej, choć do brązowego wojownika podchodziła z o wiele większym dystansem.

- Wrócili po coś do jedzenia. Mówili, że będą dzielić swoje porcje na pół i Ulewa da trochę mi, a Szerszeń tobie- miauknęła. Orli Pazur widział, że uczennica z jednej strony była im naprawdę wdzięczna, ale z drugiej miała wrażenie, że ich w ten sposób wykorzystują.

- I nie powiedzą o nas Płomieniowi ani Nocy?- dopytywał, chcąc upewnić się, że są przynajmniej względnie bezpieczni.

- Nie powiemy- odezwał się nagle pręgowany włóczęga, niespodziewanie pojawiając się na płocie.- Sami mielibyśmy przez to duże problemy, mimo że są moimi rodzicami.

- Rozumiem- mruknął wojownik, przyglądając się uważnie kocurowi, który zeskoczył na ziemię i podszedł do niego spokojnie. Zdaniem Mżącej Łapy mieli iść z Ulewą po jedzenie, a włóczęga nie przyniósł niczego, czym można by napełnić brzuch. Poza tym kotki też nigdzie nie było widać.

Nowy znajomy przeciągnął się leniwie i usiadł przy Orlim Pazurze.

- Jak z twoją raną? Wszystko jest jak należy?- zapytał, a widząc potwierdzające skinienie głowy starszego kocura, szturchnął go delikatnie w bark. Gdy pod wpływem jego dotyku wojownik syknął z bólu, zabrał łapę i skrzywił się niezadowolony.- Nie oszukuj mnie.

- Nie oszukuję. Jest lepiej niż było ostatnio- syknął wojownik, sugestywnie zerkając na uczennicę przyglądającą się im z lekkim niepokojem.

- W porządku- mruknął po chwili Szerszeń, rozumiejąc co miał na myśli wojownik.

Nie minęło wiele czasu, gdy przez dziurę w płocie, z której skorzystał wcześniej Orli Pazur, przeszła szara kotka ze szczurem w zębach. Był duży, jednak niezbyt tłusty. Śmierdział intensywnie i zdecydowanie nie wyglądał apetycznie, jednak musieli się tym zadowolić. Nie trudno było dostrzec, że w mieście nie ma nornic czy wiewiórek, a jedynymi ptakami są gołębie, które zazwyczaj kręcą się blisko Dwunożnych.

- Macie.- Ulewa rzuciła im zwierzątko i usiadła naprzeciwko nich, zachęcając ich do zjedzenia.- Nie smakuje tak źle, jak wygląda.

Szczur smakował źle. Orli Pazur mógłby nawet powiedzieć, że było to najgorszą rzeczą, jaką miał okazję zjeść kiedykolwiek. Mięso gryzonia z powodzeniem mogło konkurować smakiem z mysimi bobkami, którymi faszerowali go Bezsierstni.

- Nie możemy was karmić zawsze- odezwał się nagle Szerszeń, spoglądając na dwa leśne koty.- Ktoś w końcu zacznie coś podejrzewać.

- Co więc proponujesz?- zapytał wojownik. Włóczęga nie zaczynałby tematu, gdyby nie miał jakiegoś planu.

- Myślę, że ona powinna nauczyć się zdobywać tu pożywienie- miauknął, wskazując ogonem na Mżącą Łapę.

Były zastępca warknął coś cicho pod nosem. Nie podobał mu się ten pomysł i nie miał zamiaru tego ukrywać.

Wojownicy: Spadające Gwiazdy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz