Rozdział Czterdziesty Piąty

218 58 11
                                    

Zgromadzenie powoli dobiegło końca, jak zwykle powodując u srebrnej kotki ciężki do powstrzymania uśmiech na pyszczku połączony z mrowieniem w każdej z łap. Wyszła z swej kryjówki, w której to czekała aż wszystkie koty wrócą do swoich obozów. Zaczęła się przechadzać między skałami, by wypatrzeć swą ciemnoszarą miłość. Wkrótce zauważyła kocura stojącego przy jednym z mniejszych kamieni i natychmiast doń potruchtała.

– Smolisty Krok! – zawołała, przytulając się do kocura. Ten liznął ją w nos, wywołując jej cichy śmiech, po czym zaczął z zadowoleniem mruczeć. Mglisty Poranek wtuliła pyszczek w jego długawe futerko na karku i pociągnęła delikatnie nosem, ciesząc się wonią kocura. Jak zwykle pachniał lasem, lekką wilgocią i leśnymi kwiatami. Kotka bardzo lubiła ten zapach. Był tak inny od tego, co czuła na terenie swojego klanu, lecz mimo wszystko sprawiał, że czuła się błogo, pozwalając mu wniknąć do jej nozdrzy.

Po chwili srebrna kotka odsunęła się od swego partnera i zapytała z szczerą troską:

– Jak się trzymasz?

– Bywało lepiej. – Smolisty Krok usiadł i uśmiechnął się krzywo, a Mglisty Poranek lekko przechyliła głowę i zmarszczyła brwi. – Teraz nikomu nie jest łatwo.

– Ja myślę, że pozostali przywódcy w końcu wymyślą jak wam pomóc. To tylko kwestia czasu. – Słowa te nie były jedynie kwestią chęci pocieszenia kocura. Wojowniczka naprawdę wierzyła, że tak będzie.

– Najpierw powinni myśleć o sobie i o swoich klanach. Nigdy nie wiadomo, na jaki pomysł wpadnie Okopcona Gwiazda czy Łabędzie Skrzydło – mruknął kocur, otaczając swoje łapy ogonem w przygnębieniu i zwieszając głowę.

– Na pewno zechcą zaatakować Klan Słonecznika, to tylko kwestia czasu. Ale może nie zdążą, jeśli okaże się, że przywódcy coś wymyślą. Na razie ich próby wyglądają dosyć marnie – przyznała, przypominając sobie uległe zachowanie Roziskrzonej Gwiazdy – ale nie należy tracić nadziei. Zawsze wszystko się kończyło dobrze. Teraz będzie trochę ciężej, bo nie mamy Klanu Gwiazdy, ale to właśnie w nas jest ich siła, prawda?

– Tsa, o ile w ogóle istnieją – westchnął, przypominając sobie rozmowy wojowników z jego klanu. Nie chciał w nie wierzyć, lecz mimo tego powoli zaczynał wątpić w to, że jego przodkowie kiedykolwiek istnieli.

Mglisty Poranek pozostawałą całkowicie niezrażona pesymistyczną postawą kocura. Posłała mu pokrzepiający uśmiech i rzekła:

– Oczywiście, że są. Może i wizje są zarezerwowane tylko dla medyków i ich uczniów, ale możesz być pewien, że najbliżsi zmarli pokazują ci swoją obecność, kiedy tylko się na nich skupisz. Na codzień możemy to przeoczyć, ale ja zawsze kiedy... – Westchnęła, przypominając sobie brązowy pyszczek matki. Zawsze czuły, pełen ciepła i radości, którą przekazywała Mglistemu Porankowi i jej zmarłemu rodzeństwu. – Zawsze czuję, że Norkowy Wąs jest ze mną, kiedy o niej myślę. Wręcz czuję jej zapach. Tak samo jak zapach mojego rodzeństwa. Nie możemy tracić wiary, Smolisty Kroku. Bez niej wkrótce stanie się prawdą to, że ich nie ma.

– Nie zauważyłem, żeby ze mną byli – mruknął, ale mimo wszystko był wdzięczny kotce za wsparcie, które mu okazała. Chcąc pokazać, że zależy mu na wierze w przodków, dodał: – Może jak się postaram, to się to zmieni.

– Na pewno się to zmieni! – rzekła z przekonaniem. – Poza tym niedługo poświęcone koty nam pomogą i wszystko wróci do normy, kiedy Klan Gwiazdy będzie w pełni sił. Będzie nam dużo łatwiej.

– Mam nadzieję. Jeśli nie, więcej kotów może skończyć jak Podmuszek. A właśnie, jak on się czuje? – zapytał, przypominając sobie o małym kotku, którego Okopcona Gwiazda tak pokiereszował.

Wojownicy: Spadające Gwiazdy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz