Rozdział Czterdziesty Dziewiąty Część Pierwsza

207 54 5
                                    

Ponownie dwie części, bo niestety mamy kolosa. I od razu mówię, że w pewnym momencie dałam upust mojej zrytej psychice i tym sposobem też otrzymaliśmy dosyć... nie mam pojęcia czy brutalną, bo moja ocena tego jak brutalny jest dany fragment jest dosyć spaczona, ale w każdym razie wam to oznaczę, bo ktoś może takich fragmentów nie lubić, mimo tego, że jakoś bardzo dosadnie tego nie opisałam.

 Wylegiwanie się przy spokojnej tafli wody z pewnością nie było najbardziej pożytecznym zajęciem na świecie, lecz co innego mógłby robić martwy kot, którego wszyscy przyjaciele żyją? Urwany Wąs nawet nie miał z kim porozmawiać. Ba, nie mógł nawet się pobawić z Bazikiem, bo kotka gdzieś zniknęła i nawet zwykle opiekująca się nią Mała Wierzba nie widziała, gdzie ta się udała. Stwierdziła jedynie, że wróci niedługo i na pewno jest bezpieczna, bo doskonale wie o tym, że nie może przekroczyć granicy z Ciemnym Lasem, gdy nie ma żadnego z jej opiekunów. Kocura zdziwił sam fakt, że malutka w ogóle mogła przechodzić przez granicę, ale postanowił nie dociekać. Westchnął ciężko, gdy usłyszał nad swoim uchem głos:

– Cześć.

Wzdrygnął się i odwrócił, by dojrzeć właścicielkę uroczego głosu. Z niemniej ślicznym niż głosik uśmiechem patrzyła na niego brązowa, krępa kotka, której oczy migotały co najmniej tak samo jak tafla stawu Klanu Mchu w promieniach słonecznych. Po chwili zrozumiał, że patrzy najpewniej na Lipowy Kieł, która, o ile dobrze pamiętał, zginęła będąc w jego wieku.

– Cześć? – mruknął zdecydowanie bardziej pytająco niźli by sobie tego życzył. Kotka słysząc ten ton, roześmiała się promiennie, mrużąc przy tym niebieskie oczy. – Czemu zawdzięczam twoje towarzystwo?

– Temu, że od kilku dni gapisz się na mnie jak jakiś debil i boisz się odezwać.

Nie dość, że śliczna, to jeszcze rozbrajająco szczera i bezpośrednia. To jakaś krewna Zimnego Wiatru?

– Cóż, zapewniam cię, że debilem nie jestem, ale jeśli takowi cię interesują, wiem do kogo powinnaś się zgłosić. – Mrugnął do niej. – Chyba, że wolisz klanowych bohaterów, którzy ratują miliony żyć, łącznie z wielkimi przodkami...

– I robią to, wylegując się przy sadzawce?

– Nawet bohaterowie potrzebują odpoczynku, moja droga.

Lipowy Kieł zaśmiała się. Urwany Wąs uśmiechnął się do niej i wstał do pozycji siedzącej, chcąc pokazać choć w ten spokój swoje zainteresowanie rozmową.

– A tak właściwie to... – urwał, myśląc o tym, że pytanie może głupio zabrzmieć.

– Mów, mów.

– Kiedy ty żyłaś i z kim jesteś spokrewniona?

– Typowe pytanie nowego umarlaka, który spotyka kogoś, kogo totalnie nie kojarzy – stwierdziła kotka, wzruszając tylko ramionami. Przeciągnęła się, ziewając i dopiero potem odpowiedziała: – Jeśli dobrze kojarzę, to żyłam w Klanie Mchu dosyć dawno, jeszcze przed Roziskrzoną Gwiazdą. Ba, przed Krępą Gwiazdą nawet, jego matka ledwo kociakiem była, kiedy ja umierałam. – Uśmiechnęła się ponuro na wspomnienie małej Pochmurnego Pyska. – Jestem siostrą babci Dryfującej Gałązki.

– Dryfującej Gałązki? – powtórzył niepewnie Urwany Wąs?

– W jakim świecie ty żyjesz? To mama Jaskółczego Ogona. Jeśli jego też nie znasz, przypomnę ci, że jest naszym obecnym medykiem i ma problemy z pamięcią.

Biało-czarny fuknął z urazą.

– Nie znam wszystkich naszych przodków... – urwał na chwilę. – Hej, chyba cię pamiętam z opowieści starszych. Kotka, która utopiła się, ratując kociaka?

Wojownicy: Spadające Gwiazdy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz