Gęste chmury zakrywały niebo całkowicie i nawet silnie wiejący od rana wiatr nie był w stanie ich rozgonić. Było dużo chłodniej niż w ostatnich dniach i Mżąca Łapa czuła się tak, jakby zamiast pory zielonych liści, zbliżała się pora nagich drzew. Dwunożnych na ulicach było mniej niż zwykle, kotka podejrzewała, że to z powodu pogody nie opuszczają swoich siedlisk.
– Myślisz, że już cię nie szukają?– zapytała Orlego Pazura, idącego trochę przed nią. Odnalazła go już parę dni temu, jednak do tej pory żaden z Dwunożnych nie próbował ich łapać. Może pozbywanie się tego czegoś, co rzekomo wskazywało na miejsce pobytu kocura, nie było potrzebne?
– Nie wiem- przyznał Orli Pazur, oglądając się krótko przez ramię.– Ale wolę nie ryzykować.
Mżąca Łapa skinęła głową i posłusznie szła dalej za starszym kotem. Musiała przyznać, że dawał sobie radę w mieście bardzo dobrze. Bez niego długo by nie przetrwała, kocur wiedział jak zdobyć pożywienie i ukrywać się przed łapami małych Dwunożnych. Znalazł też całkiem niezłe miejsce do spania, w jednym z opuszczonych legowisk stworów bez sierści. Jego ściany były zniszczone i brudne, osmalone zupełnie jak drzewa na terenie Klanu Deszczu, które spłonęły parę księżyców temu. Sklepienia nie było, pewnie zawaliło się jakiś czas temu, teraz na górze sterczało tylko kilka dziwnie prostych, lecz czarnych gałęzi. Na zewnątrz, tuż przy jednej ze ścian, była dziura w ziemi, prowadząca do w miarę suchego i przestronnego pomieszczenia.
– Nigdzie ich nie ma– westchnęła kotka, rozglądając się z rezygnacją na boki.– Jedynymi kotami, które spotkaliśmy, są pieszczochy, a one nic nie wiedzą o Nocy i Płomieniu.– To prawda, ale w końcu natkniemy się na kogoś, kto będzie wiedział, gdzie ich szukać– odparł spokojnie Orli Pazur, nie tracąc wiary w całe przedsięwzięcie.
Na poszukiwania dwóch kotów wyruszyli zaraz po uwolnieniu zastępcy, byli przekonani, że znajdą ich najpóźniej przed zachodem słońca. Tymczasem minęło już kilka dni i każdy pieszczoch, na którego się natknęli, twierdził, że nawet o nich nie słyszał. Gdy słyszeli ich pytanie, zazwyczaj rozglądali się nerwowo na boki i machali niespokojnie ogonami, mówiąc, że nie znają nikogo takiego jak Płomień i Noc.
Nagle zagrodził im drogę postawny, masywny kocur o jasnorudej, krótkiej i pozlepianej na brzuchu oraz karku sierści. Jego ogon drgał na boki, a pazury rysowały kamień. Bladoniebieskie czy, wąskie i nisko osadzone, wpatrywały się w nich złowrogo, a pierś, pokryta sporą ilością blizn, unosiła się równomiernie.
Nieznajomy warcząc, zmusił wojownika i uczennicę do cofnięcia się, obnażając z każdą chwilą swoje kły coraz bardziej.
– Wynoście się stąd– powiedział niskim, ochrypłym głosem, odchylając uszy do tyłu.
Mżącą Łapę sparaliżował strach. Stała jak wryta, wpatrując się z przerażeniem w wysunięte pazury nieznajomego. Po chwili przeniosła wzrok na jego blizny, a jej oczy rozszerzyły się pod wpływem nowej fali paniki, która ogarnęła jej ciało.– Jesteś Płomieniem?– zapytał Orli Pazur nie zwracając uwagi na rozkaz kocura.– Potrzebujemy twojej pomocy.
Kotka pisnęła cicho z zaskoczenia i skuliła się, gdy rudy kot podniósł łapę i zamachnął się nią na pysk zastępcy, raniąc go w nos. Z rany wyciekło trochę krwi, a gdy wojownik schylił głowę ku ziemi, zupełnie nie przygotowany na coś takiego ze strony obcego, parę kropel spadło na szary kamień.
– Powiedziałem, że macie się wynosić!– ryknął nieznajomy, strosząc futro i robiąc jeszcze jeden krok w ich stronę.
– Ja... jestem Orli Pazur, a to jest...– odezwał się ponownie wojownik, chcąc nawiązać kontakt z rudym kocurem. Ten jednak nie słuchał go, zamiast tego skoczył na niego, z zamiarem zadania kolejnego ciosu.
CZYTASZ
Wojownicy: Spadające Gwiazdy
FanfictionTom I Zakończony Przepowiednie to coś, czego można się bać. Zazwyczaj zwiastują wielkie niebezpieczeństwo, coś, co zagraża jednemu z klanów, lub co gorsza, wszystkim klanom. Na szczęście Klan Gwiazdy, który te wizje zsyła, czuwa nad dzikimi kotami...